Chłopak, leżąc w kałuży własnej krwi opierał się o ścianę. Jego nadgarstki, poznaczone były głębokimi nacięciami.
Szybkim ruchem obróciłam się i wyszłam na korytarz. Już miałam iść w stronę wyjścia ale wtedy go usłyszałam.
-Pomóż mi-wychrypiał załamującym się głosem.-Błagam.
Nie mogłam. Po prostu nie mogłam go zostawić. Moje sumienie chyba by mnie zabiło. Wróciłam do pomieszczenia i zamknęłam drzwi. Podeszłam do chłopaka i uklękłam przy nim. Zrezygnowanym wzrokiem przebiegłam po jego rękach.
-Stary, muszę dzwonić na pogotowie...- szepnęłam.
-Nie! Nie możesz!- krzyknął.
Pokiwałam zrezygnowana głową.
-Trzymaj się, zaraz wracam.
Starając się być cicho, pobiegłam do pokoju woznego, drzwi na szczęście były otwarte. Szybko znalazłam klucz do gabinetu pielęgniarki i szybko się tam udałam. Weszłam do pomieszczenia i skierowałam się do szklanej gabloty. Do swojej torby wrzuciłam gazy,bandaże i jodyne. Wróciłam do chłopaka.
-Dobra,trzymaj.-podałam mu jeden dodatkowy bandaż.-Zaciśnij na nim zęby.
Wzięłam rękę chłopaka, rany przemyłam jodyną,przyłożyłam do nich gazę i związałam ciasno bandażem. To samo zrobiłam z drugą ręką, starając się nie patrzeć na twarz chłopaka na której pojawiało się coraz więcej łez.
-Dasz radę wstać?-zapytałam.
Kiwnął głową. Wzięłam na plecy swój i jego plecak po czym chwytając go pod ramię pomogłam mu wstać. Narzuciłam mu na ramiona bluzę i powoli skierowaliśmy się do wyjścia. Szliśmy w zupełnej ciszy pustym korytarzem, na nasze szczęście lekcje jeszcze trwały. Wyszliśmy z budynku, a kiedy szkoła zniknęła mi z pola widzenia pomogłam mu usiąść na najbliższej ławce, po czym sama usiadłam obok niego.
-Co teraz?-zapytał cicho.
-Jedziemy do szpitala.-odpowiedziałam, na co jego twarz stężała a mięśnie napięły się.
-Nie jadę do żadnego szpitala.-wysyczał.
-Owszem, jedziesz-powiedziałam sucho.
Chłopak spojrzał na mnie z niechęcią. Skierowaliśmy się do mojego auta.
***
Kiedy stałam przy recepcji, chłopak czekał w poczekalni.
-Dzieńdobry.-zaczęłam-mojego kolegę-wskazałam na niego palcem.-pogryzł pies.
Pani na recepcji popatrzyła się na chłopaka, dała mi formularz do wypełnienia i powiedziała żebyśmy udali się do sali 408. Chłopak usiadł na łóżku a po chwili przyszedł doktor przeglądając jakieś papiery.
-Więc, pogryzł cię pies kolego?-popatrzył na niego, przymrużając oczy.
-Tak-odpowiedział.
Lekarz wpatrywał się w niego i w końcu oznajmił.
-Ok uznajmy że ci wierzę. Zaraz wymienię ci opatrunek i będziesz mógł iść do domu. Chłopak wzdrygnął się co mnie zdziwiło.
***
-Dobrze, powiedz gdzie mieszkasz to cię odwiozę.-powiedziałam, patrząc na niego.
-No więc problem w tym że...nie mam dokąd wrócić.-odszepnął.
>>>>>>>>
Ok,drugi rozdział jest beznadziejny, a zakończenie to żenada...
Ale mam nadzieję że to was nie zrazi...
Ok to do następnego!