– O, ooo... To mi się nie podoba – zaniepokoiłam się, gdy zauważyłam, do jakiego miejsca się zbliżamy, choć nie byłam pewna czy rzeczywiście tego rodzaju niespodziankę miał na myśli.
– Nie masz wyjścia, moja pani, musimy to zrobić. Będzie zajebiście, zobaczysz i jeszcze mi podziękujesz. – Przycisnął mnie do siebie, jakby bał się, że mu ucieknę.
– Nie dam rady – wydusiłam, próbując wyplątać się z jego objęć. – To niebezpieczne... Tobie też nie pozwolę... – zaczęłam bełkotać.
– Hej, hej... – Złapał mnie za ręce i przyciągnął z powrotem. – Skaczę co roku i jak do tej pory nikomu nic się nie stało. To bardziej bezpieczne niż jazda motocyklem albo samochodem. Ryzykujemy codziennie, Debi. Po tym, od razu inaczej spojrzysz na to miejsce i...
– Nie o to chodzi – przerwałam mu. – Ryzykuję zawałem serca, ale w porządku, będziesz miał mnie na sumieniu – wyjaśniłam i sama pociągnęłam go w stronę kolejki do bungee.
Po prawie czterdziestu minutach czekania Sebastian zapłacił i wpisał nas na listę. Zważono go i wybrano dla niego odpowiedni kolor liny. Czułam dziwny niepokój, gdy jeden z organizatorów zapinał mu tę dziwną uprząż na nogach. Mój szalony chłopak nie spuszczał mnie z oczu, wciąż ciesząc się jak dziecko. Przez krótką chwilę uznałam go nawet za ryzykanta, ale szybko zrozumiałam, że kryło się za tym zupełnie co innego.
Obserwując minę skoczka, który właśnie bezpiecznie wylądował na dole, zapragnęłam poczuć to samo. Miałam sto myśli na minutę. A co jeśli lina nie wytrzyma? A jeśli uprząż się rozepnie, albo zwymiotuję na kogoś? W końcu będę do góry nogami.
Gdy zaprowadzono Sebastiana pod dźwig i po chwili ruszył do góry, cała się napięłam w oczekiwaniu. Byłam tak zapatrzona w żółtą budkę, że nawet nie zawracałam sobie głowy naszymi komórkami, które obie jednocześnie zaczęły wibrować w moich kieszeniach. Kiedy budka zatrzymała się na samej górze, wyciągnęłam swój telefon, by zrobić kilka zdjęć. Zauważyłam trzy nieodebrane połączenia. Jedno od Igora, drugie od ojca i ostatnie z nieznanego numeru. Była też jedna wiadomość, której na razie nie otwierałam.
Gotowy do skoku Sebastian stanął już na skraju platformy. Jego postać wyglądała z dołu niepozornie i nie wiem dlaczego, ale nagle pomyślałam o małym zielonym smoku, na jego plecach. Pomachałam do niego i wykonałam kilka zdjęć. Adrenalina rozsadzała mózg i czułam się, jakbym już była na jego miejscu. Z tej wysokości nie widziałam wyraźnie jego twarzy, ale byłam pewna, że wciąż się uśmiecha...
Wysunął do przodu ręce, a potem wyfrunął z rozłożonymi ramionami niczym ptak. Udało mi się wykonać tylko jedno zdjęcie w locie, ale dobre i to. Jego dziki i pełen entuzjazmu okrzyk sprawił, że nie mogłam się już doczekać swojej kolejki. Chyba naprawdę oszalałam. Jeszcze kilka razy balansował nad ziemią, zanim bezpiecznie wylądował na ogrodzonym specjalną taśmą polu.
Wszyscy wokół krzyczeli i klaskali i kiedy tylko został uwolniony z uprzęży, podbiegłam do niego, by sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.
– Jesteś szalony, jak się czujesz? – zaśmiałam się i przytuliłam do niego.
Serce w jego piersi tłukło, się jakby zaraz miało wyskoczyć. Wyraz ulgi na jego twarzy i zaróżowione policzki, mówiły same za siebie. Tego mu brakowało.
– To niesamowity... kop... – wydusił, łapiąc oddech. – Tego ci trzeba, Debi – dodał, zanim mężczyzna z obsługi uwolnił go z uprzęży.
Energia wręcz go rozsadzała, a jego ciało było jeszcze bardziej napięte niż wcześniej.
– Na pewno wszystko w porządku? – Przyjrzałam się jego oczom, w których nie było nic, poza dzikim błyskiem i rozbawieniem.
– Jasne. Wybebeszaj kieszenie, twoja kolej, moja pani – odpowiedział, prowadząc mnie w stronę stolika.
Nogi miałam jak z waty i wszystko się we mnie wzburzyło. Dasz radę Deb, to niecałe pięćdziesiąt metrów.
Nie tylko skok, który miałam wykonać, podnosił mi ciśnienie. Gdy platforma ruszyła w górę, widok tłumu na dole i cały krajobraz w zachodzącym słońcu, jaki ukazał się moim oczom, poruszył tak, że byłam bliska rozpłakania się, ale mężczyzna, który sprawdzał uważnie moją uprząż, spokojnym głosem dodawał mi otuchy, instruując, jak mam się zachowywać. Ciepły wiatr plątał włosy i smagał po odkrytej skórze. W tej jednej chwili poczułam się wyjątkowo, jakbym nagle znalazła się w najpiękniejszym miejscu na Ziemi. Ostatni raz spojrzałam w dół, ledwo wyłapując z tłumu postać Sebastiana...
– W porządku, kochanie – odezwał się mężczyzna. – Pamiętaj, nie odbijaj się i nie wyskakuj. Lecisz, bungee!
I poleciałam po jego komendzie, nie wahając się ani chwili. Jaaaa pierdziuuu, to ci dopierooo! Pęd i świst powietrza w uszach zagłuszył wszystko i zanim lina zdążyła się napiąć pod moim ciężarem, z gardła wydobył się dziki okrzyk i bynajmniej nie było to „bungee". Tłum na dole szalał, wśród okrzyków pojawiły się gwizdy i oklaski. Dopiero po chwili zauważyłam, że przyczyniła się do tego także moja koszulka, która podwinęła się pod samą brodę i odsłoniła stanik. Nie przejmowałam się tym i ponownie ryknęłam na całe gardło, czym jeszcze bardziej ich rozjuszyłam.
To było niesamowite i jedyne czego żałowałam i co od razu przyszło mi na myśl, to fakt, że trwało to zbyt krótko. Zdecydowanie chciałam więcej.
– Łoł! – krzyknął Sebastian, od razu pojawiając się przy mnie, gdy tylko wylądowałam na ziemi. – Dałaś radę, a już myślałem, że tam w górze zmienisz zdanie. – Wyszczerzył się, po czym ujął moją twarz i pocałował w usta.
Tłum wciąż szalał, witając już nowego ochotnika.
– Igor tu jest, przygotuj się na kolejną niespodziankę – oznajmił do mojego ucha.
– Co? On też? – zdziwiłam się i zaczęłam gorączkowo rozglądać. – Zmówiliście się, czy co?
– Nie, nic z tych rzeczy, to nie w jego stylu – wyjaśnił, podnosząc mnie do góry. – Masz gościa. – Wskazał wzrokiem, gdzieś za moimi plecami.
Powoli się odwróciłam na wciąż drżących nogach i nagle zamarłam. Wśród stłoczonej grupki kilku osób, od razu rzuciła mi się w oczy pobladła twarz mojego wystraszonego ojca...
Jezu, chyba śnię.
Cdn...
CZYTASZ
Zła krew
RomanceW życiu Debory nic specjalnego się nie dzieje. Na pierwszy rzut oka mogłoby nawet uchodzić za sielankę. Zaradny ojciec, nowy dom z dużym ogrodem, pasje, którym dziewczyna się oddaje i wreszcie ukochany chłopak. Tak wyglądało do chwili, kiedy ojciec...