1

1.3K 114 51
                                    

- Tu Derek Hale z grupy Amerykańskiej. Wraz ze Stilesem Stilinskim zostaliśmy odcięci przez lawinę od reszty załogi.

Z krótkofalówki wydobył się szum, z którego po chwili dało się słyszeć głos mężczyzny.

- Tu Peter Shol z załogi ratowniczej, jesteście w stanie podać nam wasze współrzędne?

- Niestety nie. Obóz mieliśmy rozbity na lewej stronie zbocza. Lawina zmusiła nas do ucieczki na wschód jakieś trzy kilometry.

Urządzenie przez dłuższą chwilę szumiało.

- W tym momencie nie jesteśmy wstanie wysłać po was nikogo. Wszystkie jednostki są na akcji ratunkowej w mieście. Czy jesteście wstanie przetrwać do rana?

Derek obrócił się do tyłu, patrząc na sprzęt przy którym stał Stiles.

- Powinno nam się udać.

-Powodzenia.

Z krótkofalówki jeszcze przez moment wydobywał się szum, po czym całkowicie ucichła.

- Kurwa.- Syknął do siebie Hale.

- Nie przylecą po nas?- Stiles wyprostował się natychmiastowo.

- Będą rano.

- Rano? Jak to rano. O mój Boże umrzemy, zamarzniemy pod warstwą śniegu, albo jeszcze gorzej zeżre nas yeti. Widziałem o nim ostatnio program. Wielkie bydle z wielkimi nogami. Nikt nas nie znajdzie...

- Stiles przymknij się!- Derek zmarszczył brwi wpatrując się niezadowolony w Stilinskiego.- Mamy sprzęt, nie zamarzniemy i skąd do cholery wytrzasnąłeś pomysł z yeti?

Szatyn wpatrywał się przez moment niepewnie w bruneta po czym powoli pokiwał głową.

- Umrzemy tutaj.

Derek przewrócił oczami. Wyminął Stilesa podchodząc do tego co udało im się uratować. Zaczął przeglądać zawartość toreb, wyciągając co poniektóre pakunki.

- Mamy zapas jedzenia i picia, jeden namiot i jeden śpiwór. Przeżyjemy.- Zaakcentował ostatni wyraz wbijając gniewne spojrzenie w młodszego chłopaka.

- Jeden namiot i śpiwór? Mam spać z tobą w tym samym namiocie i do tego śpiworze?- Stilinski uniósł jedną brew do góry.

Hale zmrużył niebezpiecznie oczy.

- Jak ci nie pasuje śpij na dworze.

- Świetnie.- Szatyn skrzyżował ramiona na piersi, opierając się na powrót o sprzęt.

Derek stanął za nim wyszarpując spod jego pleców namiot, przez co Stiles zachwiał się i wylądował tyłkiem w śniegu. Po chwili szoku zerwał się na równe nogi miażdżąc bruneta morderczym spojrzeniem.

-Zrobiłeś to specjalnie!

- Rusz się, musimy rozstawić obóz przed zachodem.- Derek niewzruszony oburzeniem szatyna zaczął rozkładać namiot.

Stiles zacisnął pięści, wziął dwa wdechy na uspokojenie i wziął się za robotę.

Uwijali się najszybciej jak potrafili, warcząc co jakiś czas na siebie. Wraz z zachodem słońca obozowisko stało już prawie całkowicie rozstawione, ostatnią rzeczą do wykonania zostało ognisko.

- Pójdę poszukać gałęzi.

- Wo, wo zwolnij. Mam zostać tutaj sam?- Stilinski rozejrzał się wielkimi oczami po ciemności, która panowała dookoła ich obozowiska.

Derek uniósł brew ironicznie.

- Boisz się, że pożre cię yeti?

- Koleś! To wcale nie jest śmieszne.

ZagubieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz