Przez cały tamten tydzień leżałam w domu. Nieźle się załatwiłam i przez dobre pierwsze trzy dni choroby miałam gorączkę. Do tego ciągle smarkałam i kaszlałam. Po tym jak opiekował się mną Matt często pisał do mnie jak się czuję i tym podobne. Miło mi było, że się o mnie martwi. Nawet przychodził na chwilę, zwykle wieczorami by dać mi lekcję, tylko z tych zajęć, na które chodzimy razem- czyli na dwa- ale mimo wszystko to doceniałam. Siedział też trochę ze mną i dodawał otuchy. Zachowywał się czule i opiekuńczo, tak samo jak i Scoot, który często dzwonił i SMS-ował. Wpadł do mnie dopiero w weekend. Nie miałam mu tego za złe, dobrze wiedziałam, że przecież mógłby się zarazić i poza tym miał także swoje obowiązki. Jo zaś przychodziła codziennie i zdawała mi relację z każdego opuszczonego przeze mnie dnia. Przynosiła mi lekcje i spędzała ze mną czas, dzięki czemu się nie nudziłam.
W końcu choroba minęła, a ja mogłam wrócić do szkoły. Mimo wszystko stęskniłam się trochę za tym. Nie mówię tu o nauce i w ogóle, ale o ludziach i tym, że ktoś cię otacza. Scoot chyba chciał zrekompensować mi to, że tak mało się widzieliśmy, więc większość czasu spędzałam z nim. Nie przeszkadzało to za bardzo Jo, ponieważ ona mogła poświęcić ten czas dla Martina.
Była środa, a ja razem z przyjaciółką szłyśmy korytarzem do naszych klas. Akurat nie miałyśmy teraz razem zajęć, ale znalazłyśmy chwilę na pogaduszki.
-Dzisiaj Martin chce mnie gdzieś zabrać po szkole.
-Wiesz gdzie?
-Nie. Właśnie nie chciał mi powiedzieć.
-Tajemnica. Rozumiem. Romantycznie.
-No. Czasami jak się postara, to potrafi mnie zadziwić.
-Właśnie widzę.
-A ja widzę, że Scoot odkupuje swoje winy.
-Co? O czym ty mówisz?-zmarszczyłam brwi.
-No wiesz ty leżałaś chora, a on nawet nie zajrzał.
-Pisał do mnie i dzwonił, też się martwił. Nie chciał się zarazić, był zajęty. Rozumiem go.
-No dobra, dobra. Teraz się stara, więc nie daję go jeszcze na straty.
-Oj...Jo.- wywróciłam oczami.
-Jestem taka ciekawa co wymyślił Martin.- rozmarzyła się i zaczęła opowiadać mi co zrobił dzień wcześniej. Skręciliśmy korytarzem do miejsca, w którym znajdowały się nasze klasy, gdy zauważyłam Scoota z Markiem i Jennifer. Rozmawiali przy sali od chemii, bo właśnie to mieliśmy zaraz mieć. W prawdzie Mark miał coś innego, ale najwidoczniej gdzieś niedaleko. Postanowiłam, że jeśli jeszcze zdążę, to do nich podejdę pogadać. Jennifer po naszym ostatnim spotkaniu w salonie gier i po moich obserwacjach okazała się inna niż mi się wydawało. Raczej nie oceniam ludzi po okładce, ale czasem tak jest, że niektóre opinie same siedzą nam w głowie. Rozstałam się z Jo i powędrowałam do swojej sali. Niestety nie zdążyłam złapać tamtej trójki, ponieważ zadzwonił dzwonek.
-No i nie zdążyłam przywitać się z Markiem.- powiedziałam stając przy swoim stoliku, przy którym był Scoot z Jennifer.- Hej Jen.
-Cześć Mia.
-Jeszcze zdążysz pewnie na lunchu nam gdzieś mignie.- uśmiechnął się do mnie Brown.
-Tak pewnie tak. Jak tam?
-Dobrze, ale mam nadzieję, że chemia zaraz minie.- westchnęła blondynka.
-Mia powinna cię poduczyć. Z nią ten przedmiot nie jest taki straszny.
-Hmm...może powinnam skorzystać.
-Zapraszam.- uśmiechnęłam się.
-Jak coś to się do ciebie zgłoszę, ale teraz lecę, nauczyciel zaraz powinien być.
CZYTASZ
Pies ogrodnika
RomancePies ogrodnika- osoba, która uniemożliwia lub utrudnia innym osobom dostęp do jakichś pożądanych przez nie dóbr pomimo lub dlatego, że sam nie może tych dóbr zdobyć lub czerpać z nich pożytku. Potocznie występuje z dodatkowym objaśnieniem: "Sam nie...