Rozdział 1.

904 54 2
                                    

-Kogo by tu wziąć do odpowiedzi.. - historyk zawsze tak zaczynał lekcję. - Może Suzy wykaże się swoją inteligencją przed klasą? -Wiedziałam że to mnie zapyta. Od zawsze miałam problemy z historią.

- Panno Suzy, łaskawie podejdziesz do odpowiedzi czy mam Ci wpisać jedynkę? - Od  razu gdy znalazłam się przy tablicy profesor zaczął swój ''rytuał" - Przedstaw mi przyczyny i skutki zrzucenia bomby atomowej w Japonii. No, słucham.

-Emm.. przyczyną była.... - Nic z tego nie pamiętałam. - Przyczyną była...

-Dostajesz jedynkę. Siadaj i przygotuj się na kolejne pytania.

Reszta dnia przebiegła w  miarę spokojnie. Nie licząc ciągłego dokuczania ze strony"klasowych gwiazdeczek". Po skończonych zajęciach już miałam wychodzić, kiedy to drogę zablokował mi Stewe, czyli klasowa gwiazda.

-Suzy, ty jesteś taka głupia czy tylko udajesz? - Nie obyło by się bez chichotów jego dziewczyny, Belli.

Zignorowałam go i skierowałam się w stronę mojego domu.

****************

Byłam już w domu. Matka leżała na sofie, niedaleko niej ojciec trzymający pustą puszkę po piwie. Brata nie musiałam daleko szukać. Był w kuchni, opierał się o blat, który był przykryty warstwą wymiocin. Tylko go szturchnęłam, a on osuną się na podłogę. Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego Tim zawsze chlał z rodzicami. Nie miałam zamiaru ich budzić. I tak będą mieli kaca, a ja nie zamierzam brać udziału w bójkach ojca z matką.

Poszłam do swojego pokoju, a raczej strychu. Mieliśmy jednopiętrowy dom pomalowany na biało. Trochę dziwne były ślady krwi z tyłu budynku, ale ten fakt przemilczę. Rzuciłam torbą w kąt pomieszczenia i położyłam się na łóżku, po drodze biorąc laptopa. "Już 17.20" - pomyślałam kiedy komputer włączył się ukazując godzinę. Włączyłam jakiś program graficzny i zaczęłam ryzować. Po jakiś 10-15 minutach skończyłam. Ostatnio strasznie dużo rysowałam postacie z creppypast. Ogólnie rzecz biorąc - czytanie takich rzezy na swój sposób mnie uspokajało. Przy laptopie siedziałam dobre 5 godzin, Z dołu słychać było krzyki rodziców. Brat najwyraźniej już poszedł do siebie. Co prawda był młodszy, a już mieszkał sam. A dokładniej to w szopie, bo tato postanowił zrobić u niego w pokoju wielki bar.

Perspektwa Jack'a

-Jeff, idziesz czy nie? - spytałem z wyrzutem. - Mieliśmy iść na miasto, a ty od 2 godzin bawisz się w ostrzenie noża.

Z Jeff'em mieszkałem już długi kawał czasu. Często chodziliśmy razem na miasto, co u nas znaczy, że idziemy trochę ulżyć licznikowi populacji. Chociaż od ostatniego czasu często chodziłem sam, bo The Killer zajmował się swoją dziewczyną.

-No już idę, coś ty taki spięty? Spieszy ci się czy co? - Jeff był dość nieogarnięty. I nie mowa tutaj o ubiorze czy coś w tym stylu. Na miasto wychodził nawet w biały dzień, przez co pewnego razu złapała go policja. Mówiąc złapała mam na myśli obezwładniła na 2 minuty.

***2 godziny później***

-Jack, ja już muszę lecieć, Kate na mnie czeka.

-To leć, mi został jeszcze jeden dom i spadam. I tak dzisiaj pozabijaliśmy z dobre 10 osób. Mogło być lepiej, no ale.. - Jeff często zostawiał jeden dom na koniec do mojej samodzielnej roboty.

Jako ten ostatni dom upatrzyłem sobie biały budynek z czerwonym dachem. W oczy rzucała się wybita szyba ze śladami krwi. "No to sobie ładnie zabalowali, szkoda, że to ich ostatni raz". Wszedłem przez owe rozwalone okno. Światła były zapalone, a ja znalazłem się w salonie. Na podłodze były świeże ślady krwi. Jakiegoś faceta znalazłem w kuchni, a kobietę w łazience. "Od kogo by tutaj zacząć?". Intuicja podpowiedziała mi, żeby pierwsze skosztować nerek faceta. Jednak nie byłem pewien co do ich stanu. Zanim do niego podszedłem, wyjąłem swój skalpel, notabene ubrudzony z krwi wcześniejszych ofiar.

-Te, śpiąca królewno, wstawaj. - Zacząłem szturchać faceta w ramię. Ten zaczął mlaskać. Nim zdążył zacząć być na jawie moja broń powędrowała pod jego gardło, a chwilkę później zaczął krztusić się swoją krwią. - Ej, koleś, łapy przy sobie, jeszcze mnie ubrudzisz. - Zaczął mnie łapać za nogi. Zaraz potem wydłubałem mu oczy, potem przewróciłem na brzuch i naciąłem skórę w okolicach nerek. Szybko go ich pozbawiłem. Szybko stwierdziłem, że nie nadają się do zjedzenia i odłożyłem je na podłogę. Z panią było lepiej, bo się nie opierała, jednak jej nerki były w nie lepszym stanie od faceta.

Przypomniałem sobie, że w jakiejś szopie i na strychu świeciło się światło. Lekkim truchtem wbiegłem do małego budynku. W środku był jakiś chłopak przytulający się do łopaty. Z nim poszło jeszcze szybciej, jednak jego nerki też najlepsze nie były, jednak z głodu zjadłem jedną. Druga "przypadkiem" nadziała się na grabie.

Teraz został tylko strych. Nie powiem - jego wejście było dość dobrze ukryte. Kiedy wszedłem zobaczyłem otwarte okno. W kącie pokoju stało łóżko, a na nim leżała jakaś dziewczyna, z 4 lata ode mnie młodsza. Niedaleko stało biurko z dużą ilością zeszytów. większość z nich wyglądało na zużyte. Jeden był otwarty. Z ciekawością zacząłem go przeglądać. Cały zeszyt był w rysunkach ze mną. Trochę to było dziwne. Ofiara zna swojego oprawcę. "Jak słodko". Podszedłem do śpiącej brunetki. Nie czuć było od niej alkoholu. I bardzo dobrze. Obudziła się, kiedy tylko dotknąłem skalpelem jej szyi.

-Witaj, czy użyczysz mi swojej nerki? - Dziewczyna tylko uśmiechnęła się i podniosła brwi.

-Witaj, Jack. Nie sądziłam, że jesteś wybrednym degustatorem nerek. - Jej ręka powędrowała pod poduszkę, a minutę później siedziała na mnie z tasakiem w ręku.

-Ej, ja cię nawet nie drasnąłem, a ty mi z tasakiem wylatujesz? Niezbyt miłe powitanie.

-Czy nie sądzisz, że grzebanie w cudzych rzeczach nie jest miłe? - Odrzuciłem skalpel w bok i podniosłem ręce do góry.

-Widzisz, ja już ci nic nie zrobię, więc może byś w końcu zeszła ze mnie? - Dziewczyna usiadła koło mnie, jednak nie odłożyła tasaka. - Słuchaj, ja już muszę lecieć, przyjdę jutro.

Wyszedłem przez otwarte okno i skierowałem się w stronę lasu.

***

Na miłe przywitanie prawie 2 strony :) Następny rozdział będzie w okolicach 13-14 bądź 18-19.

Eyeless Jack is everywhereOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz