Rozdział pierwszy

2.6K 133 17
                                    

Malarie

- Oh, na miłość do lodów na patyku pośpiesz się i zrób to zdjęcie - zajęczałam ze słyszalnym zmęczeniem w głosie, czekając aż moja mama skończy robić tuzin zdjęć.

- Dobrze, kochanie, staram się. Nie bądź złośliwa - moja mama odpowiedziała, posyłając mi jedno z tych srogich spojrzeń - ale również przy tym śmiejąc się do siebie.

- Cóż, jak dla mnie robisz to naprawdę za wolno.. twoje palce cały czas drgają- zachichotałam.

- Winisz mnie? Cała się trzęsę, ponieważ moje dziecko dzisiaj oficjalnie jest w ostatniej klasie! - zawołała, a łzy zaczęły wypływać jej z oczu.

- Nie płacz mamo, bo zaraz sama się rozpłaczę. Plus nie jestem twoim jedynym dzieckiem. Masz jeszcze Grega, Jessę, Jadena, Emmy i Alberta - przytuliłam ją szybko, cmokając jej policzek.

Widzicie moja mama jest „bardzo emocjonalna". Nie mam nic przeciwko, że jest taka, ale po prostu to sprawia, że nie mogę opowiedzieć jej o moich ciężkich problemach. Nigdy nie wiadomo czy zacznie płakać, czy krzyczeć. Nie jest moją prawdziwą mamą, ale to nie ma znaczenia, ponieważ bardzo ją kocham. Jest największą wybawicielką, jaką kiedykolwiek poznałam. Ona to definicja słowa.. błogosławieństwo!

Dwanaście lat temu, kiedy moja siostra Jessa i ja byłyśmy młodsze, miałyśmy nieszczęśliwy  wypadek samochodowy, w którym również brali udział nasi rodzice. Zmarli przez potężne uderzenie, zostawiając nas same w ciężkich warunkach, a do tego osierocone. Miałam tylko pięć lat, a Jessa osiem. Nie wiedziałyśmy, czy kiedykolwiek jeszcze się zobaczymy. Wzajemnie podtrzymywałyśmy się na duchu i walczyłyśmy o nasze życia. Przez cały miesiąc.

Gdy szpital wreszcie nas wypuścił, musiałyśmy czekać przez trzy miesiące na adopcję.  Ale za to przez najlepszą parę na świecie! Część dokumentalna trwała cholernie długo. Jessa i ja chciałyśmy bardzo z nimi pójść, praktycznie błagałyśmy na naszych kolanach. To był bardzo żmudny proces.

Moimi adopcyjnymi rodzicami są William i Nia Banks. Mają trójkę własnych dzieci i trójkę adoptowanych, na których składa się moja siostra Jessa, mały chłopczyk Albert i oczywiście ja. Nie traktują nas gorzej niż swoje prawdziwe dzieci - wszyscy jesteśmy rodziną.

Moi rodzice są Afroamerykaninami, a ja i Jessa jesteśmy Kaukasiankami*. Nie mamy z tym problemu, nasza miłość jest potężniejsza niż kolor skóry. Albert natomiast dwurasowy - jest w nim trochę naszej rasy, a trochę rodziców. Ale na koniec dnia nadal pozostają naszymi opiekunami. A ja dziękuję Bogu każdego dnia, za to, że to właśnie my jesteśmy z nimi.

- Ale to ty jesteś moją specjalną dziewczynką. Wiesz co? Boję się o twoją astmę - szczególnie o to, że możesz mieć atak, nawet z powodu małego stresu. Wszystkie twoje alergie - o mój Boże one są okropne. Musisz brać witaminy.. potrzebujesz mnóstwo miłości - moja mama zaczęła mówić chaotycznie, zagłębiając się w zmartwieniach.

- Mamusiu, spójrz na mnie - chichocząc, chwyciłam jej twarz. - Wszystko ze mną będzie w porządku. Mam swój inhalator  i wszystkie inne potrzebne rzeczy - zapewniłam ją, pocierając jej plecy.

- Jesteś pewna, skarbie? Jesteś przekonana? - spojrzała troskliwie w moje oczy.

- Nie mogłabym być pewniejsza. Kocham cię i jestem wdzięczna, za to, że się o mnie martwisz. Jesteś aniołem zesłanym z nieba – powiedziałam samą prawdę. Kocham tę kobietę całym sercem.

- W porządku, więc kochanie idź do swojego brata i siostry, żebyśmy mogli zrobić wszystkim zdjęcie – wyjaśniła, uśmiechając się przy tym radośnie.

Neurotic TłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz