Rozdział 2

124 19 6
                                    

Zapraszam na kolejny rozdział

''Hunter" słyszę nawoływanie. "Hunter, pomóż mi" głos był dziwnie spokojny...I znajomy. W tedy ją zobaczyłem. Moja matka. Ubrana była w białą suknię. Na jej brzuchu tliła się jak pochodnia czerwona plama. Plama krwi. Naprzeciwko stał mężczyzna z bronią w ręku, nie ruszał się. Mama powinna nie żyć ale tak nie było. Chciałem podbiec i jej pomóż lecz natrafiłem jakby na barierę ze szkła. Waliłem pięściami w szybę, krzyczałem. Nic to nie dawało.
-Hunter? -Usłyszałem świadomia. - Hunter, czy ty aby na pewno dobrze się czujesz?
Obudziłem się i ujrzałem pochyloną nade mną ciotkę.
-A co miałoby mi być - Powiedziałem, robiąc przerwę na ziewanie.
-Nie wiem czy to normalne, że śpisz do godziny trzynastej - Zmartwiła się ciocia.
-Nie mogłem wczoraj zasnąć -Bo biegałem sobie w wilczej postaci po lesie - To chyba przez ten natłok zdarzeń.
-Jesteś strasznie rozpalony - ciągnęła ciotka - Nie wezwać lekarza?
-Ciocu na prawdę nic mi nie jest - zapewniłem ją - Jak tylko źle się poczuję, dam znać. -Obiecałem.
-No dobrze ale proszę, zbieraj się już powoli, na dole czeka śniadanie...I zimna kawa - dodała po chwili.
Dorothy wyszła z mojego pokoju. Zawsze patrząc na nią przypomina mi się mama. Obydwie miały długie, lekko kręcone, ciemne włosy. Były wysokie i szczupłe. Mama była od ciotki młodsza o pięć lat. Mama.
Wstałem, spałem w krótkich spodenkach, w dzień staram się to maskować ale jako pół wilk mogę być i stałocieplny i zmiennocielny a wolę jak jest mi ciepło.
Podszedłem do szafy, poskładane ubrania wypełniały cztery pułki czarną koszulkę, granatowe dżinsy i skierowałem się w stronę łazienki, która również znajdowała się w pokoju. Wziąłem szybki prysznic i zszedłem na parter. Na stole czekały na mnie wystygnięte tosty i zimna kawa. Kocham zimną kawę...
Po skonsumowaniu śniadania postanowiłem, że pójdę na miasto po zakupy, wyręczę ciocie. Zgarnąłem z lodówki listę z zakupami, która zawsze zwykła tam wisieć, narzuciłem na siebie czarny płaszcz i wyszedłem z domu.
Z ciekawości wszedłem do księgarni, może znajdę jakąś fajną książkę na wieczór. Księgarnia u Fogga była jedną z nielicznych jaką można było u nas znaleźć. Na samym progu poczułem wspaniały zapach starego druku i papieru. Podszedłem do regału książek fantasy. Tyle tytułów i którą wybrać. Mój wzrok zatrzymał się na książce o tytule "Mroczny Blask" coś wręcz mnie do niej przyciągało. Uznałem, że będzie to idealna lektura na nudę. Wziąłem książkę z regału i udałem się do kasy. Tłoków nie ma.
-Dzień dobry - odezwała się kasjerka, gdzieś już słyszałem ten głos. - Zapakować?
-Tak poproszę. - już wiem skąd ją kojarzę- Widzę, że to tym razem ja wpadłem na ciebie. - odpowiedziałem z uśmiechem.
Kasjerka uniosła wzrok do góry.
-No tak, obiłam ci palce spadającymi książkami -Przypomniała sobie.
-Można to tak ująć. Tak w ogóle jestem Hunter. -Przedstawiłem się.
-Even, miło mi -Odpowiedziała. Teraz dostrzegłem, że ma szare oczy, małe, pełne usta i prosty nos. Jest ładna, muszę to przyznać.
-Myślę, że w ramach rekompensaty za te obite palce należy mi się wyjście z tobą na kawę -Zaproponowałem.
-Z miłą chęcią -Odpowiedziała blondynka.
-O której kończysz?
-Mogę nawet teraz -oznajmiła. - To księgarnia moich rodziców, w weekendy normalnie jest zamknięta ale jeśli chcę mogę sobie w tedy tu dorabiać.
-Jeśli tylko chcesz to zapraszam. -Rozłożyłem szeroko ramiona. - Czekaj, może najpierw zapłacę?
-A weź sobie to za darmo, leży tu drugi rok i jak widać nie ma najmniejszego zamiaru dać się sprzedać. -powiedziała Even, wychodząc zza lady.
Wyszliśmy z księgarni, ona zamknęła drzwi, udaliśmy się w stronę kawiarni "Jak w domu"
-Uczysz się w West high school? Nigdy wcześniej cię nie widziałem. -Zagadałem.
-Nie, chodzę do Ambers HS. -odpowiedziała- do West wpadłam, żeby zabrać książki, których nikt nie wypożyczał.
-Sprzedajecie je później w księgarni? -zaciekawiłem się.
-No, powiedzmy, że sprzedajemy. - zaczęła - Przeważnie każda kończy jak ta którą wziąłeś, tylko z taką różnicą ich nikt nie bierze.
Doszliśmy do kawiarenki. Zajęliśmy miejsce pod oknem. Zamówiłem mrożone cappuccino a Even ice tea cytrynową.
-Daleko stąd mieszkasz? -Zapytała dziewczyna.
-Może ze trzy przecznice, a ty?
-Jakoś też, a jaka ulica? -ciągnęła dalej.
-Ice Street 21 -odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
-No to mieszkamy prawie, że po sąsiedzku, ja Back Street. - Odpowiedziała z zabawnym zapałem.-A czym zajmują się twoi rodzice? -kontynuowała.
-Rodzice nie żyją, mieszkam z ciotką. -zasmuciłem się, ona to chyba dostrzegła. Popatrzyła się na mnie przepraszającym wzrokiem.
-O, wybacz, nie wiedziałam i...
-Nic się nie stało - Wysiliłem się na uśmiech. - Mama była krawcową a tata prawnikiem -dodałem.
Posiedzieliśmy tak jeszcze godzinę, wymieniliśmy się numerami i poszliśmy w swoje strony.
Jednak ją nie poszedłem do domu...
Postanowiłem, że zanim zrobię zakupy, odwiedzę las.
Czasem najbardziej boli mnie to, że muszę okłamywać przyjaciół, nie mogę im powiedzieć, co tak na prawdę czuję czy myślę, wszystko muszę ukrywać. Tak. Zdecydowanie to boli.
Tak rozmyślając dotarłem do miejsca gdzie drzewa zaczynają się zagęszczać. Nie chce się zmieniać, ktoś kto zobaczyłby wilka w naszych okolicach zapewne zdziwiłby się. Wolę zostać tajemnicą.
Wchodząc głębiej w las celowo zboczyłem że ścieżki. I tak nie zgubiłbym się, te lasy znam jak własną kieszeń.
Po czasie dotarłem do strumienia. O dziwo nie byłem sam. Przede mną zauważyłem...

No to tego dowiecie się w następnym rozdziale
Kiedy będzie rozdział zależy tylko od was, czym dostrzegamy większą aktywność tym jestem skłonna pisać rozdziały codziennie ^^

Dzika KrewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz