Izolatka

57 4 3
                                    

Piękna pani zaczęła do mnie przychodzić coraz częściej. Mówiła, że lubi słuchać mojego głosu.

- Zaśpiewasz mi coś? - spytała pewnego dnia.

- Nie wiem co, nie znam nic co mogłabym pani zaśpiewać. - powiedziałam, na co kobieta z pięknym uśmiechem się oburzyła. Wystraszyłam się, lecz niepotrzebnie. Ta pani nauczyła mnie śpiewać piosenkę o nazwie "Pszczółka Maja". Gdy przychodziła do mnie, kazała mi ją śpiewać. Robiłam to, chciałam uszczęśliwić piękną panią. Cieszyła się i śmiała. Kocham Jej śmiech. W sumie co to jest miłość? Gdy zadałam Jej to pytanie odpowiedziała:

- Miłość, to uczucie pomiędzy ludźmi. Jest to przywiązanie, zaufanie i chęć uszczęśliwienia tej osoby, którą kochasz. Chcesz przy Niej być, rozmawiać z Nią, przytulić się. Wybacz, nie wiem jak mam Ci to wytłumaczyć kochanie. - powiedziała, wykrzywiając swój uśmiech. Ona jest dla mnie taka miła. Nawet doktor Robert, taki nie jest. On nigdy się nie uśmiecha, a Ona przeciwnie. Jej uśmiech nigdy nie schodzi z twarzy. Ona odwiedzała mnie częściej od doktora.

 "Czy wszystko ma dobre zakończenie?"

Pewnego dnia poznałam Jej imię. Matylda. To imię pasowało do Niej. Piękne imię, piękna twarz, piękna dusza. Coraz częściej, gdy mnie odwiedzała, zaczęłam dostrzegać Jej sylwetkę, każdy szczegół Jej skromnej postawy. Zauważyłam też, że najczęściej ubiera się w jasnych kolorach. Spódnice, sukienki. Nigdy spodnie. Na szyi nosiła piękny fioletowy medalik w kształcie gwiazdy. Coraz częściej zaczęłam spoglądać na Matyldę. Ostatnio nawet myślałam nad zdrobnieniami dla Matyldy.

Matyldziuch, Matyldzia, Matuch, Matusia, Matunia.. Żadne z tych mi się nie podobało. Matylda brzmiało najlepiej.

By umilić Jej czas, śpiewałam dla Niej.

- Twój głos jest taki kojący - mówiła. Dodawało mi to otuchy. Zaczęłam coraz częściej śpiewać także w samotności, by ćwiczyć moje struny głosowe. Dla Niej. Miałam tylko Ją. Kochałam Ją.

"W mojej historii nie ma hepi endu"

Gdy przyszła do mnie ostatni raz, dała mi maskotkę w postaci lwa i list.

- Otwórz, go dopiero gdy już pójdę dobrze kochanie? - tylko tyle mi powiedziała tego dnia. Nie mówiła, żebym Jej śpiewała, nie mówiła, że odchodzi. Jednak cierpliwie czekałam na Jej powrót, zapominając o liście. Siedziałam tyle czasu, przytulając się do lwa. Nazwałam go Matylda. Brakowało mi Jej. Nie mogłam przestać o Niej myśleć. Chciałam by Ona została ze mną już na zawsze. Pragnęłam tego. Pragnęłam Jej osoby. Doktor Robert dał mi kiedyś blok rysunkowy i kredki. Rysowałam Matyldę. Nie chciałam zapominać Jej piegowatej twarzy, kolorowych sukienek, ciepłego uśmiechu. Nie mogłam. Kochałam Ją.

- List - usłyszałam głos. No tak! List! Dostałam go od Matyldy. Otworzyłam go i zaczęłam czytać.

"Kochanie

To nasze ostatnie spotkanie. Twój doktor zabronił mi się z Tobą spotykać. Mówił, że to dla naszego dobra. Głupek. Chcę Cię odwiedzać, mam Ci jeszcze tyle do opowiedzenia. Będzie mi brakowało Twojego głosiku. Ah mój skowronku. Tęsknie.. Zrób coś z tym.

Kocham Cię, kochanie"

Moje polisie były mokre. Mokrusieńkie. Oczy tak samo.

"Zrób coś z tym."

"Kocham Cię, kochanie"

"Będzie mi brakowało Twojego głosiku. Oh mój skowronku."

Rzuciłam list w stronę łóżka. Podeszłam do krat. Dalej nie pamiętam już nic.

Ciemność? Jasność? Naprawdę nie pamiętam. Przepraszam.

"Bad End"

Izolatka.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz