Rozdział 2: Rosemary

485 61 9
                                    

Znowu tu przyszedłem. Znowu muszę z nim porozmawiać. Co z tego, że jest martwy, nie słyszy mnie i nigdy nie wróci. Zawsze mi doradzi, nie ważne, czy słowami, czy nie.
- Kai - zaśmiałem się, chowając ręce do kieszeni - Nie byłem tu od dwóch dni, chyba rekord. Cóż, zdążyłem sobie narobić problemów... - spuściłem wzrok na ziemię i kopnąłem jakiś kamień - Potrzebuję pomocy, a ciebie tu nie ma... Jeśli mnie słyszysz, to daj jakiś znak!
Zawiał mocniejszy wiatr, co jest trochę dziwne, bo przed chwilą było spokojnie i słonecznie. Zrozumiałem, Kai na pewno mnie słyszy. Uśmiechnąłem się pod nosem, patrząc na imię mojego zmarłego kumpla wyryte na nagrobku. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku.
- Słuchaj... Skoro wszystko widzisz, to pewnie wiesz, że nie mogę zapomnieć o Rosemary... Ale ja muszę ich uratować... Co ja mam zrobić?
Wiatr stał się łagodny, delikatnie muskał moje zgrzane policzki. Przypomniało mi to mój pierwszy pocałunek z Rose, przy zachodzie słońca i z widokiem na morze. Już wiem, co muszę zrobić. Zbyt szybko ją odesłałem do jej świata...
~~~
- Przykro mi, Cole - odparła Nya, grzebiąc w szufladach - Wiesz, że to bezsensowne.
- No tak - westchnąłem - A mogę ją chociaż odwiedzić we śnie? ...Przeprosić?
Nya przez chwile wbiła wzrok w podłogę, zapewne się nad czymś zastanawiając.
- Tak, chyba możesz to zrobić - uśmiechnęła się lekko.
- Wiadomo coś już w sprawie prezydenta? - zapytałem schodzącej ze schodów Caroline.
- Powiększa swoją armię - spuściła wzrok.
- Hej, będzie dobrze - pocieszyłem ją - My też mamy asa w rękawie.
- Tak? - spojrzała na mnie niepewnie - A co niby?
- Kai na pewno opowiadał ci o turnieju żywiołów. Tak się składa, że wiem, gdzie wszyscy uczestnicy teraz przebywają - uśmiechnąłem się chytrze.
- Tak, masz rację Cole. - przyznała Nya - Podaj mi adresy, a ich zwerbuję... i tak nie mam co robić.
Wziąłem kartkę i zapisałem miejsca, gdzie można spotkać naszych starych znajomych. Podałem ją dziewczynie i sam poszedłem do swojego pokoju, by spotkać się z Rosemary.
~~~
Wylądowałem w krzakach. Rozejrzałem się, ale nigdzie nie zauważyłem osoby, na którą czekałem. W końcu pojawiła się, ubrana w tą piękną, białą sukienkę. Rozejrzała się zdziwiona. Moje serce stanęło na jej widok. Mam taką ochotę ją pocałować...
- Cole, czy to ty? - zapytała zrozpaczonym tonem.
Wziąłem kilka głębokich oddechów i wyszedłem z ukrycia. Gdy mnie ujrzała, otworzyła usta.
- Po co mnie wezwałeś? - przybrała obrażoną minę, patrząc wszędzie, tylko nie na moją twarz.
- Jaa... - wybełkotałem - Tęskniłem...
Twarz dziewczyny złagodniała. Zauważyłem, że ma mokre oczy.
- Och, Cole... - podeszła bliżej. Złapałem ją za obie ręce - Ja też tęskniłam...
- Przepraszam - wyszeptałem - Nie powinienem...
- Już w porządku - przerwała mi, uśmiechając się lekko. Położyła swoją ciepłą dłoń na moim zimnym policzku. Przytuliłem ją do siebie mocno, czując, jakbym miał w rękach swój cały świat. Boże, Cole... To przecież tandetne! Dlaczego ja się tak zachowuję przy tej małej, kruchej dziewczynie?
- Kiedy będę mogła wrócić do Ninjago? - zapytała, przerywając ciszę.
I cała moja radość runęła w przepaść.
- Rose, ja...
- Rosemary - poprawiła. Ta jej obsesja na punkcie swojego imienia jest urocza.
- Niedługo, obiecuję - pogłaskałem jej karmelowe włosy, które pachniały wanilią.
Oderwała się ode mnie, patrząc mi w oczy. Płakała.
- Nie zostawiaj mnie, Cole - poprosiła - Nie zostawiaj...
- Spokojnie, maleńka - uśmiechnąłem się delikatnie - Kiedy to się skończy, znowu będziemy razem.
- Na pewno? - zapytała drżącym głosem.
- Na pewno - potwierdziłem.

~~~
Znowu krótki rozdział :> Cole i Rosemary mieli się spotkać dopiero w następnym rozdziale, ale przyspieszyłam akcje. Przepraszam za jakiekolwiek błędy, robię to na szybkiego, bo mam teraz grilla z rodzinką :) Pozdrawiam serdecznie :*

(2) Desire | NinjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz