Rozdział 13

370 26 4
                                    

Wstałem dziś potwornie zmęczony. Nic mi się nie chciało. Śmiesznie, bo przed sekundą się obudziłem a już czuje zmęczenie. Zabawne jest też to, że niema Klary dopiero jeden dzień a ja czuję jakby nie było jej już rok. Czuje pustkę. Nie wiem czemu, ale zacząłem się śmiać. A śmiech przerodził się w szloch. Tak strasznie za nią tęsknie.Wiem co zrobię!! Pojadę do niej. Tylko... gdzie mieszka jej babcia?

Zacząłem szperać po jej pokoju. Znalazłem jakieś pudełko po butach. A w nim....BINGO!!! W nim były różne pocztówki w tym od babci. Ale ma dwie babcie....chyba. Dobra.

Z tego co wyczytałem piszę z babciami od kiedy skończyła 7 lat. Jedna z babci mieszka 20 km stąd, a druga 18. Potrzebny mi samochód. Ok. Wieczorem pójdę odebrać jakiś samochód. Jest już .... WTF?!! 17?!!

Wyskoczyłem z jej domu i poszedłem spokojnie ulicą. Dotarłem do jednorodzinnego, beżowego domu. Lazłem tu z pół godziny. Wyłamałem zamek w drzwiach. UWAGA!!! Ja, Jeff the Killer, wchodzę drzwiami!!! Wszedłem do przedsionka. Wpadłem do salonu, gdzie dwójka dorosłych się pożerała przed telewizorem. Nie ogarnęli, że jestem w środku. Podszedłem do wyłącznika i zgasiłem światło, kobieta zareagowała i oderwała się od mężczyzny. Zaczęła się rozglądać. Schowałem się za ścianą. Wzruszyła ramionami powróciła do lizania się z faciem obok niej. Podczołgałem się do gniazdka do którego prowadził kabel od tv i wyjąłem wtyczkę. Zrobiło się ciemno. Poszedłem do kuchni po drugi nóż i powróciłem do kanapy. W tym samym czasie, gdy się nachyliłem i powiedziałem swoją formułkę, wbiłem oba noże prosto w serca przerażonych ludzi. Pobiegłem na górę, by sprawdzić czy są jakieś dzieci. Nie było. I dobrze. Zaoszczędziłem trochę czasu. Ruszyłem w stronę garażu, gdzie stał czarny Jeep. Wsiadłem do niego i odpaliłem, wcześniej znalezionymi kluczami. Wyjechałem z budynku i ruszyłem w stronę domu jednej z babci mojego aniołka.

Jechałem lasem. Boże jakie to nudne!! Dawno nie jeździłem. A tak w ogóle... czy ja mam prawko?! Po jakim czasie, podczas którego błądziłem między uliczkami, znalazłem szukany adres. Był to dom, a raczej rudera. Farba już dawno zaczęła schodzić. Chyba była żółta. Chyba. Okna zabite dechami. Raczej nikt tu już nie mieszka. Czyli albo nie ma babci lub jej babcia się wyprowadziła. No to jedziemy do drugiego domu. Znowu jechałem przez jakieś zadupia. Dupa mi już odpada!!! Ratunku!!!

...

Jest jakaś chatka przy lesie, ogródek ma nawet spory. Jasne ściany. Dwupiętrowy. Niestety nie opisze wam dokładnie bo jest ciemno. W czterech pokojach świeciły się światła. Trzy na parterze a na górze jedno z zasłonkami. Różowe, albo czerwone...? Nieważne. Podszedłem bliżej pod samo okno, które było lekko uchylone do góry(?). Usłyszałem dźwięki świadczące o tym że ktoś ogląda mecz. A utwierdziło mnie w tym to że dwa męskie głosy, chyba dziadek i tata Klary, wydarły się na cały dom..nie LAS! że ktoś strzelił gol. Olałem ich, lekko głuchy i otępiały podszedłem pod okno po drugiej stronie ściany. Była to kuchnia. To było łatwe do zgadnięcia ze względu na zapachy wiążące się pieczeniem szarlotki. Zgłodniałem a mój brzuch na potwierdzenie zaburczał. W kuchni były dwie kobiety, mama mojej dziewczyny i jej babcia. Mój żołądek po raz kolejny dał znać o sobie. Ale o wiele głośniej. Rozmowy ucichły. Cień zaczął się zbliżać do okna, a ja padłem płasko na ziemię jak najbliżej ściany. Moje własne ciało mnie zdradziło!!! >:( Kiedy czarna postać się oddaliła powoli wstałem i poszedłem do drzwi.

Jeff the killerWhere stories live. Discover now