Prolog

526 42 12
                                    

Przekraczając próg wypełnionego ciemnością budynku, na jego twarzy zagościł pełen zadowolenia i satysfakcji uśmiech, widoczny jedynie przez ułamek sekundy. Oświetlony bladymi promieniami księżyca, zmrużył z niezadowoleniem oczy. Odwrócił w stronę srebrzystego rogalika głowę, a z jego ust wydobył się cichy syk, który już po chwili zamienił się w pełen rozbawienia i ironii zarazem, śmiech. Jednym ruchem pchnął drewniane drzwi, które zamknęły się za nim z cichym trzaskiem. Pokój wypełniony był nieprzeniknioną ciemnością i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że...

– Czego chcesz? – Z ust chłopaka prawie od razu popłynęło pytanie, bezpośrednio uderzające w siedzącą na kanapie tajemniczą postać. Dopiero po chwili wnętrze rozbłysło przeszywającym blaskiem żarówki.

– Skąd w tobie tyle agresji, mój drogi? Czyżbyś już zapomniał, że... – Mężczyzna obrócił lekko głowę, w stronę stojącego przy drzwiach chłopaka tak, by ten mógł ujrzeć jego prawy profil w całej okazałości. – Mogę ci przypomnieć. – Ton tajemniczego gościa zaostrzył się odrobinę, wyczuć można było w nim również nutę zniecierpliwienia, które malowało się także na jego spiętej, lecz zarazem niewyrażającej uczuć twarzy.

– Daruj sobie. – Chłopak przestąpił kilka kroków bliżej centralnej części pomieszczenia, opierając prawą dłoń o oparcie czarnej, wykonanej z aksamitnej skóry sofy, znajdując się tym samym twarzą w twarz z mężczyzną, dla którego pałał nieskrywaną nienawiścią. Starał się ją okazywać przybyszowi przy każdej najbliższej okazji w nadziei na to, że któregoś pięknego, bądź też mniej pięknego dnia, w końcu postanowi zostawić go w spokoju.

– Piękny dom. – Gość mimo wyraźnie okazywanej ze strony gospodarza niechęci zmienił zwinnie temat, obracając z zaciekawieniem głowę po całej powierzchni salonu. Przytaknął okazując swój zachwyt. – Piękne meble, klasyczne, eleganckie, ale zarazem bardzo nowoczesne. Cudowne. – Klasnął w dłonie, podnosząc się gwałtownie z sofy, po czym robiąc kilka kroków w przód, zrównał się z chłopakiem. Zbliżając na tyle blisko, by był w stanie go dotknąć, wyciągnął do niego dłoń zakończoną długimi paznokciami przypominającymi pazury dzikiego zwierzęcia. Wyszczerzył się w szerokim uśmiechu, ukazując rząd srebrnych oraz złotych zębów, której w jednej chwili wydały się chłopakowi bardziej błyszczące niż cokolwiek inne w salonie. – Pamiętaj o swojej obietnicy... – Nieznajomy przybrał poważny wyraz twarzy posyłając w stronę swojego rozmówcy świdrujące go na wylot spojrzenie. – Pamiętaj... A tymczasem... miłego pierwszego dnia w szkole. Ucz się dobrze, bo inaczej szlaban! – Mężczyzna zaryczał ze śmiechu, spoglądając, teraz już pełnym satysfakcji i kpiny, wzrokiem wprost na chłopaka, który wziął dłoń z oparcia czarnej sofy, po czym jednym ruchem wskazał mężczyźnie potężne drzwi wyjściowe, wykonane, na pierwszy rzut oka – z bardzo okazałego hebanu. Ten jednak nawet na nie nie spojrzał, zmrużył tylko oczy i wystarczyło jedno mrugnięcie chłopaka, by mógł pozostać sam ze sobą w obszernym salonie. Przed oczami mrugnęły mu jeszcze kruczoczarne włosy jego gościa, które w parze z niespotykanie jasnymi tęczówkami o barwie zbliżonej do srebrzystego koloru księżyca w pełni, świdrowały go na wylot nie pozwalając na wykonanie jakiegokolwiek ruchu bez kontroli przybysza. Chłopak rzucił się zrezygnowany na sofę, czując dopadające go zmęczenie. Złapał się dłońmi za głowę, opierając tym samym z impetem o oparcie, by móc chociaż na chwilę uwolnić się od przytłaczającego go ataku myśli. Chwila spokoju nie trwała jednak długo, gdyż już po chwili do jego uszu dobiegł cichy dźwięk otwieranych drzwi, a potem coraz głośniejszy skrzyp oznaczający uchylanie hebanowych wrót.

– Dawno przyjechałeś? – usłyszał dojrzały męski głos wydobywający się od razu po zatrzaśnięciu drzwi. Mimo, iż nie wyczuł w nim jakichkolwiek negatywnych emocji, to i tak czuł, że nie jest tutaj mile widziany i mężczyzna tylko czeka, kiedy się stąd wyniesie. A przecież dopiero przyjechał. Zmusiło go to do otwarcia oczu i spojrzenia na postać, która chwilę temu pojawiła się w domu.

– W południe – odparł krótko, przerywając i tak krótko trwający odpoczynek. Jego kroki skierowały się ku schodom prowadzącym na pierwsze piętro. Ani myślał wdawać się w jakiekolwiek rozmowy z mężczyzną, więc już po chwili został sam ze sobą. W swojej sypialni.

6 dni później

Siedząc na krawędzi łóżka, wtapiał rozkojarzone spojrzenie w okno, przez które zaczęły przebijać się pierwsze promienia słońca z dumą ogłaszające, iż nastąpił kolejny piękny dzień. Zależy też dla kogo. Powracając do rzeczywistości, chłopak z satysfakcją uśmiechnął się sam do siebie zyskując tym samym dobry humor. Początek roku szkolnego oznaczał tylko jedno – już za kilka godzin usiądzie w ostatniej ławce słuchając monotonnego głosu nauczyciela, będzie przyglądał się nowym twarzom tak, jak to zawsze miał w zwyczaju czynić. Spojrzał na okrągły, biały zegar wiszący nad komodą, mrucząc pod nosem godzinę – piąta trzydzieści siedem, prawie równo ze wschodem słońca, które po woli dawało się we znaki zapowiadając tym samym, że zapowiada się kolejny, upalny dzień. Sięgając po czarną koszulę leżącą na dębowej szafce obok łóżka, wstał wciągając na ramiona najpierw prawy, potem lewy rękaw. Rozejrzał się po swojej sypialni, uśmiechając się z zadowoleniem. Przyjrzał się każdemu, nawet najdrobniejszemu szczegółowi z dumą stwierdzając, że już uwielbia ten dom – wykonany bardzo nowocześnie jak na datę swojego powstania, szczególnie wnętrze –prawdopodobnie było katowane niezliczoną liczbą remontów. Kiedy był tutaj ostatnim razem, zapamiętał każde z pomieszczeń trochę inaczej i zdecydowanie zmienił się też układ mebli. Ubierając jeansy i pozostałą część garderoby, był gotowy do zejścia na parter. Schodząc po schodach do jego nozdrzy niemal od razu dobiegł świeży zapach kawy przyprawiający go niemal o natychmiastowy głód. Podniósł wzrok na siedzącego przy ogromnym stole jadalnym mężczyznę, wysilając się jedynie na delikatny gest głową, po czym podchodząc w stronę lodówki, wyciągnął z niej pierwszy napotkany produkt, który określił jako zjadliwy. Nucąc pod nosem jedną z piosenek, która zapadła mu w pamięć po ostatnim nocnym słuchaniu radia, przełamał – jak się okazało – bagietkę, na dwie części, biorąc jedną z części do ust.

– Jestem głodny jak wilk – powiedział, podnosząc pełne zadowolenia i kpiny oczy w stronę mężczyzny. – Chyba trochę nietrafione porównanie – zaśmiał się, odchodząc od kuchennego blatu, by już po chwili zająć miejsce na przeciwko tamtego, który świdrował go zimnym spojrzeniem, przepełnionym niezadowoleniem.

– Nie szukam kłopotów – rzekł mężczyzna dopijając ostatni łyk kawy, po czym odstawił kubek na stół z donośnym puknięciem. Chłopak zaśmiał się pod nosem unosząc ręce w kpiącym geście ironii, po czym odsunąwszy się od stołu, wstał i nie udzielając mężczyźnie żadnej odpowiedzi otwarł ciężkie, hebanowe drzwi jednym zamaszystym ruchem. Słońce niemal od razu uderzyło w niego ze zdwojoną siłą, niż wtedy w sypialni, co zmusiło go do niemal natychmiastowego założenia na nos swoich ciemnych okularów przeciwsłonecznych, które zabrał se sobą z komody stojącej w salonie.

– Dokąd się wybierasz? Śmiem wątpić, że tak nie możesz doczekać się szkoły, że już tam idziesz? – usłyszał za sobą donośny głos, lecz ani śmiał odwrócić w jego stronę głowy.

– Spacer? – odpowiedział na poczekaniu, by uwolnić się od nagłego ataku pretensji ze strony mężczyzny. – Nie bądź już taki podejrzliwy – dodał przewracając oczami i uniósł prawą rękę w geście pożegnania z mężczyzną, który nadal trzymał na chłopaku lodowaty wzrok. Dopiero kiedy ten zniknął za jednym z drzew, drzwi zatrzasnęły się z hukiem tak donośnym, że ptaki zerwały się z drzew.


They Never SleepOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz