CHAPTER 0.

396 31 5
                                    

Młody szatyn zataczał się, przechodząc kolejną ulicę. Do jego mieszkania dzieliło go zaledwie parę uliczek. Chłopak wciągnął szybko powietrze i chwycił się ściany budynku; niebezpieczne zawroty głowy powróciły. Zatrzymał się na chwilę i przycupnął obok kałuży. Spojrzał na swoje odbicie i pokręcił głową. Nie mógł uwierzyć, że znowu powrócił do ćpania. Ze złością przeszukał kieszenie swojej bluzy i cisnął woreczkami z kokainą w chodnik. Gwałtownie wstał, co spowodowało upadek; podniósł się, mając ochotę strzelić sobie w łeb za zmarnowanie tyle czasu na jakiekolwiek odwyki i inne takie. Nie myśląc o tym dłużej zaczął iść dalej w kierunku swojego domu.

Co jakiś czas wycierał twarz, na którą spadały krople wody. Kiedy w końcu znalazł się na ulicy, na której mieszkał wyraz jego twarzy zmienił się diametralnie. Cała kamienica stała w płomieniach, nie wspominając już o ulicy zawalonej policją, pogotowiem oraz strażą pożarną. Nie mógł uwierzyć, że to się działo. Podbiegł niezgrabnie bliżej, jednak ktoś zaczął go odsuwać od budynku. Obrócił się by ujrzeć funkcjonariusza straży pożarnej. Mężczyzna odciągający go powiedział tylko 'Proszę się nie zbliżać do ognia' i odszedł. Dla szatyna był to ogromny cios. Było to jego pierwsze mieszkanie, na które odkładał strasznie długo. W domu miał miliony pamiątek po rodzinie, dokumenty, wszystko. Cały jego dobytek spłonął. Nie miał już nic...

PÓŁTORA ROKU PÓŹNIEJ

Dwudziestoczterolatek wysiadł z taksówki i wyciągnął z bagażnika swoją walizkę. W tej walizce znajdowało się to, co jemu pozostało. Było to jedynie parę pamiątek, które udało się odzyskać oraz kilka innych potrzebnych rzeczy, które nie ucierpiały znacznie w pożarze. Mężczyzna westchnął ciężko i ruszył w kierunku wieżowca. Było to jego nowe lokum, na które ciężko zarabiał w ciągu całego roku z kawałkiem. Nadal nie mógł uwierzyć w to co się stało, jednak nie miał czasu na głębsze zastanawianie się nad tym - musiał przecież ruszyć dalej. Wszedł do budynku, w którym zawiało chłodem, klatka schodowa była zadbana i nowoczesna. Nie śmierdziało w niej moczem, tak jak w poprzedniej kamienicy, w której mieszkał chłopak.

Wjechał windą na trzecie piętro i spojrzał po drzwiach znajdujących się najbliżej. Wywnioskował, że musi iść korytarzem w lewo po wyjściu z windy, ponieważ numery mieszkań wzrastały, kiedy szedł właśnie w tamtym kierunku. Zatrzymał się pod mieszkaniem z numerem 17. Zaczął odkluczać drzwi; słysząc szmery za sobą, odwrócił się. Za nim stała brunetka, niewiele niższa od niego samego. Spojrzeli po sobie krótko i zajęli się swoimi zajęciami. Gdy chłopakowi udało się otworzyć drzwi od mieszkania, buchnęło w niego ciepłym powietrzem. Zaduch w mieszkaniu był niesamowity oraz śmierdziało farbą. Ta mieszanka spowodowała silny ból głowy. Gdy w głowie mężczyzny zaczęły pojawiać się obrazy sprzed ponad roku gwałtownie ruszył przed siebie i otworzył szeroko balkon.

Wypuścił powietrze z ust i wrócił się po walizkę. Gdy tylko się obrócił mógł zauważyć jak dziewczyna z naprzeciwka przestaje patrzeć na to co robi i szybkim krokiem zaczyna się kierować w stronę windy. Chłopak zastanawiając się nad tym co na celu miała dziewczyna, wpatrując się w jego poczynania przyśpieszył kroku i chwycił za walizkę, spoglądając w stronę windy. Nikogo już tam nie było, więc nie zawracając sobie tym dłużej głowy wciągnął walizkę do mieszkania i wyciągnął klucze z zamka, zatrzaskując za sobą drzwi. Przekręcił zamek, tym samym zakluczając ponownie drzwi i opadł na starą kanapę, która oprócz uzupełnionego aneksu kuchennego była jedynym meblem stojącym w całym mieszkaniu.

hejka! tak więc to jest pierwszy rozdział nowego opowiadania. 'friends.' usunę gdyż nie bardzo przemyślałam jego publikację. jednak to opowiadanie ma już prawie całkowity zarys w mojej głowie. podoba wam się? ahh i proszę komentujcie ;)


drag me down. ☠ l.tOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz