Rozdział 2

14 1 4
                                    

Nie moglam zasnać. Postanowilam pojsc sie przejsc. Wyszlam z namiotu i zaczelam sie kierowac przed siebie. Nie znalam okolicy, bylam tu pierwszy raz. Po jakims czasie znalazlam sie na malej polanie, bylo ciemno wiec nie widzialam dokladnie okolicy. Zauwazylam maly strumyk wody. Podeszlam do niego, usiadlam obok pnia zcietego drzewa. Wpatrywalam sie w plynaca rzeke, nie myslalam o niczym. Nie wiem ile juz tam siedzialam moze 5 minut, moze godzine nie wiem. Tez nawet nie wiem kiedy zasnelam.

Obudzil mnie spiew ptakow. Nie wiem ktora byla godzina ale slonce dopiero zaczelo wschodzic. Czulam wewnetrzyny spokoj. Uswiadomilam sobie, ze nie mialam dzis zadnego koszmaru.
*o matko daga, ona moze sie o mnie martwic*
Szybko sie podnioslam z ziemi i zaczelam isc w strone pola namiotowego. W pewnym momencie myslalam, ze sie zgubilam, ale po chwili zobaczylam charakterystyczne drzewa ktore wczoraj w nocy widzialam. Dotarlam do mojego namiotu i cicho weszlam do srodka. Daga spala, odetchnelam z ulga. Polozylam sie do mojego spiwora, probowalam dalej zasnac ale nie moglam. Lezalam tak dopoki daga sie nie obudzila. Ogarnelysmy sie i poszlysmy na sniadanie. Ludzie powoli zaczynali sie zbierac w restauracji. Kilka godzin pozniej musialam zbierac sie na pociag. Daga postanowila mnie odprowadzic na peron. Nieprotestowalam, ciesze sie, że ja poznalam jest na prawde cudowna osoba. Na porzegnanie wymienilysmy sie jeszcze numerami telefonu. Wieczorem bylam juz w Natowicach. Wrocilam do domu. Od razu zucilam sie na lozko, nawet nie mialam sily sie rozpakowac, od razu zasnelam.

Opudzialam sie pozno w nocy z krzykiem, kolejny koszmar. Probowalam uspokoic oddech. Po chwili juz sie uspokoilam, spojrzalam an zegar, byla 2:53. Nagle uslyszalam pukanie do drzwi, zdziwilam sie, kto mogl cos ode mnie chciec o tej poze? Sięgnęłam po telefon, zobaczylam ze mam zero kresek zasiegu. Pukanie nie ustawalo a wrecz bylo coraz mocniejsze. Wstalam z lozka i zaczelam kierowac sie do drzwi wejsciowych. Spojrzalam przez wizjer ale nikogo tam nie bylo. Przestraszylam sie. Pukanie bylo wciaz coraz mocniejsze, myslalam, ze drzwi zaraz wypadna z zawiasow. Juz chcialam odpusic i wrocic do lozka, ale sie wkurzylam i postanowilam otworzyc drzwi.  Za drzwiami nikogo nie bylo, pukanie ustalo. Zamknelam drzwi i sie odwrocilam. I nagle zobaczylam wielką czarna kreature. Przyszpilowla mnie do drzwi, nie moglam sie ruszyc. Kreatura miala wielkie ostre zeby, pobrudzone krwia. Jej wielkie oczy wpatrywaly sie we mnie. Nagle w jej jamie ustnej i gardle wysunelo sie wiecej ostrych zebow. Byłam totalnie sparalizowana strachem. Nagle kreatura zucila sie na mnie.

Obudzilam się z krzykiem. To byl na cale szczescie tylko kolejny koszmar. Siedzialam na lozku probujac zlapac oddech, cala sie trzeslam a z moich oczu lecialy nie kontrolowane lzy. Balam sie. Te koszmary mnie juz wykanczaly, kazdy z nich byl taki realistyczny... Zaczelam sie dusic lzami. Nie wiem ile czasu zajelo mi uspokojenie sie, wzielam telefon do reki, 5:27. Zobaczylam, ze dostalam od kogos wiadomosc.

Daga: Hej, mam nadzieje, że dotarłas bezpiecznie do domu.      00:13

Ada: Hej, dotarłam bezpiecznie
Ada: przepraszam, że dopiero teraz ale bylam padnieta i od razu poszlam spac ;) 5:28

Odpisalam jej szybko, poczym wstalam z lozka i zaczelam kierowac sie do kuchni. Nalalam sobie wody do szklanki. Usiadlam na kanpie i zaczelam przegladać pozostale nie otczytane sms. Najwiecej dostalam ich chyba od danki. Wypytywala jak sie czuje, czy potrzebuje porozmawiac czy nawet pomocy od specjalisty. To bylo bardzo mile z jej strony, ale to w jej stylu. Odziwo slawek tez sie martwil, a myslalam, ze nosa zza krzyzuwek nie wyciaga. Usmiechnelam sie na ta mysl. Jutro musialam juz wrocic do pracy. W sumie to nawet sie ciesze, mam juz dosc siedzenia w czterech scianach i nic nie robienia. Ale z drugiej strony jak ja mam sie zachowac, mam przyjsc na komisariat tak jak zwykle i udawac ze wszystko jest okej?

Byla godzina 19:00. Wlasnie skonczylam sprzatac moje mieszkanie. Zrobilam sie troche glodna więc poszlam sobie zrobic kanapki. Po zjedzeniu posilku poszlam wziac dluga kąpiel.

———

- jak myslisz... co jest po smierci? - maks zapytal sie mnie kiedy spacerowalismy po jednej z alejek w parku. Byla jesien, kolorowe liscie lezaly na ziemi co dawalo duzy klimat. Chlopak uparl sie, ze odprowadzi mnie do domu a skonczylo sie tak, ze juz od 3 godzin szwedamy sie po miescie i gadamy o glupotach.
- szczerze to... nigdy sie nad tym nie zastanawialam - odpowiedzialam. - a ty, jak myslisz?
- ja mysle, ze budzimy sie w raju, gdzie biale golebie niosa nas na grzbietach, a anioly graja nas sernady - zasmialam sie na ta odpowiedz, w styli Brycyna. Chlopak tez zasmial sie po chwili. - nie wazne co bedzie gdy umrzemy ale wiem jedno - spojrzalam na niego pytającym wzrokiem. Maks szedl dalej przed siebie z usmiechem na ustach.
- no powiesz w koncu? - wywrocilam oczami, chlopak sie zasmial bo zobaczyl, ze udalo mu sie mnie zdenerwowac.
- wiem tyle, ze na pewno chce być tam z toba dziołcha - spojrzalam sie na niego zdziwionym spojrzeniem, a on sie tylko zasmial.
- Ta przynajmniej sie tam nudzic nie bede - przewrocilam oczami i sie zasmialam. Szlismy tak dalej w ciszy, nie byla ona nie zreczna, wrecz przyjemna. Ale tylko mi nie przeszkadzala ta cisza, nagle poczulam jak ktos mnie szturcha. Oczywiscie to byl maks, oddalam mu. Szybko tego pozalowalam, moglam to po prostu zignorowac. Chlopak znowu mnie szturchnal, tym razem to zignorowalam. Myslalam, ze sobie odpusci te dziecinne zabawy ale puczulam jak znowu mnie szturchnal. Troche sie wkurzylam, znowu mu oddalam. On sie usmiechnal i tez mi oddał.
- widze, że chcesz wojny - spojrzalam na niego a on sie tylko zasmial. Zaczelismy sie nawzajem szturchac i popychac a w koncu przez maksa wpadlismy w kielka sterte lisci. Oboje zaczelismy sie z tego smiac a po chwili zeczelismy sie opsypywac i zuciac liscmi.
- yhkm - odrazu odwrocilismy sie w strone dzwieku. Stal tam starszy pan z grabiami w reku. - dorosli ludzi a tak szanuja czyjas prace?! - zaczal na nas krzyczec. Spojrzelismy sie na siebie s po chwili maks wstal a potem pomogl mi wstac.
- bardzo przepraszamy - powiedzialam za zas dwoje.
- ja wam dam przepraszam! - podniosl widly to gory. Maks stanal przede mna, aby starszy pan nie zrobil mi krzywdy. Bylo to na prawde urocze z jego strony.
- ee panocku spokojnie, zar- starszy mezczyzna nie dal maksowi skonczyc.
- wy gowniarze nie wychowane!!! - zaczal wymachiwac widlami. Maks zlapal mnie za reke i zaczelismy uciekac. Mezczyzna zaczal nas gonic, wyzywajac nas przy tym. Jak na swoj wiek mial dobra kondycje. W koncu mu ucieklismy. Spojrzalismy na siebie po czym wybuchlismy smiechem.
- juz myslalem, ze nas przebije na wylot tymi widlami - zasmialam sie na jego slowa. Zobaczylam, ze dalej trzymamy sie za rece. Zarumienilam sie i odwrocilam wzrok, po czym delikatnie zabralam reke z uscisku.
- bardzo fajnie mi sie spedza z toba czas ale juz zaczyna sie robic pozno wiec chyba bede musiala juz wracac.
- rozumiem, moge cie odprowadzic? - zapytal.
- ale tym razem serio, do domu - powiedzialam stanowczo, po czym sie usmiechnelam. Nie umialam mu odmowic, zreszta i tak chcialam spedzic z chlopakiem jeszcze troche czasu.

———

Otworzylam powoli oczy, w dalszym ciagu siedzialam w wannie. Nawet nie wiem kiedy odplynelam. Woda byla juz zimna. Wyszlam z wanny i spojrzalam na godzine w telefonie. Byla 20:47, wiec musialam na prawde dlugo tu siedziec. Ubralam sie w ciuchy do spania, po czym wyszlam z lazienki i udalam sie do sypialni. Ustawilam sobie budzik na 5:00, a potem polozylam sie i probowalam zasnac.

nigdy cię nie zostawię Where stories live. Discover now