Prawdziwe potwory

45 3 6
                                    

Grzeczna.
Ona zawsze jest grzeczna.
Siedzi w pierwszej ławce i uśmiecha się do nauczycieli. Porządnie ubrana, włosy zaplecione w warkocz. Bardzo grzeczna dziewczynka.
Jak bardzo wygląd może być mylący...
Ta grzeczna dziewczynka wewnątrz wcale nie jest taka ładna. Gdy uśmiecha się do nauczycieli wspomina widok wytrzeszczonych oczu kota, którego powiesiła mając 6 lat. Tak zabawnie się miotał, zanim zesztywniał zupełnie. I te jego piski...
Potrząsa głową wracając do rzeczywistości. Profesor znów spogląda na nią zadowolony. Przecież jest najlepszą uczennicą.
Znów odpływa wgłąb swojego umysłu. Uśmiech się do niej, jakby ją lubił. Jakby był zadowolony. Jak on może? Przecież ten cholerny belfer postawił jej tylko dobrą ocenę z pracy domowej. Dobrą! Przecież powinna dostać bardzo dobrą ocenę. A może i lepszą...
Pasjonuje się ogrodnictwem. Wie o tym, bo powiedział im to na jednej z luźniejszych lekcji. I widziała go pewnego dnia, gdy szła do sklepu. Przycinał gałęzie wielkim, błyszczącym sekatorem. I ten blask odbity od ostrej powierzchni...
Na myśl o spływającej po ostrzach krwi czuje przyjemny dreszcz. Zamyka na chwilę oczy delektując się tą myślą i obrazem widzianym pod powiekami. Takie narzędzie przy odrobinie wysiłku przecięłyby nawet kość. Jeden ruch i nie ma palca. Wyobrażony krzyk odbija się echem w jej umyśle. Znów zamyka oczy delektując się tym przyjemnym uczuciem rozchodzącym się po całym ciele. Kolejny ruch i nie ma kolejnego palca. A nawet dwóch. Jak wtedy, gdy ucięła ogon psu brata. Wyobrażony krzyk belfra miesza się ze wspomnianym skowytem zwierzęcia.
Jej oddech staje się ciężki i lekko przyspiesza. Oj... Ten krzyk zaczyna ją drażnić. Powoli blokuje mu głowę. Nie może nią ruszyć i tylko wpatruje się w nią z tym przerażeniem w oczach. Powoli otwiera mu usta...
Dzwonek wyrywa ją z marzeń.
No tak. Jest w klasie. Na lekcji. Uśmiecha się szeroko do profesora. Jeszcze nic nie jest skończone.

Muzyka klubowa wwierca się w jej uszy niemalże powodując ból. To takie przyjemne. Niemalże tak bardzo jak widok przestraszonych oczu brata, gdy przyszła do domu. Nadal majej za złe, że oblała jego dziewczynę gorącym tłuszczem. Ale musiała to zrobić. Przecież tamta z tym swoim uśmiechem i gładką skórą była prawie tak samo ładna jak ona sama. Przynajmniej teraz żaden z chłopaków się za nią nie obejrzy.
Siada przy barze i zamawia sok wiśniowy. W tym świetle tak bardzo przypomina on krew.
- Witaj, ognistowłosa.
Słysząc lekko zachrypnięty, męski głos zastyga na moment. No tak. Dzisiaj założyła czerwoną perukę. Włoski na karku stają jej dęba. Jak przyjemnie byłoby poczuć nóż na gardle. Ale ci wszyscy ludzie nie mają wyobraźni. Nie wiedzą, jakie to może być przyjemne.
- Witaj, przystojniaku - odpowiada zachrypniętym głosem.
- Mogę postawić ci drinka, piękna?
- Możesz.
Ma jakieś 20 lat. Tacy są najlepsi. Nie myślą mózgiem tylko hormonami. Tak łatwo nimi manipulować... Tak. Będzie dobry na dzisiaj.
Wódka z sokiem wywołuje pieczenie w jej gardle, ale to tylko zaostrza jej apetyt.
- Możesz ze mną zrobić, co tylko zechcesz - szepcze mu do ucha i rusza na parkiet kręcąc biodrami. Chłopak natychmiast rusza za nią. To takie łatwe do przewidzenia... Czuje jego dłonie na tyłku. To będzie łatwy zawodnik.
Idą prosto do małego magazynu w pobliżu sceny. Nikt tam nie zagląda, a muzyka jest tam tak głośna, że zagłusza wszystkie inne dźwięki.
Ledwie zamykają się za nimi drzwi, on już przyciąga ją do siebie i całuje. Jego ręce wędrują pod krótką spódnicę dziewczyny.
- Nie tak szybko. Mamy dzisiaj trochę inne plany - szepcze do niego. Oplata go rękami i nogami. Widząc jego pytające spojrzenie całuje go w szyję.
- Dobrze, mała.
Jego początkowe westchnienie zamienia się z skowyt, gdy zaciska zęby poniżej ucha. Jego ręce odpychają ją, ale ból i opór tylko ją rozpala. Zaciska zęby jeszcze trochę mocniej, a jego krew wypełnia jej usta.
Strach zawsze dodaje sił. Teraz też, bo chłopak zrzuca ją z siebie i przyciska rękę do rany.
- Pojebało cię dziwko?! Od czubków uciekłaś?!
Wybiega z magazynu. Ale ona już tego nie zauważa. Opiera się o jedną ze ścian i rozkoszuje się uczuciem krwi spływającej jej po brodzie i szyi. Jej metaliczny smak jest jak afrodyzjak. Oddycha ciężko i nierówno. Taką przyjemność czuła ostatnio wtedy, gdy przeleciała tu tego tamtego blondyna. Tego, który dał jej w twarz, gdy podrapała mu dla rozrywki plecy. To nic, że później wbiła mu pilniczek w ramię, a on zemdlał. Sam opór cholernie jej się podobał.
Wstaje, ociera czerwoną ciecz ze twarzy i uśmiecha się. Tak. Ten wieczór był udany. Zrzuca perukę i zmienia bluzkę. Wychodzi z pomieszczenia. Ugryziony chłopak mija ją na środku parkietu i nie poznaje jej.
Tak. To był dobry wieczór.
Bardzo dobry.
A to dopiero początek.

Prawdziwe potwory rodzą się i żyją w naszych głowach.

Opowieści nocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz