28

2.5K 299 45
                                    

Ashton

Zniechęcony do wykonywania jakichkolwiek czynności, odebrałem, a wręcz wyszarpałem z rąk wyjątkowo sympatycznego kierowcy taksówki swoją zniszczoną walizkę. Mężczyzna, podobnie jak moja ciotka, zareagował cichym westchnięciem. W drodze na nowojorskie lotnisko z zainteresowaniem wysłuchał całej mojej historii. Nie miałem zamiaru z nikim dzielić się tym, co przeżyłem przez ostatnie kilka dni w Nowym Jorku, jednak ciocia Madison uparła się i streściła mu całą opowieść. Czułem się cholernie niezręcznie, ponieważ tuż obok na siedzeniu siedziała Mia wraz ze swoim ojcem, który co jakiś czas wybuchał niekontrolowanym śmiechem. Mimo, że znałem go od niecałych pięciu dni, uwielbiałem tego faceta. Prawdopodobnie przyczyniły się do tego nasze wspólne wieczory spędzone w jego salonie na wyjadaniu resztek masła orzechowego. Był znakomitym człowiekiem i nie obraziłbym się, gdyby w najbliższej przyszłości zostałby moim teściem, jednak czasami był więcej niż przerażający.

Nie mając zamiaru poczekać nawet na Mię, narzuciłem niedbale na ramię plecak i szybkim krokiem ruszyłem w kierunku wejścia na lotnisku. Bez najmniejszego problemu otworzyłem ogromne, szklane drzwi, dotychczas sprawiające wiele kłopotów podróżnych, a następnie skierowałem się do odprawy samolotowej. Wprawdzie do odlotu zostało ponad trzydzieści minut, ale wolałem uniknąć wszelkich nieprzyjemności i najzwyczajniej w świecie mieć wszystko z głowy. Chciałem już zająć swoje wygodne miejsce przy oknie, nałożyć słuchawki i zrelaksować się przed wyczerpującą, wielogodzinną podróżą do Australii. Nie znosiłem pożegnań, a owe, wyjątkowo bolesne, właśnie na mnie czekało. Musiałem pożegnać się z Mią - dziewczyną, która z dnia na dzień mnie oczarowała. Świadomość, że mogliśmy już nigdy więcej się nie zobaczyć była okropna. Cholernie okropna i przerażająca. Prawdopodobnie przeżywałem to rozstanie bardziej niż ona. Mimo, że na co dzień byłem pieprzonym optymistą, teraz byłem przekonany, że było to nasze ostatnie spotkanie. Wizja szczęśliwego związku z Mią była niesamowita, niestety nierealna. Ja mieszkałem na drugim końcu świata, w Australii, natomiast Mia tutaj, w Nowym Jorku. Nie chciałem związku na odległość, ponieważ prędzej, czy później i tak rozsypałby się na drobne kawałeczki, a nie mogłem z dnia na dzień wynieść się z Sydney i zamieszkać w Stanach Zjednoczonych. Przede wszystkim chodziło tu o moją mamę, która nie potrafiłaby znieść myśli, że jej najukochańszy synek mieszka po drugiej stronie globu. W tym momencie wszystkie opcje wydawały się okropne. Chciałem jak najszybciej zniknąć z pola widzenia Mii, aby w samotności zalać się łzami i zacząć odczuwać ból rozstania na każdy możliwy sposób.

- Ashton! - W pewnym momencie usłyszałem za swoimi plecami nawoływanie dziewczyny. Była ewidentnie niezadowolona z faktu, że miałem zamiar zniknąć za bramkami przy odprawie bez żadnego pożegnania. Zdezorientowany zatrzymałem się w miejscu i rozglądnąłem wokół, chcąc upewnić się, że nie przekroczyłem jeszcze tej granicy. - Cholera - wymamrotała, potykając o moją walizkę, którą niepodziewanie odłożyłem na ziemię. Blondynka upadła na kamienną posadzkę, obdarzając mnie przy tym morderczym spojrzeniem. - Szybciej się nie dało?

- Wybacz, nie chcę spóźnić się na samolot - wyjaśniłem, odrobinę zmieszany zaistniałą sytuacją. W głębi duszy było mi cholernie głupio, że chciałem po prostu uciec, nie rzucając nawet krótkiego "hej", ale wolałem to przed nią ukryć

- Och - westchnęła. Zwinnie wstała z chłodnej podłogi, po czym złapała moją dłoń i starannie splotła nasze palce razem, zupełnie jakby chciała mieć stuprocentową pewność, że już nigdzie jej nie ucieknę. - Gdybyś przegapił ten samolot nigdzie byś nie wyjechał.

- Gdyby nie ten samolot, to drugi - mruknąłem. Dopiero po fakcie zrozumiałem, że moje słowa były zupełnie nie na miejscu i jedynie skrzywdziły Mię. - Przepraszam.

idiot .:a.i:.Where stories live. Discover now