-Luhan...Luhan, Luhan! Obudź się do cholery!-krzyknęła rozzłoszczona nauczycielka. Zaspany chłopiec otworzył oczy i zapytał:
-O kurwa, gdzie ja jestem? Który to klub go-go? Ja pierdole, co ja wczoraj brałem?-chwycił się za głowę.
-Nie, no nie mogę z tobą wytrzymać! Nie, dość, że nie uważasz, śpisz na lekcji to jeszcze się wyrażasz?
-Matka czego ty drzesz tego ryja?
-Nie jestem twoją matką! Jesteś niesamowity...
-Niesamowity to ja jestem w łóżku, ale o tym doskonale wiesz. Pamiętasz wczoraj?-przerwał jej.
Cała klasa wraz z nauczycielką byli w szoku.
-Jak możesz?-krzyknęła profesorka.
-Wiesz co ci powiem? Wolę jak jęczysz w łóżku niż jak się na mnie drzesz.
-MARSZ DO DYREKTORA!
-A zaprowadzisz mnie? Możemy zahaczyć o łazienkę?-powiedział wstając i dając jej klapsa.
-Ty...-nie zdążyła dokończyć bo Lu wyszedł już z klasy trzaskając drzwiami.***
-Młody, poczciwy człowieku wiesz co?
-No?
-Życie se marnujesz!
-Jestem tu dopiero pierwszy raz w tym tygodniu! Panie dyrektorze się pan tak nie bulwersuje.
-Lu, mamy dopiero pierwszą godzinę lekcyjną w poniedziałek.
-To i tak dobrze, ostatnio tu byłem jeszcze przed lekcją."
-Dość, Luhaneu wiesz, że ja to spoko ziom jestem ale ukarać to cię muszę?
-BDSM ma się rozumieć?
-Luhan! Ty zboczony rudzielcu! Nie zdajesz sobie sprawy z powagi sytuacji. Kara to odbycie wolontariatu w pobliskim domu dziecka.
-Co to?
-Wolontariat czy dom dziecka?
-Co to znaczy pobliski?
-Że blisko jest.
-A jak blisko?
-Bardzo.
-Jak bardzo?-Poruszył sugestywnie brwiami.
-Chłopcze plox, stoph jak to wy mówicie.
-Dobra już jestem poważny jeleń. Co jak się nie zgodzę?
-Spadówka masówka ze szkoły-powiedział poważnie dyrektor.
-Jak to? Że mogę już sobie iść?
-Nie, zostaniesz wydalony.
-Jak pokarm?
-Czy ty nawet w takiej sytuacji nie potrafisz zachować powagi?
-Dobra, dobra a są tam dobre dupy?
-Nie kurde nie dobre. Luhan fajnie, że się zgadzasz. Idziesz tam dziś po południu. To pa.
-Wut? Gdzie to jest?
-Tu masz adres -podał mu karteczkę-Od razu Cię rozpoznają.
-Niby jak?
-Wiedzą, że jesteś rudy.
***
Jestem.-powiedział Lu stojąc przy dyrektorce domu dziecka.
-Witam, więc to ty jesteś tym urwisem który narozrabiał ma nam teraz pomóc.
-Pani jest ładna.
-Dziękuję.-powiedziała gładząc go po włosach.-Będziesz zajmował się dość trudnym chłopakiem.
-Spoko, lubię wyzwania.-powiedział przygryzając przy tym górną wargę.
-Jest w pokoju numer 17.
-K.-rzekł po czym wyszedł na korytarz. Nagle, zrozumiał, że nie ma pojęcia gdzie jest pokój o którym mówiła dyrektorka.
Postanowił spytać chłopaka który szedł właśnie korytarzem.
-...Y...Cześć!-krzyknął.
-Siema.
-Pomocy!-powiedział chwytając go za przedramiona.
-A co? Ruchać się chcesz?
-Nie...to znaczy nie teraz, jak coś to potem.
-Ok.-powiedział chłodno.
-Dobra, to powiedz mi gdzie jest pokój numer 17.
-Dlaczego 17?-zapytał przerażony.-O co chodzi?! Chcesz mi zabrać przyjaciela?!
-Nie? Mam odbyć tutaj wolontariat i się nim trochę zająć.
-A, chyba, że tak. Masz szczęście. Musisz iść schodami na górę, potem w lewo i już będziesz na miejscu.