Rozdział 7.

411 38 3
                                    

Perspektywa Suzy

-Jack, mam pytanie...- Zapytałam, kiedy odkleił się ode mnie, jednak dalej na nim leżałam.

-Pytaj śmiało.- Odpowiedział i pocałował mnie w czoło.

-Co dał ci Jeff przed śniadaniem? Bardzo mnie to zaciekawiło.- Zaczął się śmiać.- Co w tym takiego śmiesznego?- Schował jedną rękę do kieszeni w spodniach. Siadłam na niego okrakiem i próbowałam mu to wziąć.- No pokaż! I tak się dowiem!- Po zaciętej walce Jack podał mi małą saszetkę. To była prezerwatywa. Od razu zaczął jeszcze bardziej się śmiać, a ja oblałam się rumieńcem.

-No to masz czego chciałaś, buraku!- Szybkim ruchem wziął mi z ręki podarunek od Jeff'a.

-Ty chyba nie myślisz sobie że tak od razu wskoczę ci do łóżka.- Dalej się ze mnie śmiał. W końcu spoważniał.

-To wszystko zależy od ciebie, ja się nie narzucam. A propo, kiedy masz urodziny?- Spytał i zaczął bawić się moimi włosami, gdyż znów leżałam na nim.

-15 lipca, a co? Szykujesz coś?

-Można tak powiedzieć, ale teraz wracajmy.- Wstał i czekał aż zrobię to samo. Przez resztę drogi opowiedział mi trochę więcej o sobie.

***2 godziny później***

-Muszę już wracać, jeśli to wam nie sprawi problemu, to przyjdę również jutro.

-Suzy, wiedz, że jesteś tutaj bardzo mile widziana o każdej porze dnia i nocy. A zwłaszcza u Jack'a.- Sam mrugnęła do mnie porozumiewawczo.- Miłego dnia!

-To do jutra, miłego dnia.-Już miałam wychodzić, kiedy usłyszałam kroki.

-Suz, ty przecież niezbyt dobrze pamiętasz drogę do domu, odprowadzę cię.- Rzekł mój chłopak, tym razem już w masce.- Może wpadniesz jeszcze wieczorem? Mamy oglądać jakieś filmy, a bez ciebie byłoby mi smutno.

-Dobra, ale tym razem nie zamierzam latać z tobą po jakieś kiełbaski.- Zaśmiał się i chwycił mnie za rękę.

***Pod domem Suzy***

-No to jesteśmy.- Jack wydawał się być smutny.

-Hej, co się stało?- Byłam dość zmartwiona.- A może zostaniesz chwilę u mnie? Tylko muszę się wykąpać.- Odprowadziłam bruneta do mojego pokoju, a sama poszłam do łazienki, uprzednio biorąc rzeczy do przebrania.

Perspektywa Jack'a

Siedziałem u niej w pokoju i na nią czekałem. Położyłem się na jej łóżku. 'Jakie wygodne, czemu ja takiego nie mam?". Odłożyłem maskę na łóżko i zszedłem na dół, po czym czekałem na nią w kuchni.  Słychać było jak śpiewała pod prysznicem. Podszedłem do drzwi żeby lepiej słyszeć. Oparłem się łokciem o klamkę, drzwi się otworzyły a ja wyrżnąłem orła w progu. Kiedy para opadła, bo Suz przestała lać wodę, zobaczyłem ją okrywającą się ręcznikiem.

-No to przyłapany. Zachciało ci się podglądać, co?- Mimo iż mówiła to z opanowaniem, w jej oczach widziałem wielki gniew.

-Nigdy! Zszedłem do kuchni, usłyszałem jak śpiewałaś i oparłem się łokciem o klamkę. Nie wiedziałem, że nie zamknęłaś zamka. Przecież wiesz, że nigdy bym czegoś takiego nie zrobił.- Zaśmiała się i kucnęła.

-Wyjątkowo masz taryfę ulgową, bo mam dobry humor.-Wstałem i siadłem obok niej. Złapałem ją za wilgotne włosy i pocałowałem. Uwielbiałem to robić, ale tylko z nią.- Dobra, koniec tych czułości. Wypad z baru, barman wszystko wypił.- Wstała i wskazała ręką drzwi.- Sio.- Posłusznie wyszedłem i położyłem się na sofie w salonie tak, aby nie widziała mnie wychodząc z łazienki, uprzednio włączając telewizor.

Usłyszałem że już wyszła z łazienki. Słychać było jak na dłoni że się zbliża. Podeszła do sofy. Złapałem ją i położyłem obok siebie. Przytuliłem się do niej.

-Jack, co to miało być?

-A malutka niespodzianka, nie podoba ci się?- Uśmiechnęła się i wtulona w moją bluzę zasnęła.


I jest 7 rozdział :). Następny w sobotę =^.^= Miłego dnia.

Eyeless Jack is everywhereOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz