00. Prologue

236 16 3
                                    

Brunetka rozsiadła się wygodnie w fotelu pasażerskiego samolotu, wylatującego z jej rodzinnego miasta. Lada chwila szybowiec powinien wystartować, a dziewczyna musiała pożegnać się z jej ukochanym Bostonem na przyszłe dwa miesiące. Dziewczyna oparła się o szybę i rzuciła ostatnie spojrzenie w stronę lotniska; Pogoda tego dnia była przeciętna, w porównaniu do minionych tygodni. Niebo pokrywały gęste obłoki szarych chmur, a krople deszczu swobodnie odbijały się od szklanych ścian nowoczesnego Bostońskiego lotniska. 

Mia otuliła się swoim fiołkowym swetrem. Z jej luźnego koka wystawało kilka niesfornych, brązowych kosmyków. Szatynka zapięła pasy bezpieczeństwa, po czym zerknęła na wyświetlacz swojego telefonu. Godzina wskazywała punktualnie dziesiątą nad ranem; Wyjęła ze swojej torebki parę słuchawek, podłączyła je do komórki i włożyła do swych uszu. Po kilku sekundach zaczęły płynąć z nich pierwsze dźwięki melancholijnej piosenki jej ulubionej artystki. Przymknęła oczy i zatraciła się w nostalgicznych słowach tekstu owego utworu. 

Roses, Bel Air, take me there

I've been waiting to meet you

Palm trees in the light

I can see late at night

Darling, I'm waiting to greet you

Come to me, baby

~*~

"Prosimy pasażerów o zapięcie pasów bezpieczeństwa. Za chwilę lądujemy na głównym lotnisku w centrum Los Angeles, dziękujemy za skorzystanie z naszych linii lotniczych i życzymy miłego pobytu w mieście aniołów"  Niewyraźny głos kapitana samolotu wyrwał szatynkę ze snu, dziewczyna przetarła lekko swoje zaspane oczy i rozejrzała się po pokładzie samolotu, przygotowując się na lądowanie.

Po niespełna trzydziestu minutach znalazła się już przy odprawie lotniczej, czekając na swoje bagaże. Nie musiała długo czekać i chwilę później chwyciła dwie szare walizki oraz torbę podróżną. Niestety dziewczyna nie była ani silna, ani zbyt wysoka żeby poradzić sobie ze swoim ekwipunkiem, więc szła chwiejąc się na wszystkie strony. Z zewnętrznego otoczenia musiało ty wyglądać komicznie, ale jej nie było do śmiechu, była zmęczona po sześciogodzinnym locie i bez namysłu usiadła bezradnie na ławeczce znajdującej się niedaleko wyjścia.

"Potrzebujesz pomocy?" Ciepły głos rozbrzmiał w jej uszach, spojrzała przed siebie i ujrzała średniego wzrostu bruneta. Chłopak miał ciemny odcień skóry, a jego ramiona pokrywały liczne tatuaże. Wyglądał na około dziewiętnaście lat.

Po krótkim namyśle Mia przystała na jego propozycję, wyjaśniając mu przy okazji gdzie musi dotrzeć. Po drodze dowiedziała się, że chłopak ma na imię Calum Hood i pochodzi z Australii, a dokładniej z Sydney. Pomógł donieść jej bagaż na postój taksówek, który znajdował się niedaleko lotniska i pożegnał się, uprzednio wymieniając się z nią numerem telefonu.

Dziewczyna podała dokładny adres miejsca zamieszkania jej ciotki taksówkarzowi i nie długo potem była już w drodze. Mia była zafascynowana krajobrazem rozciągającym się za szybą pojazdu, z chęcią podziwiała widoki ciepłego klimatu Los Angeles.

"Witaj Los Angeles" szepnęła z podekscytowaniem. 










L.A. LOVE || z.m ✔✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz