Część 1

48 2 0
                                    

Niektóre wydarzenia zwyczajnie cię przerastają. Czasami warto położyć się na ziemi, a swoje dłonie na głowie, przycisnąć zaciśnięte oczy do wilgotnej trawy. Zwłaszcza gdy ktoś ci każe. Nie jest to może jakieś wyjątkowo skomplikowane zadanie, jednak najwyraźniej część osób uznaje je jedynie za sugestię, o czym mówi huk wystrzału, po którym przerażeni ludzie przypadają do ziemi.

Nie widzę tego oczywiście, ale czuję wstrząsy spowodowane zderzeniem ich ciał z ziemią. Większość z nich nawet nie wie, po co to wszystko. Niemal słychać jak nienaoliwione trybiki w ich głowach trzeszczą, kiedy usiłują znaleźć jakikolwiek sens w ostatnich zdarzeniach.

Siedzieliśmy w barze. Jak zwykle po zajęciach. Większość z osób tam zgromadzonych znam stosunkowo od niedawna, ale i tak czuliśmy się jak starzy kumple. Właśnie prowadziłam bardzo ciekawą konwersację esemesową ze znajomym, który miał wpaść później, kiedy do budynku wszedł mężczyzna.

Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że za nim wkroczyło około pięciu innych, ubranych tak jak on w ciemne płaszcze. Rozglądali się uważnie po barze, ale nie podeszli bliżej.

Rozmowy umilkły, a nawet radio wydawało się jakby cichsze niż zwykle, tylko po to, aby po chwili rozbrzmieć się ze zdwojoną siłą. Wszystkie spojrzenia skupiły się na nowoprzybyłych. Kątem oka zauważyłam jak Kim złapała pijaną Em za rękę i zaczęły szeptać podekscytowane na temat wyglądu mężczyzn.

Pokręciłam głową z dezaprobatą. Naprawdę nie potrafiłam tego zrozumieć, więc ponownie pogrążyłam się w konwersacji. Ledwie zdążyłam wysłać dwa, trzy zdania, gdy mężczyzna, który jako pierwszy przekroczył próg budynku, ruszył przed siebie.

Przy naszym stoliku rozmowy ucichły. Dziewczyny jak oniemiałe zapatrzyły się w twarz przybysza, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Rozkręcały się coraz bardziej i, o ile dobrze je znałam, niedługo zrobią coś naprawdę głupiego, a ja tu będę najbardziej poszkodowana.

Westchnęłam i schowałam telefon do kieszeni. Trzeba się z tym zmierzyć. Spojrzałam mężczyźnie w oczy. Jak podejrzewałam, kierował się do naszego stolika, podczas gdy inni faceci zgromadzeni na sali patrzyli na niego z zazdrością.

Nie żebym była jakąś wielką pięknością czy coś, ale dziewczyny były, a w szczególności Kim. Nie było więc to w sumie bardzo dziwne, lecz dziwnym musiało się im wydawać jak najprzystojniejszy facet w barze kierował się do mojego stolika i na dodatek przechodząc obok mrugnął do mnie.

Zignorowałam to. On zresztą więcej nie zwracał na mnie uwagi, a zamiast tego bezceremonialnie wyrwał krzesło jakiemuś młodzikowi i usiadł na nim tył na przód.

- Witam drogie panie - zaczął szelmowsko.

Dziewczyny jedynie zachichotały. Tylko Cas zachowała zdrowy rozsądek, ratując przy tym honor grupy. Byłam jej wdzięczna za to, że to nie ja musiałam odpowiadać.

- Witam panie... - zapytała.

- Igor - uciął z uśmiechem, odgarniając niedbałym gestem włosy z twarzy.

Żeńska część towarzystwa sprawiała wrażenia jakby zaraz miała zemdleć bądź też rzucić się na nowoprzybyłego. Przez chwilę nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać, ale mężczyźni również tego nie wiedzieli. Patrzyli tylko zdesperowani to na ich partnerki to na przystojnego młodzieńca. Jeden z młodszych, zaproszonych raczej z litości niż z przywiązania, delikatnie dotknął ramienia swojej towarzyszki, jednak ona jedynie machnęła ręką, odganiając go niczym natrętną muchę. Zastanowiło mnie, czy gdybym pomachała im przed twarzami albo wylała na nie wodę, to czy zwróciłyby na mnie uwagę.

StronnictwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz