TYDZIEŃ PÓŹNIEJ
Kilka dni później po wprowadzeniu się i całkowitym umeblowaniu nowego mieszkanka, które miało zaledwie 40 metrów kwadratowych zacząłem się czuć tutaj naprawdę jak w domu. Nie było już tego zaduchu, a smród farby przerodził się w smród papierosów i marihuany. Puste i też te zapełnione woreczki strunowe z kokainą walały się po całym mieszkaniu, a ja próbowałem jakoś ukoić ból. Nie mam pojęcia co się ostatnio stało. Wczoraj wróciłem z imprezy ostro zakrapianej alkoholem i prawie nic nie pamiętam. Jednak mam pewną pamiątkę po wczorajszej nocy. Jest to podbite oko. Przyłożyłem lód do oka i położyłem się na nowej kanapie. Westchnąłem cicho. Wkroczyłem w nowe życie, a już je psuję. Znowu zatracam się w używkach i znowu zapominam o zdrowym rozsądku. Moje przemyślenia przerywa pukanie do drzwi. Odkładam gdzieś na bok worek z lodem i kieruję się do drewnianej powłoki. Uchylam drzwi, w których ukazuje mi się postać niższej zaledwie o parę centymetrów dziewczyny.
- Umm.. hej. - dziewczyna uśmiecha się blado
- W czym mogę pomóc? - pytam
Widzę jak sąsiadka spogląda na moje półnagie ciało. Cóż to nie moja wina, że nie lubię chodzić po domu w swetrach czy chociażby luźnych koszulkach.
- To może być głupie, ale piekę ciasto i zabrakło mi jajek, a sklepy są już pozamykane... czy mógłbyś... - nie pozwalam jej dokończyć tylko uchylam szerzej drzwi i kroczę w kierunku kuchni
- Ile potrzebujesz? - krzyczę z pomieszczenia
- Dwa. - odpowiada na tyle głośno bym usłyszał
Z dwoma jajkami w dłoni kieruję się w jej stronę i podaję je jej z uśmiechem. Dziewczyna cicho dziękuje i wraca do swojego mieszkania. Nie chcę jej sprawiać problemów, jednak wpadła mi w oko i nie da się ukryć, że z chęcią bym ją przeleciał. Nie wygląda na taką i z pewnością taka nie jest. Nie chce psuć jej życia, ale obawiam się, że tak łatwo nie będzie mnie powstrzymać.
***
Późnym wieczorem znajduję się znowu pod jego drzwiami. To miłe, że użyczył mi jajek. Tym razem w ręce trzymam talerzyk, a na nim kilka kawałków ciasta, które zrobiłam. Zastanawiałam się czy zapukać czy jednak wrócić do domu i zakneblować drzwi. Moją niepewność powodował łomot i dźwięk muzyki dobiegający zza jego drzwi. Widać, że różni się ode mnie i jest takim typem chłopaka, który przynosi same problemy. Nie zaprzeczę, że to mnie kręci, ale ja jednak wolałabym się nie plątać w takie sprawy, tym bardziej, że ta kokaina leżąca na komodzie przy drzwiach mówi sama za siebie. Właśnie miałam się obracać kiedy drzwi się uchyliły, a moim oczom ukazał się chłopak o ciemnej karnacji.
- Czego tutaj szukasz skarbie? - zapytał odpalając jointa
- W zasadzie to już chciałam iść. - odpowiadam chcąc wrócić do siebie
- Oh kochanie wracaj! Impreza dopiero się rozkręca. - mówi wciągając mnie do środka
Mężczyzna mnie obejmuje i wydmuchuje przed siebie dym. Od razu w oczy rzuca się to, że jest tutaj niezły bałagan. Po porządku sprzed paru godzin ani śladu. Ciasto na talerzu lekko się chwieje, a spowodowane jest to tym, że mulat ciągnie mnie w jakimś kierunku. Mijamy mnóstwo skąpo ubranych dziewczyn oraz chłopaków wciągających kreski, kiedy w końcu docieramy do niego.
- Tommo ktoś chyba przyszedł do ciebie. - mówi uśmiechając się po czym klepie mnie po plecach i szepcze do ucha miłej zabawy
- Przyniosłam ciasto. - uśmiecham się próbując wybrnąć z sytuacji
Właśnie stoję przed nim i grupką jego znajomych i jakiś dziewczyn w luźnych, krótkich spodenkach, topie i zarzuconej bluzie, pomijając kapcie z głowami krów. Salwa śmiechu dociera do moich uszu. Jego koledzy zaczynają się śmiać z moich kapci, a dziwki go otaczające zaczynają coś chichotać i mówić coś w stylu co za pokraka, jak się ona tutaj znalazła. Momentalnie robi mi się przykro. Nie mam ochoty tutaj dłużej być, więc odkładam talerz z ciastem przed niego i kieruję się w stronę drzwi.
- Nie zostaniesz dłużej? - słyszę za sobą, gdy otwieram drzwi
- Nie mam ochoty, nie pasuję tutaj, poza tym... przyszłam tylko przynieść ciasto. Cześć. - mówię po czym wychodzę
Długo po tym nie mogę zasnąć. Ciągłe krzyki i głośna muzyka przeszkadzają mi w zaśnięciu. Nie wytrzymując tego dłużej wstaję gwałtownie z łóżka i wychodzę z mieszkania trzaskając w jego drzwi. W tym momencie nie obchodzi mnie to, że jestem w piżamie, a moje włosy wyglądają jak gniazdo dla ptaków. Chcę do cholery spać! Drzwi otwiera mi właśnie on.
- Mógłbyś ściszyć tą muzykę? Naprawdę potrzebuję snu, jutro mam egzaminy i nie mam zamiaru ich zawalić przez ciebie i tą durną imprezę. - mówię szybko
- Przykro mi kochanie, ale obawiam się, że nic nie dam rady zrobić w tej sprawie... - uśmiecha się nonszalancko
- Ty nic nie zrobisz? Dobra. Policja na pewno sobie da z nimi radę. - odpowiadam obracając się i robię kilka kroków
- Dobra. Uciszę ich, ale nic nie obiecuję. - cały czas stoję do niego plecami
Nie odpowiadam nic tylko wchodzę do swojego mieszkania. Mam nadzieję, że coś z tym zrobi, ponieważ jak zawalę te egzaminy to nie chciałbym być w jego skórze. Kolejnego dnia budzę się w miarę wypoczęta. Chłopak wczoraj lekko ogarnął imprezę, ale i tak nie było idealnie. Przygotowana do szkoły usiadłam przy stole z kawą w dłoni. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Wstałam od stołu i otworzyłam drzwi. Postać szatyna widniała we framudze.
- Proszę cię schowaj to. - sapnął wpychając mi w ręce woreczki z narkotykami
- Przykro mi, ale nic w tej sprawie nie dam rady zrobić. - odpowiadam mu przekazując z powrotem woreczki
- Kurwa dziewczyno weź to! Trzymaj to u siebie dopóki po to nie wrócę jasne? I jakby ktoś pytał nie znasz mnie i nic ode mnie nie masz zrozumiałaś?
- Mogę to po prostu wyrzucić? - pytam go zestresowana
Nie mam zielonego pojęcia co się dzieje. Nie chcę mieć tego w domu, nie mam ochoty mieszać się w takie gówna. Razem z zadanym przeze mnie pytaniem postawa szatyna zmienia się diametralnie. Wyprostowuje się i widocznie góruje nade mną. Strach i zdenerwowanie narasta, a atmosfera staje się napięta. Oczy mu błyszczą, a on zaczyna oddychać szybciej.
- Nie! Trzymaj to u siebie. Wrócę po to wieczorem.
Chcę mu powiedzieć, że wrócę późno, ponieważ kończę zajęcia po dwudziestej jednak tak szybko jak się tutaj pojawił, tak szybko zniknął. Zrezygnowana zamykam drzwi za sobą i chowam cały jego towar w pudełku z biżuterią, po czym chowam ją głęboko, na spodzie ostatniej szuflady w komodzie. Otrzepuję ręce i cała zestresowana siadam przy stole dopijając napój kofeinowy. Takiego rozpoczęcia dnia nigdy bym się nie spodziewała...