CZYSZCZENIE DYSKU.
Wybaczcie za błędy jeśli takowe się znajdą.
_________________________________
Dobrze pamiętam jak to wszystko się zaczęło. Gdzie i kiedy. Nawet znana jest mi godzina. Poznałem go, a on sprawił, że się w nim zakochałem. I nie żałuję tego. Jest to jeden z tych najlepiej wspominanych przeze mnie czasów. Zachowałem w pamięci wszystko, nawet te najdrobniejsze szczegóły. Do teraz słyszę jego lekko zachrypnięty głos, gdy mówił, że mnie kocha. Do teraz widzę jego uśmiech, który kołatał się na jego twarzy, gdy tylko pojawiałem się na kamerze. Do teraz pamiętam obietnice jakie mi składał. Jednak obietnice te były bezwartościowe Bo po dziewięciu miesiącach trudnego, jednak w moim mniemaniu prawdziwego związku na odległość, on mnie zostawił. Opuścił moje życie niczym powietrze balon. Sprawił, że rozbiłem się na tysiące kawałeczków niczym drobna, porcelanowa laleczka. W pierwszych chwilach nie dochodziło do mnie co się stało. Fala bólu zaczęła się dopiero po dwóch dniach, gdy w końcu uświadomiłem sobie co, a raczej kogo straciłem. Jednak nie płakałem. Wszystkie łzy został wylane w pierwszą noc, teraz byłem tylko wyczerpany smutkiem i dobity przytłaczającą prawdą. Jednakże on nie poprzestał mnie nękać po zerwaniu. Pisał. Pisał codziennie. Wysyłał nawet kilka wiadomości. Mówił, że tęskni. Że kocha, aby następnie okłamać mnie, że wyjeżdża do Francji, ponieważ tam ma dobrą znajomą, prawdopodobnie nową ofiarę do związku. Nie mogłem go znienawidzić, nawet pomimo tak wielu ranach, które mi wyrządził na duszy. Po kilku dniach stwierdził, iż chciał, żebym nie cierpiał, żebym go odepchnął. Ja jednak nie potrafiłem. Więc po prostu milczałem. Wiedziałem, iż pomimo, że chce dla mnie dobrze, tylko mnie ranił. A on może w ciągu tygodnia cztery razy albo nawet i pięć zmieniać zdanie. Ostatecznie uznał, że popełnił błąd. Że chce mnie odzyskać. Jednak na jego nieszczęście dorosłem i zmądrzałem. Pamiętam jak godzinami błagał mnie o przebaczenie. O to, żebym wrócił, żebym ponownie zwracał się do niego pieszczotliwymi słowami. Jednak ja odmówiłem. Zrobiłem to z ciężkim sercem. Jednak byłem świadom, że to najlepsze wyjście w obecnej sytuacji. By żaden z nas nie został więcej skrzywdzony przez tego drugiego. Ostatecznie postanowiłem również usunąć go i zablokować na wszystkich portalach. Byle tylko nie napisał, byle tylko nie sprawił, że miłość powróci. I udało się. Nie otrzymałem od niego żadnej wiadomości. Przez tydzień, drugi, trzeci. Aż zaczęły płynąć miesiące. Nie dzwonił, nie odzywał się. A ja powoli zapominałem. Moje serce z wolna się naprawiało i regenerowało. Byłem z siebie okrutnie dumny. Dumny, że zabiłem to uczucie. Że dałem sobie radę. Sam. Udowodniłem sobie, że nie potrzebuję nikogo. Bycie samowystarczalnym było w pewnym stopniu odpowiednie dla mnie. Miało się tę świadomość, że nikt nie zrani Cię bardziej niż ty sam siebie. Jednak oraz częściej miałem zrywy by do niego napisać. Napisać zwykłe "cześć". Byle tylko nie czuć tej samotności w której tonąłem coraz częściej. Starałem się walczyć z tym, jednak z dnia na dzień, było to trudniejsze. Próbując pokonać moją tęsknotę, zacząłem spotykać się częściej ze znajomymi. Spędzałem czas na nauce i chodzeniu do klubów, byle tylko o nim nie myśleć. I było coraz lepiej. Coraz łatwiej było mi się oderwać od męczących mnie codziennie myśli. Nie trwało to długo, bo zaledwie kilka godzin, jednak to zawsze coś. Rano wszystko wracało. Ale nie poddawałem się. Aż w końcu pewnego ponurego dnia, zadzwonił telefon. Widząc kto jest na wyświetlaczu, momentalnie wyleciała ze mnie cała siła i dzisiejszy optymizm. Odechciało mi się dzisiejszych zabaw. W kilka sekund tyle wspomnień dopadło moje zbolałe serce, że ledwo utrzymałem się na nogach, podtrzymując się przy okazji lady kuchennej. Kręciło mi się w głowie, a słone łzy zaczęły spływać po policzkach. Nie miałem chęci na nic w tej chwili. Jak to możliwe, że w jednym tak krótkim momencie perfekcyjny świat budowany miesiącami mógł się tak łatwo zburzyć? Zburzyć niczym ten przysłowiowy zamek z piasku, zmieciony przez morską falę? To nie miało sensu. A telefon ucichł. Spojrzałem na niego załzawionymi oczami, by po chwili głęboko odetchnąć i z wolna podejść do urządzenia. Chwyciłem je w swoje wychudzone i drżące dłonie, kasując nieodebrane połączenie. Miałem nadzieję, że już nie zadzwoni. A jednocześnie jednak cicho modliłem się w duchu, by znowu usłyszeć dźwięk połączenia, a na ekranie komórki ujrzeć jego zdjęcie. Jednak mijała minuta za minutą, a nic co pożądane się nie działo. Zawiedziony ruszyłem do pokoju, by rzucić się na łóżko z cichym szlochem. Jednak nim zdążyłem przekroczyć próg własnej sypialni, aparat znowu się rozdzwonił. Przestraszony odskoczyłem na bok, uderzając się dość mocno o framugę drzwi. Syknąłem głośno z bólu, jednocześnie odbierając połączenie zirytowany nawet nie patrząc kto dzwoni.
CZYTASZ
Surprise || Larry ✔
Fanfiction"W miłości na odległość najbardziej boli to, że słyszę jego oddech, a nie mogę go poczuć. Że go widzę, a jednak nie mogę dotknąć" *Okładka mojego autorstwa *1D nie istnieje