To uczucie pustki, towarzyszące mi przez cały czas. Gdziekolwiek bym nie poszedł. Na całym dworze nie ma miejsca w którym nie było by wspomnień związanych z nią. Wspomnień które tak cholernie bolą...
***
W mieszkaniu jest najgorzej. Wszystko mi ją przypomina. Wspólne wieczory przed telewizorem, urodzinowe imprezy niespodzianki które organizowaliśmy sobie nawzajem, kuchenne eksperymenty...
Od tamtego dnia co noc miewam koszmary, że ktoś znowu mi ją odbiera tym razem na moich oczach, a ja nie mogę nic zrobić...i budzę się z krzykiem. Bezradny... Lecz czasem są to nasze wspólne chwile. I dopóki śpię wszystko jest dobrze, ale potem nadchodzi ta chwila kiedy po raz kolejny uświadamiam sobie, że jej nie ma. Nigdy już nie spojrzę w te cudowne brązowe oczy. Nigdy już nie usłyszę jak zwraca się do mnie „Towarzyszu".
I ten cholerny ból w sercu...
Oddał bym wszystko... wszystko żeby ona tu była. Bo świat i życie bez niej nie mają sensu. Czasami nadchodzą dni gdy najchętniej nie wychodził bym z łóżka, zamknął bym się w moim pokoju, utopił smutki w alkoholu. Może przynosiło by to ulgę na chwile, ale... i wtedy dochodzi do mnie, że ona nigdy by tak nie postąpiła. Była silna. Ja jestem słaby, jestem niczym bez niej.
We wszystkim, w każdym dniu, w każdej chwili z nią było coś cudownego. Kiedy do naszego życia zawitał spokój, na każdym kroku towarzyszyła jej radość. Co prawda nie taka jak za czasów akademii gdy dopiero co się poznaliśmy, ale zawsze tam była. Lecz kiedy sytuacja się zmieniała pokazywała swoją drugą stronę. Wojowniczki. Której nic nie stanie na drodze. Która będzie walczyć w obronie rodziny, przyjaciół, a nawet zwykłych ludzi, którzy sami nie mogą lub nie potrafią się obronić. Chciała rozwiązać wszystkie problemy swoich przyjaciół i robiła to. Zawsze była taka dzielna, dobra i silna, potrafiła znaleźć wyjście z każdej sytuacji. I chociaż zdarzały jej się chwile słabości, nigdy tak naprawdę się nie poddała. Mimo swojego wieku przeszła tak wiele. Może za wiele... Tak długo już jej nie ma. Tyle minęło od... a ja wciąż nie mogę się z tym pogodzić. Tak bardzo mi jej brakuje. Tak bardzo za nią tęsknie... A tęsknota to najgorsza kara jaką można dostać. Zabija od środka. I jeszcze te wspomnienia tak bolą. Dlaczego akurat ona? Czy ja coś zrobiłem? Czy bóg naprawdę jest taki okrutny żeby odbierać sens życia? Ukochaną osobę?
Nie, nie wytrzymam w tych ścianach dłużej. Tylko w jednym miejscu jestem bliżej niej, tym bardziej dzisiaj w rocznice.
***
Szłam przez jakiś las. Był środek ludzkiej nocy. W oddali było widać pełno małych światełek. Płomienie świec. Doszłam do jakiegoś cmentarza. O tej porze spodziewałam się, że będzie pusty, ale już po chwili ujrzałam starszego księdza. Spróbowałam go zawołać, ale nic to nie dało. Postanowiłam za nim iść. Zatrzymał się przy kilkunastu grobach i odebrał telefon od jakiejś zaniepokojonej siostry Eleonory. Jakimś cudem słyszałam wszystko co mówiła, docierały do mnie najcichsze dźwięki. Szłam dalej za księdzem, który wracał na plebanie, na kolacje. Dalej nie miałam pojęcia skąd to wszystko wiem. Lecz w pewnym momencie prałat zawrócił i udał się do jeszcze jednego grobu. Co robił codziennie. Minoł kilka starych drzew które o tej porze, jeszcze do kompletu ze świeczkami tworzyły wręcz magiczny obrazek. Przeszedł przez mały drewniany mostek nad szumiącym cicho strumyczkiem. I coś mi powiedziało, że prawie jest u celu swojej drogi. Nie myliłam się. Już z oddali słyszałam, że ktoś tam był. Miarowy oddech i bicie serca...ale jakoś dziwnie znajome...i wtedy go zobaczyłam.
Dymitr.
Siedział na ławeczce przy jednym z grobów.
- Synu, ty znowu tutaj? Nie ma dnia żebym cię tu nie widział od... – ksiądz próbował sobie coś przypomnieć.
- Od czterech lat. Dzisiaj jest rocznica. – przetarł oczy palcami – To już tyle czasu, tyle czasu jej nie ma...a ja nadal nie umiem się z tym pogodzić.
- Nie możesz się zadręczać, może tak miało być. – te bezcenne rady i motywujące słowa księży. Jak je uwielbiam.
- Czy kiedykolwiek będzie łatwiej? – Belikov nie odrywał wzroku od grobu.
- Kiedyś na pewno, ale już nigdy nie będziesz taki sam.- coś mi to przypomniało. Podeszłam żeby zobaczyć kogo nazwisko jest wypisane na nagrobku i...zmroziło mnie od środka.
Napis głosił: 20 lat. Rosemarie Hathaway.
- Miała by teraz 24 lata. Nawet nie pożyła... – jego głos się łamał.
- Nie wiem co się dzieje po śmierci. Ale wiem, że Anioły istnieją. – starzec starał się ostrożnie dobierać słowa. – Góra przysłała ją do ciebie. Jako anioła stróża. Ona tu jest. – Dymitr podniósł na niego wzrok.
- O czym ksiądz mówi? – w jego oczach można było dostrzec łzy.
- Jestem naznaczony pocałunkiem cienia, widuje duchy i jeśli góra się tego domaga także Anioły. I ona tu jest w postaci anioła. – Rosjanin przez chwile analizował to, aż w końcu się odezwał.
- Powie mi ksiądz jak wygląda? – z jego ust wydobył się szept pełen bólu.
- Możesz ją sam zobaczyć. Tylko ona musi tego chcieć. – starzec kiwnął głową na pożegnanie i odszedł w swoją stronę. Ja? Aniołem? Zagubiona dusza, szukająca pomocy to bym zrozumiała, ale... Anioł? Niebieska istota? I wtedy jakbym sobie coś przypomniała. Wszystko do mnie dotarło. Skupiłam się na obserwowaniu tego co się działo na cmentarzu.
Belikov wpatrywał się w zdjęcie na nagrobku.
- Rose jeśli tu jesteś...proszę pokaż się. – słowa dalej były przepełnione bólem, ale dało się w nich słyszeć także nutkę nadziei.
I wszystko się zmieniło. Przeniosłam się w jakieś białe miejsce. Stałam teraz naprzeciw Dymitra, ponownie patrząc w te ciemne oczy, oczy, które tak bardzo kochałam.* Widziałam w nich mieszaninę uczuć, niedowierzanie, radość, miłość. Rzuciłam się w jego stronę. Złapał mnie w ramiona.
- Roza. Roza. Roza. Moja Roza. – trzymał mnie w żelaznym uścisku. Jakby się bał, że jeśli mnie puści to się rozpłynę.
- Jestem tu, towarzyszu.
- Tak bardzo mi cię brakuje. Nie umiem żyć bez ciebie. – słowa wypowiadał z smutkiem, nawet strachem w głosie.
- Wiem, że jest ci ciężko, ale musisz być silny, musisz to przetrwać. – powiedziałam w jego ramie.
- Bez ciebie nic nie ma sensu. – mówił z takim bólem w głosie. Poczułam, że to tracę. Tą chwile. Zaczęłam wracać. W ostatnich chwilach jakie nam zostały przycisnęłam swoje usta do jego. To było cudowne. Po tak długim czasie...
- Kocham cię i nigdy nie przestane. I pamiętaj jestem z tobą na każdym kroku. – tyle zdążyłam powiedzieć zanim znów znalazłam się na cmentarzu. Widziałam z góry siedzącego Dymitra. Łzy spływały mu po policzkach.
- Ja też cię kocham, Roza. Nigdy o tobie nie zapomnę i jeśli to słyszysz...daj mi jakiś znak. – wypowiadając te słowa popatrzył się w niebo. Nie wiem skąd wiedziałam co robić. Wykonałam lekki ruch ręką liście na grobie ułożyły się w słowa
„Jestem towarzyszu. Jestem i zawsze będę przy tobie"
CZYTASZ
Anioł - Akademia Wampirów
FanfictionJedna z moich miniaturek o Rose i Dimce. Mam nadzieje, że się spodoba. Zapraszam ;)