Rozdział 1

11 1 4
                                    

  Obudzily mnie promienie slonca. Spojrzalam na zegar, byla 9:00. Z niechecia wstalam i zaczelam kierowac sie do lazienki. Ogarnelam sie i wyszlam z lazienki okolo pol godziny pozniej. Weszlam do kuchni aby zrobic sobie sniadanie, uznalam ze zrobie sobie kanpaki i do tego kawe. Mialam dzis wolne w pracy wiec nie spieszylam sie. 10 miunut pozniej odnioslam pusty talerz do zlewu. Podeszlam do stolu i wzielam kubek z kawa i zaczepam kierowac sie na kanape. Nagle ktos do mnie zadzwonil, zdiwilam sie poniewaz dzwonil komendant. Odebralam i przylozylam telefon do ucha.
- halo?
- Czesc ada, chcialem ci powiedziec to osobiscie ale niestety nie ma mnie w miescie, zreszta sam sie o tym dowiedzialem przez telefon - zdiwilam sie na slowa mezczyzny, byl zdecydowanie bardziej powazny niz zwykle, kontynuowal - niestety mam dla ciebie przykra informacje.
- co sie stalo? - zapytalam zdenerwowana.
- Ada... - na chwila zapanowala cisza po drugiej stornie sluchawki, czekalam zniecierpliwiona na to co komendant chce mi powiedziec - maks... on nie żyje - kubek wypadl mi z reki, reszta cieczy rozlala sie na podloge. Czulam sie jakby swiat sie nagle zatrzymal, a moje serce rozpadlo sie na milion kawalkow. Nie wiedzialam co mam powiedziec, do moich oczy naplynely lzy. Siedzialam w oslupieniu dopoki nie wytwal mnie z transu glos komendanta - zostal postrzelony wczoraj podczas sluzby. Zmarl na stole operacyjnym, przykro mi, jesli bedziesz potrzebowala jaki- przerwalam meżczyznie
- dziekuje za informacje, musze teraz pobyc sama - powiedzialam przez lzy i sie rozlaczylam. Zaczelam glosno plakac - nie to nie mozliwe... nie mozliwe - zaczelam powtarzac w kolko, reszte pamietam jak przez mgle.

Obudzilam sie z krzykiem. Siedzialam na kanapie i probowalam zlapac oddech. Mialam koszar. Zaczelam sie rozgladac po salonie, zobaczylam, ze na dworze jest juz ciemno. Spojrzalam na zegar, bylo po 23. Nawet nie pamiętam kiedy zasnelam. Wstalam i poszlam do lazienki. Umylam twarz w zimnej wodzie, po czym przejzalam sie w lustrze. Mialam cale opuchniete powieki, nie wiem ile plakalam ale zapewne wylalam morze lez. Umylam rece po czym znowu spojrzalam w lustro. Byl tam. Maks stal za mna, krzyknelam i obrucilam sie, a potem przewrocilam. Nikogo za mna nie bylo, moj oddech byl przyspieszony i nie rownomierny. Siedzialam tak jeszcze przez chwile po czym podnioslam sie, spojrzalam jeszcze raz w lustro. Nikogo tam nie bylo. Uznalam, ze to z przemeczenia.

Nastepne kilka dni wygladaly podobnie. Caly czas mialam koszmary i budzilam sie z krzykiem. Duzo osob do mnie dzwonilo i pisalo. Nie mialqm ochoty z nikim rozmawiac. Jutro rano mial odbyc sie pogrzeb maksa. Wkladalam do torby ostatnie potrzebne rzeczy, jutro o 5:20 mam pociag do zakopanego. Zamknelam torbe i usiadlam wykonczona na lozku. Nagle usyszalam odglos rozbijanego szkla, dobiegal w kuchni. Przestraszylam sie, przez te wszystkie emocje zaczynam miec juz paranoje. Wyszlam z pokoju i powoli zaczelam sie kierowac w strone kuchni. Gdy weszlam do pomieszczenia zobaczylam rozbita szklanke na podlodze. Uznalam ze po prostu zle ja postawilam, po czym zabralam sie za sprzetniecie kawalkow szkla. Nastepnie udalam sie do pokoju, przebralam sie w jakies inne ciuchy i polozylam sie do lozka, wczesniej nastawiajac budzik. Przez dluzszy czas nie moglam zasnac, nie dochodzila do mnie to, ze maks, tak ten sam maks ktory byl moim przyjacielem ale jednoczesnie osoba ktora dazylam duzym uczuciem, odeszla. Juz nigdy nie zobacze jego glupiego usmiechu ktory nigdy nie schodzil mu z twarzy, nie zobacze jego pieknych oczy, juz nigdy sie do niego nie przytule i nie poczuje zapachu jego perfum. Juz nigdy go nie zobacze.

Obudzil mnie dzwiek budziku. Byla 4:00. Wstalam i udalam sie do lazienki. Wyszlam okolo 20 minut pozniej. Nastepnie poszlam zjesc sniadanie. Okolo 4:40 zaczelam sie zbierac do wyjscia, i przy okazji zamowilam taksowke. Gotowa czekalam na transport. Pol godziny pozniej czekalam na peronie az przyjedzie moj pociag.

Podroz minela mi w miare szybko. Czekalam pod kosciolem czekajac az zacznie sie ceremonia, w miedzy czasie witajac sie z pozostalymi gosmi. Bylam ubrana w czarna sukienke oraz czarne buty na lekkim obcasie. Wlosy mialam spiete w kok. Na gore mialam ubrany czarny sweter, poniewaz bylo dosc chlodno. No szyi mialam zawieszony wisiorek ktory dostalam na swieta, wlasnie od maksa. Byl to maly przezroczysty krysztal zawieszony na zlotym lancuszku.

———

- hej majcher poczekaj chwile - uslyszalam za plecow gdy wlasnie opuscilam budynek komisariatu. Mezczyzna podbiegl do mnie - wiesz bo - wiadac bylo ze byl troche zestresowany.
- jak chcesz mnie zaprosic na piwo to wybacz nie dzis - zasmialismy sie oboje.
- nie nie o to chodzi, bo wiesz zaraz swieta i raczej sie nie zobaczymy w tym roku i - maks przerwal na chwile a ja spojrzalam na niego pytajacym wzrokiem - mam cos dla ciebie.
- dla mnie? - zdiwilam sie troche
- no prezent swiateczny - wyjal z kieszeni male pudeleczko owiniete swiateczntm papierem w jakies renifery i mikolaje.
- nie no nie zaruj sobie, byrcyn - zasmialam sie lekko
- ja nie zartuje - spojrzal na mnie spodelba, po czym wcisnal mi prezent do reki - i nie chce slyszec od ciebie ze go nie przyjmujesz - usmiechal sie. Przewrocilam oczami po czym tez sie usmiechnelam.
- ja nie mam nic dla ciebie przepraszam - odwrocilam wzrok, zrobilo mi sie troche glupio ze on o mnie pomysl a ja nie.
- ej dziolcha, glowa do gory, przeciez nic sie nie stalo - polozyl reke na moim ramieniu i jeszcze bardziej sie usmiechnal, a ja odwzajemnilam usmiech.
- dziekuje - pocalowalam chlopaka w policzek na podziekowanie. Zauwazylam, ze maks sie zarumienil. Sama nie wiem czemu to zrobilam. Po chwili na jego twrazy znowu zawital usmiech.
- dobra to ja bede spadal, do zobaczenia majcher - usmiechnelam sie do niego. Stalam tak chwile i patrzylam jak maks coraz bardziej sie oddala. Po chwili sie otrzasnelam z transu i sama zaczelam kierowac sie w strone domu.

———

Starlam lze splywajaca po moim policzku. Po chwili dzwony w kosciele zaczely bic. Powoli zaczelam wchodzic do do srodka. Nagle sie potknelam i czulam jak upadam. W ostatniej chwili poczulam jak ktos mnie lapie. Byla to dziewczyna, byla bardzo podoba do maksa. Miala ciemne krecone wlosy,              oczy. Byla ubrana w czarna sukienke. Wpatrywalam sie w nia chwile, byla strasznie podobna do niego. Po chwili sie otrzasnelam, zobaczylam jak dziewczyna macha mi reka przed twarza.
- prze przepraszam zamyslilam - odpowiedzialam zmieszana, glupio mi bylo.
- nic nie szkodzi, dagmara jestem, ale mow daga, tak bedzie latwiej - dzieczyna usmiechnela sie i podala mi reke na przywitanie
- Ada - podalam reke dzieczynie i odwzajemnilam usmiech - jestes kims z rodziny maksa, tak? - spytalam nie pewnie.
- tak, jestem jego kuzynka - dziewczyna troche posmutniala.
- moje kondolencje - polozylam dziewczynie reke na ramie.
- dziekuje, bardzo jest to dla mnie trudne. Bylismy z maksem praktycznie nie rozlaczni od dziecka - powiedziala daga - a ty jest- byłas jego dziewczyna, tak? - zapytala.
- umm nie - zarumienilam sie. - bylismy bardzo dobrymi przyjaciolmi - wyjasnilam.
- jasnnee - odpowiedziala chyba nie dokonca wierzac w moje slowa. Po jej slowach weszlysmy do kosciola i zajelysmy miejsca. Po zakonczeniu mszy wszyscy goscie udali sie do restauracji. Zjedlismy uroczysty obiad a potem przy ognisku wszyscy wspomninalismy maksa. Moze nie ktorzy by powiedzieli, ze nie przypominalo to pogrzebu, bo fakt nie byl to typowy pogrzeb, ale w stylu maksa. Dalam sie namowic dadze aby zostac na noc i nocowac w namiocie. Lezalam wlasnie w spiworze i rozmyslam. Nie bylam smutna, bylam naprawde szczesliwa a dzisiejszy dzien byl na prawde cudowny. Mysle, ze bylo dokladnie tak jak maks by tego chcial.
- o czym tak myslisz co - nawet nie wiem kiedy do namiotu weszla daga.
- A nie, o niczym waznym - dziewczyna dalej patrzyla sie na mnie          spojrzeniem. - cudowna uroczystosc - w koncu uleglam - maks bylby zachwycony - spojrzalam na nia i sie usmiechnelam.
- Tak to prawda... - dziewczyna zgodzila sie ze mna, po czym polozyla sie obok mnie w swoim spiworze. - byl dla ciebie wazny - daga przerwala cisze miedzy nami - prawda? - nie wiedzialam co mam jej powiedziec. Roplakac sie i powiedziec ze go cholernie kochalam i zrobilabym wszystko zeby do nas wrocil czy dalej upierac sie ze byl tylko zwyklym przyjacielem. Czulam jak do oczu naplywaja mi łzy. - hej... Ada? - kobieta wyrwala mnie z rozmyslen.
- Y tak tak, przepraszam znowu sie zamyslilam - odpowiedzialam zmieszana.
- Spokojnie jak nie chcesz odpowiadac to nie musisz - dziewczyna usmiechnela sie cieplo. Nic nie mowilam. Nie bylam w stanie, to wszystko mnie juz przerastało. - dobranoc Ada.
- dobranoc.

nigdy cię nie zostawię Where stories live. Discover now