Szansa

595 90 30
                                    

„Spraw, aby każdy dzień miał szansę stać się najpiękniejszym dniem Twojego życia”

Była całym moim światem od... W zasadzie od zawsze. To ona była dla mnie wsparciem, podporą. To jej płakałam w ramię i się zwierzałam. Dzięki niej wybuchałam śmiechem i osiągałam sukcesy. Każdy problem z nauką czy wrednym kolegą rozwiązywała ona. Bez niej nie istniałam. Kto nauczyłby mnie chodzić w obcasach czy dobierać odpowiednie suknie, gdyby jej nie było? Matka nie potrafiła uczyć. Kochała nas, ale nigdy nie mogłam na nią liczyć. Ale Karmen? To co innego. Nigdy mnie nie zawiodła. Wszystko wiedziała, na wszystkim się znała. Osoba idealna. Tylko... Nasza relacja była dziwna. Była moją najlepszą przyjaciółką, ale nierzadko miałam wrażenie, że to działało w jedną stronę... Bo mimo, że ona wiedziała o mnie wszystko, to ja praktycznie jej nie znałam. Owszem, wiedziałam jak zachowuje się w chwilach smutku, gniewu czy radości. Znałam jej nawyki, upodobania. Nie miałam wątpliwości co do jej ulubionego dania lub koloru. Pamiętałam co ją denerwuje i starałam się tego nie robić. Ale... Nie wiedziałam jaka jest naprawdę. Co kryje w środku. Nigdy mi się nie zwierzyła. Nigdy nie opowiedziała co leży jej na sercu. Nie chciała mówić o swoich uczuciach, problemach. Czasem próbowałam wydusić to od niej - bezskutecznie.
To było moje marzenie. Stać się godną jej zaufania. Sprawić, żeby zaczęła traktować mnie tak jak ja ją. Chciałam, żeby była ze mnie dumna. Otrzymać jej uznanie. Nie prosiłam o wiele, jednak moje prośby nigdy nie zostały wysłuchane.
Od zawsze byłam niezdarą. Gdy piłam, musiałam wylać napój na suknię; jak próbowałam przyrządzić śniadanie-niespodziankę, zawsze spaliłam jajecznicę; w drodze na jarmark gubiłam pieniądze. Nie bałam się reakcji matki. Nie zależało mi na tym, co pomyśli. W głębi duszy nie szanowałam jej, to była tylko maska. Jednak Karmen... Bałam się spojrzeć jej w oczy po każdym z moich gapstw; trzęsłam się ze strachu na myśl, że należy opowiedzieć jej co zrobiłam. Nie z obawy przed uderzeniem. Nie, Karmen nigdy tego nie zrobiła. Po prostu nienawidziłam jej zaciskających się w cienką kreskę ust; tego ledwie widocznego kręcenia głową. Zdawało mi się wtedy, że jej wzrok mówił: "Zawiodłaś mnie". W takich chwilach moje serce pękało na miliony kawałeczków. Z trudem hamowałam łzy. Przecież chciałam dobrze! Nigdy nie życzyłam jej źle. Zadowolenie jej było od zawsze moim celem. Jednak przez tyle lat zawsze kończyło się na dobrych chęciach.
Minęło wiele lat odkąd mieszkałyśmy razem. W naszym kraju jest zwyczaj, że tydzień po ukończeniu przez kobietę osiemnastego roku życia odbywa się jej wesele. Męża wybiera ojciec lub, gdy on jest niedysponowany, najbliższy krewny płci męskiej. Czasem nowożeńcy znają się od kołyski. W innym przypadku poznają się miesiąc przed uroczystością. Ale bywają takie abstrakcyjne sytuacje, gdy widzą się po raz pierwszy w tym feralnym dniu.
Niestety nasz ojciec od piętnastu lat jest martwy, więc to stryj wybierał nam przyszłego męża. W przypadku Karmen chyba zaspał, bo biedaczka poznała "swego" wybranka na ślubie.
Ja miałam więcej szczęścia, gdyż mężczyznę swojego życia poznałam prawie cztery tygodnie temu. Dwadzieścia sześć dni. Tyle czasu znam już Antoniego. Dzisiejszy dzień jest moim dniem. Wychodzę za mąż.
Ale bardziej przejmuję się tym, że Karmen wróciła na ten czas do domu.
Odkąd poślubiła Williama, zobaczymy się pierwszy raz. Minęło pięć lat. Nie widziałam najważniejszej dla mnie osoby tak długo!
Od dnia jej wyprowadzki dużo się zmieniło. Ja się zmieniłam. Przez ciągłe dążenie do perfekcji naprawdę taka się stałam. Robiłam wszystko dokładnie, jak niegdyś moja siostra. Starałam się ją naśladować, nawet gdy zostałyśmy rozdzielone. Z czasem byłam w tym coraz lepsza. Idealnie wyprostowane plecy, przemyślane każde słowo, nieskazitelny porządek. Walczyłam ze swoim niezdarstwem i udało mi się. Potrafiłam przejść bez potknięcia. Umiałam przygotować dobry posiłek. Zaczęłam poruszać się krokiem łabędzia, a nie kaczki.
Jednak doskonaląc się, zabiłam cząstkę siebie. Nie było szaleństwa w głowie, zniknęły iskierki w oczach. Nie chodzi o to, że spochmurniałam. Nie, Karmen też nie była ponura. Tak jak ona śmiałam się z żartów, poświęcałam czas na hobby. Ale to nie do końca byłam ja. Część mnie umarła bezpowrotnie. Teraz w towarzystwie zamiast być tą szaloną, miałam etykietkę tej rozsądnej.
Zaczęłam się rozwijać. Stwierdziłam, że dobrym zawodem będzie praca związana z fryzjerstwem. U mistrza dzieła poznałam więcej osób, które chciały obcinać i pleść włosy. Z czasem stałam się najlepsza. Nie wiem jak to możliwe. Od zawsze miałam dwie lewe ręce, a tu proszę. Moje dłonie były wręcz stworzone do trzymania nożyczek. Moje palce przebierały nadzwyczaj szybko, tworząc koki czy też warkocze.
Mistrz był ze mnie dumny. Zatrudnił mnie, a ja zajmowałam się nie wieśniakami czy też mieszczanami. Dzięki niemu pracowałam nad wysoko urodzonymi!
Ale dziwne było to, że nawet po utworzeniu jednego z najpiękniejszych i najtrudniejszych warkoczy na głowie najważniejszej z dam dworu, nie czułam nic. To nie na tym mi zależało. Oddałabym to wszystko w zamian za usłyszenie od Karmen czterech wyrazów - jestem z ciebie dumna. Mimo upływu lat od jej wyjazdu, nadal była dla mnie najważniejsza. Byłam od niej uzależniona.
Naturalnie Karmen zjawiła się kilka dni przed moim ślubem. Już wtedy gdy po gorących przywitaniach siedzieliśmy, pijąc herbatę, wymsknęło mi się pytanie:
- Pozwolisz mi się uczesać na wesele?
Widać nie ważne ile bym się starała, przy niej zawsze znajdzie się we mnie odrobina głupstwa. Znałam jej odpowiedź. Była dla mnie tak oczywista jak kolor nieba. Już w trakcie wypowiadania pytania słyszałam słowo "nie" uciskające mój mózg.
Włosy dla Karmen były bezcenne. Nikt nie mógł ich dotykać. Miały piękny odcień szczerego złota. Sięgały jej do pasa, ale najciekawszy był brak grzywki. Każda kobieta w królestwie miała prostą grzywkę. Zasłaniające czoło włosy były niemal tradycją, którą ona zlekceważyła. Stwierdziła, że nikt nie będzie jej mówić jak ma się czesać. Zaplecenie jej warkocza lub upięcie koka, byłoby dla mnie wyzwaniem. Ale zamiast przejmować się tym, jak bardzo będę się stresować, jeśli się zgodzi, karciłam się w duchu za głupotę. Bo ostatnią rzeczą jakiej bym się spodziewała, było pozwolenie.
Od chwili gdy Karmen spojrzała na mnie badawczo, do momentu odłożenia przez nią filiżanki, przez moją głowę przemknęło milion myśli.
- A w zasadzie czemu nie? - spytała.
Podniosłam szybko głowę i obejrzałam badawczo siostrę. Gdzie podziała się Karmen? Ona by się nie zgodziła. Ze zdumienia nie byłam w stanie powiedzieć niczego konstruktywnego.
- Co? - zapytałam tylko jak niedorobiona.
- Jesteś najlepsza w swoim fachu, więc dlaczego nie? - odpowiedziała uśmiechając się. - To jak? Uczeszesz mnie na swoje przyjęcie?
- Oczywiście - powiedziałam, nadal nie rozumiejąc jak to możliwe, że się zgodziła.

Dzisiaj jest ten dzień. Dzisiaj wychodzę za mąż. Dzisiaj zasłużę na szacunek siostry. Może to nienormalne, ale zależy mi na niej bardziej niż na szczęściu moim i Antoniego. Ja chcę dać jej powód do dumy!
Ceremonia miała zacząć się w południe, a o ósmej rano wstałyśmy. Musiałam uczesać Karmen i matkę wcześnie, bo później trzeba było zająć się mną.
Pierwsza usiadła nasza rodzicielka. Poprosiła o zwykłego koka, który nie zajął mi więcej niż pięć minut. Cały czas obserwowała moja pracę w lustrze, a na koniec dała mi soczystego buziaka w policzek w podzięce. Otarłam ręką twarz i westchnęłam głośno. Czas na trudniejszą pracę. To musiała być moja najlepsza fryzura, nie ma dyskusji.
Gdy Karmen weszła do pokoju zaniemówiłam. Miała na sobie suknię na wesele. Była ona brązowa z szafirowymi haftami na dekolcie, które idealnie pasowały do jej oczu. Ubranie było rozłożyste, ale gorset idealnie eksponował talię. Wyglądała niesamowicie. Podeszła powoli, stukając obcasami.
- Witaj, Lyro - przywitała mnie z uśmiechem i skierowała się w stronę krzesła.
- Karmen, wyglądasz niesamowicie - powiedziałam z szeroko otwartymi oczami. Ponieważ już siedziała, była tyłem do mnie, ale dzięki zwierciadłu wiszącemu przed nią, mogłam z uwagą obserwować jej twarz. Uśmiechnęła się szeroko.
- Dziękuję, ale jestem pewna, że ty będziesz wyglądać dużo lepiej. W końcu to twój dzień.
Stałam chwilę, trawiąc jej słowa. Nie jestem pewna czy będę prezentować się bardziej zachwycająco niż ona. Krawiec miał problem z gorsetem dla mnie, bowiem nie miałam w ogóle talii. Można powiedzieć, że byłam kwadratowa. Nie byłam chuda. Nie chodzi mi o to, że byłam bardzo gruba, po prostu przy kości. Jedynym pocieszeniem było, że spod sukni nie będzie tego widać. Problem był w tym, że będę bardzo uciśnięta, a trudności z wzięciem oddechu są gwarantowane.
- To jak chcesz być uczesana? Proponuję koka otoczonego warkoczem. W teorii prosty, a wygląda zjawiskowo...
- Chce warkocza przeplatanego - przerwała mi.
- Jak to? - wymamrotałam zdziwiona. - To najprostsze uczesanie na świecie. Myślałam, że zechcesz coś wyjątkowego...
- To nie jest mój wyjątkowy dzień. Nie ja potrzebuję specjalnej fryzury - ucięła.
Widziałam w lustrze jak mruży oczy, a to była pierwsza oznaka niezadowolenia. Przełknęłam ślinę i złapałam za grzebień. Ręce mi się trzęsły, a Karmen cmokająca co chwilę z niezadowolenia, nie pomagała. Nie szarpałam jej, ale ona miała bardzo delikatną skórę na głowie. Gdy odłożyłam grzebień, złapałam pukiel włosów na górze i podzieliłam go na trzy części. Jednak po chwili wypuściłam go z ręki kręcąc głową. Pierwszy raz zajmowałam się kimś, kto nie miał grzywki. Trzeba było zabrać się do tego w inny sposób. Znowu złapałam jej włosy, tym razem zaczynając od samej góry. Mieszała mi się kolejność, a pojedyncze włoski wypadały z dłoni, niszcząc efekt. Nie stresowałam się tak nawet przy czesaniu córki namiestnika!
W normalnej sytuacji zajęłoby mi to pięć minut. Tym razem trzymałam siostrę na fotelu przez prawie pół godziny. Pod koniec byłam obolała, a całe ręce miałam zdrętwiałe.
- Już? - zapytała Karmen. Też wydawała się znudzona siedzeniem i szarpaniem za włosy.
Pokiwałam głową i spojrzałam krytycznie na swoją prace. Wyglądało dobrze. Mało! Wyglądało bardzo dobrze! Mimo dłuższego czasu niż zwykle, była to jedna z moich najlepszych prac. Karmen przełożyła warkocz nad ramieniem, tak że nie zwisał wzdłuż pleców, tylko leżał z przodu.
- Podoba się? - zapytałam z entuzjazmem.
- Jest ładny, dziękuję - powiedziała i wzięła mnie w ramiona zamykając w sztywnym uścisku.
Mimo, że pochwaliła moją pracę poczułam się zawiedziona. Tak samo mi dziękowała gdy kupiłam jej prezent na jarmarku lub posprzątałam za nią ze stołu.
Chwilę później wyszła, tłumacząc się pragnieniem, a ja ruszyłam do kobiet, które miały zająć się moim wyglądem.
Pomogły mi się umyć, ubrać, a potem uczesały mnie. Cała praca minęła szybko i w milczeniu. Na koniec obejrzałam się w lustrze i zachwyciłam się rezultatem. Biała suknia ze złotymi wstawkami, połowa włosów rozpuszczona, a te z boków tworzyły z tyłu pięknego, małego koka. Co prawda był problem z dopięciem gorsetu, a teraz łapałam powietrze jak ryba, ale Megan powiedziała, że się przyzwyczaję. Podziękowałam piątce kobiet, które były odpowiedzialne za mój wygląd i usiadłam zmęczona. Wbrew pozorom takie przygotowania są wycieńczające.
Po paru minutach danego mi odpoczynku przybiegła Megan z wiadomością, że muszę iść do karocy, bo już czas. Dopiero w tym momencie zalała mnie fala paniki. Za kilkanaście minut zwiążę się z kimś na całe życie; za kilka godzin wyprowadzę się od matki i zamieszkam z Antonim; niebawem zostanę panią domu.
Poczułam jak mój oddech przyśpiesza, a ręce stają się mokre. Szybko sięgnęłam po chustkę, leżącą na toaletce i wytarłam w nią dłonie. Przecież nie mogę iść na własny ślub spocona!
- Spokojnie, nie masz się czym martwić - powiedziała delikatnie Megan i wzięła mnie pod ramię. Z jej pomocą wyszłam z komnaty, a potem z domu i wsiadłam do karocy. Miała mnie ona zawieźć do ogrodu, gdzie wszyscy czekali na rozpoczęcie ceremonii.
Siedziałam wewnątrz pojazdu, jednocześnie marząc, by droga upłynęła jak najszybciej, a jednocześnie by nigdy się nie kończyła. Westchnęłam głośno i pożałowałam, że Karmen nie jedzie ze mną. Ona wiedziałaby co zrobić, aby pomóc mi się odstresować. Właśnie! Karmen! Jej włosy... Dzisiejsza fryzura mająca miejsce na jej głowie to moja zasługa. Uśmiechnęłam się na myśl o tym. Zrobiłam coś dla niej. Coś, czego ona sama nie byłaby w stanie. Może nie okazała mi jakiejś wyjątkowej wdzięczności, może nie usłyszałam od niej szczególnych słów, ale ja wiem, że odczuła wewnątrz siebie dumę! Bo jak inaczej można nazwać to uczucie? Każdy byłby dumny, gdyby młodsza siostra była najlepsza w swoim fachu w całym królestwie, a Karmen miała tego dowód na własnej głowie!
Tak bardzo pochłonęło mnie rozmyślanie o siostrze, że nie zauważyłam kiedy stanęliśmy. Zobaczyłam Davida, który otworzył mi drzwiczki i podał rękę. Chwyciłam ją z uśmiechem i z pomocą młodego mężczyzny wygramoliłam się z karocy. Z gracją ruszyłam przed siebie ze świadomością, że oczy wszystkich są zwrócone na mnie. Na końcu drogi zobaczyłam Antoniego z poważną miną, ale ucieszonymi oczami.
Nagle po mojej prawej stronie pojawił się mój stryj, Ludwik. Złapałam go pod ramię, by mógł mi towarzyszyć przez resztę drogi. Rozejrzałam się po gościach, aby znaleźć członków swojej rodziny.
Zauważyłam matkę, kątem oka mignął mi mistrz fryzjerstwa, a potem rzucił mi się w oczy William. Gdzie on tam też musi być Karmen! Z następnym krokiem ją ujrzałam. Stała z poważną miną, w tej swojej cudnej, brązowej sukni. Jednak to nie na jej ubiór czy też minę zwróciłam uwagę, ale na włosy... Albowiem po dobieranym warkoczu ślad wszelki zaginął i sądząc po tym, że złoto na jej głowie było proste jak struna nie gościł tam zbyt długo.
Gdy ją zobaczyłam od razu poczułam, że moje oczy robią się wilgotne. Ciężko mi było złapać oddech z rozpaczy, a uciskający na klatkę piersiową gorset nie ułatwiał mi zadania. Zwilżyłam wysuszone usta śliną i mimo rosnącej w gardle guli, podniosłam głowę w górę. Zabolało... Tak bardzo zabolało.

W chwili gdy znalazłam się obok Antoniego, poczułam samotną łzę spływającą po policzku. Czułam się zdradzona, niedoceniona i tak bardzo bezużyteczna! Jednak w tej chwili nie mogłam dać ponieść się emocjom.
Przez całą uroczystość nie zaszczyciłam siostry ani jednym spojrzeniem. Zdałam sobie sprawę jak bardzo byłam głupia, pozwalając Karmen uzależnić mnie od jej osoby...

Sister || one shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz