Prolog.

2.7K 157 18
                                    

PROLOG.

Jak otępiała wpatrywałam się w siedzącego przede mną doktora Moora. Czułam się jak w śnie. Jak w cholernie głupim koszmarze z którego chce się obudzić. Uszczypnęłam się. Dalej nic. Drugi raz, trzeci a ja dalej śpię. Co się do cholery dzieje? To po prostu nie może być prawda, to jest jakiś głupi żart. Widziałam tylko współczujący wzrok doktora, słyszałam szloch mamy, która nerwowo ściskała moją dłoń. Odwzajemniłam uścisk dodając jej otuchy.

Ale od razu rak? Owszem od kilku tygodni gorzej się czułam, byłam osłabiona, strasznie schudłam, gorączka była wyższa niż kiedykolwiek a moja skóre zdobiły małe plamy które nie znikały. Ale nigdy bym nie pomyślała, że mam raka. Nie paliłam, nie piłam, zdrowo się odżywiałam, uprawiałam sporty. Byłam w jednej z lepszych drużyn tanecznych, mieliśmy wyjechać na tournee. Miałam 18 lat, całe życie przed sobą. Chciałam żyć pełnią życia, spełniać swoje marzenia, chciałam tańczyć. A teraz? Teraz mam raka.

- Czy ja będę żyła?

Spojrzałam na lekarza, mój głos drżał. Odchrząknęłam. Słyszałam jak mama i Ethan- mój brat który wrócił z kubkiem wody dla mamy wstrzymują oddech.

- Panno Brown zrobimy wszystko co w naszej mocy aby pani pomóc. Konieczne będzie leczenie, chemioterapia. Dobrze, że wykryliśmy go teraz, gdyż nie jest jeszcze w tak zaawansowanym stadium.

Kiwnęłam głową i znów zatraciłam się swoich myślach. Słyszałam tylko jak Ethan załatwia mi najlepsza klinikę i najlepszych specjalistów. Był jednym z najbogatszych ludzi w mieście. Przejął ogromną kancelarie po ojcu która od kilku lat prowadził a jego notowania wzrosły. Oprócz tego spotykał się z moją przyjaciółką Sam. Byli w sobie bardzo zakochani jednak widziałam, że od kilku tygodni nie układa im się. Nawet mnie odwiedzała rzadziej, ciągle nie miała czasu, nie odbierała telefonów ani ode mnie ani od mojego brata. Nie chciałam się jednak w to mieszać. To ja ich poznałam ze sobą. Sam była ode mnie starsza. Miała 20 lat, poznałyśmy się 2 lata temu, razem tańczyłyśmy w drużynie. Była naprawdę dobra, miała niesamowicie wygimnastykowane i giętkie ciało. Każdy odwracał się za nią na ulicy. Była piękna i przebojowa.

A ja? Wszyscy mówili mi, że jestem piękna ale nie do końca byłam pewna siebie. Byłam niska lecz dość szczupła. Długie, falowane kasztanowe włosy kaskadami opadały na moje ramiona i plecy. Ogromne oczy powleczone długimi ciemnymi rzęsami i grube brwi. To byłam cała ja. Wesoła i uśmiechnięta do tej pory. A teraz? Moje życie było pod pytajnikiem. Nie wiedziałam, czy będę żyć, jak dużo czasu mi jeszcze zostało.

W mojej głowie krążyło jedno pytanie. Co dalej? Co teraz się stanie? Spojrzałam na krzyż wiszący na ścianie. Nie byłam wierząca, moja rodzina nie chodziła do kościoła, nie modliliśmy się. Wierzyłam, że Bóg jest ale nie miałam jego obrazu w głowie, jaka ma postać, jaka jest jego historia.

Jednak w tej chwili kiedy patrzyłam na te dwie deski zbite w kształt krzyża przez moją głowę przeszły dwa słowa które wyszeptałam tak abym tylko ja i on to słyszeliśmy.

- Boże pomóż !

Zacisnęłam ręce w pięści i zamknęłam oczy. Dopiero po chwili poczułam jak ktoś lekko trąca mnie ręką. To był Ethan.

- Miranda pan doktor się Ciebie o coś pyta, to naprawdę ważne.

Kiwnęłam potakująco głowa patrząc na lekarza.

- Czy chcesz abyśmy podjedli leczenie?

Dużo czytałam o ludziach z rakiem, wiedziałam jakie mogą być skutki leczenia, jak ono wygląda. Bałam się. Cholernie się bałam co będzie dalej. Ale byłam zdecydowana.

- Tak. Chce się leczyć.

Widziałam po minie mamy i brata, że odetchnęli z ulgą. Ja również. Chciałam żyć. Chciałam realizować swoje palny, postanowienia. Chciałam tańczyć.

Byłam zdecydowana, że tego chce. Obiecałam sobie, że się nie poddam, że będę walczyła. Miałam dla kogo. Otaczali mnie cudowni ludzie, miałam mame, miałam Ethana. Nie chciałam widzieć ich takich udręczonych i utrapionych jak dziś. Mama miała zmęczoną twarz. Od śmierci taty pojawiło się jej wiecej siwych włosów które usilnie chowała pod toną farby do włosów a na jej delikatnej twarzy robiły się zmarszczki. Nie mogłam dopuścić, aby wyglądała jeszcze gorzej.

Miałam w sobie siłę. Dam rade.

Był jeszcze ktoś dla kogo chciałam walczyć. Osoba, którą znałam od dziecka i kochałam od dziecka. Jednak dla niego byłam młodszą siostrą. Asher Hemilotn – najlepszy przyjaciel mojego brata a mój obiekt westchnień.

***

No to moi kochani lecimy z częścią 2. Przepraszam, za takie opóźnienie ale mam nadzieje, że wam się spodoba. Prolog jest krótki, chciałam po prostu przedstawić w nim sytuacje i lekki opis co i jak J

Rozdziały będą zdecydowanie dłuższe i większa ilością szczegółów.

Także zapraszam do czytania, komentowania i gwiazdkowania :*

Do następnego <3

Pomóż mi wygrać.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz