Dla niego zawsze jest Natalią. Nigdy głośno, na cały głos, nigdy publicznie, nawet jeśli wokół są tylko najbliżsi, nigdy kiedy jest oddalona i nigdy gdy nie ma humoru. Zawsze jednak w jego myślach jest Natalią, delikatnie uśmiechniętą, umieszczoną gdzieś na granicy przeszłości i przyszłości, bardzo rzadko w teraźniejszości. W ten sposób jest łatwiej, czasami zdaje się mówić spojrzeniem i drobnymi gestami, muśnięciem dłoni podczas śniadania, czy zatroskanym, ledwie widocznym uśmiechem, gdy dookoła jest drużyna.
Natalia ukrywa w sobie miliard masek, odłamków szkła wbitych w serce przed wieloma laty, w których można spostrzec tysiące różnych osobowości. Natalia nie uznaje też prawdy, nie uznaje stałości rzeczy i nie ufa w stu procentach. Natalia lub Natasha, choć oba imiona określają tę samą osobę.
Clint jest jedyną stałą w życiu Natalii. Lub jedną z dwóch, jeśli policzy się dzbanek czarnej, smolistej herbaty o posmaku wódki, którą nazywa czajem, zarzekając się zarazem, że wcale wódki tam nie dodaje. Tylko Clintowi Natalia jest w stanie zaufać, całkowicie się oddać, wyciszyć instynkty nabyte w Czerwonym Pokoju. Tylko przy Clincie przestaje być Czarną Wdową, skupiając się na czaju i, zazwyczaj, ciszy. Zostaje z niej Natalia – Natasha, nie lubi prawdziwego imienia i zabrania używania go komukolwiek, nawet Bartonowi – Romanoff, rudzielec zwinięty w kulkę pod kocem w saloniku jej apartamentu. Clint wie, że teraz oczekuje po nim zachowania milczenia, nalania naparu do dwóch filiżanek – jedną, swoją, w sekrecie zaprawia dużą ilością cukru – i przytulenia jej w ciszy.
– Niszczysz czaj – rzuca Romanoff.
– Inaczej nie da się tego nawet tknąć. To pieprzona rezydencja Starka, a ty nie masz nawet zwykłej herbaty.
– Mój czaj jest lepszy od tak zwanej zwykłej herbaty – prycha. – Sama go suszę. I to nigdy nie była rezydencja Starka, tylko jakiś stary magazyn.
Clint może jedynie uśmiechnąć się i wymamrotać:
– Oj, Tasha...
Wcale nie lubi zwracać się do niej nawet zdrobnieniem od Natashy. Zawsze była i będzie Natalią.
Właściwie chciałby móc teraz posiąść ją całą, bez względu na używane imię i kamuflaż, za którym nigdy nie ukryje bólu. Nie przed Bartonem, czytającym z niej niczym z otwartej księgi. Nie przed nim, kiedy był w Budapeszcie tuż u jej boku. Wcześniej nawet pozwalała nazywać się Natalią – tylko Clintowi – i uśmiechała się w sposób, w jakim nie było ani grama usilnej gry.
Właściwie chciałby móc teraz dotknąć jej tak, jak robił to ostatni raz w Budapeszcie. Bez zahamowań, bez ukrywanych spojrzeń pełnych wszystkiego, czego nie powinno tam być, bez niepotrzebnych słów, jedynie ze wszystkim tym, co definiowało ich relację. Natalię i Clinta, którzy zawsze na misjach byli w stanie poświęcić siebie w imię dobra drugiego.
Reżimy upadają każdego dnia, powiedziała Lokiemu na Hellicarierze. Nie musiała dodawać, iż bez zawahania odsprzedałaby mu swoje usługi za Clinta. A potem obaliliby we dwoje i ten reżim. Wtedy, gdy już odzyskał jasność umysłu, widział w jej oczach to wszystko, czego nie potrafiła nazwać. Nigdy nie była dobra w słowa, nawet przed Węgrami, lecz później zablokowała się całkowicie. Jej śmiech przestał brzmieć lekko, a dotyk nosił w sobie ślady tamtych wydarzeń, strachu i niepewności.
Natalia to imię pełne delikatności, subtelnego, ulotnego uroku, czarujących oczu i warg, które chciałoby się zawsze całować. W Natalii nie zawiera się żaden z używanych glocków i innej broni – zazwyczaj pochodzącej z warsztatu Starka – w jej dłoniach bezwzględnej i śmiercionośnej. Wszystko to natomiast pobrzmiewa w groźnej, twardej Natashy.
CZYTASZ
hot gates // avengers
FanfictionDla Clinta zawsze jest Natalią, tylko Natalią, nawet jeśli nie śmie nazywać jej tak na głos. Dla Natashy jest jedyną pewną rzeczą w jej życiu, jedyną gwarancją, którą posiada. (c) jilliansgoddess 2015