Prologue

17 1 0
                                    



Stoję na rozmiękłej od deszczu ziemi. Pada już od tygodnia. Nieprzerwanie.

A zaczęło tamtego dnia.

To zdarzyło się ledwie tydzień temu.

Parę moich niebieskich kosmyków wymknęło się spod kaptura i przesłoniło mi oczy. Nie odgarnąłem ich. Dzięki temu nie widziałem już ludzi ubranych na czarno zbierających się wokół postaci w długiej czarnej szacie. Nieustanny szum deszczu zagłuszał jej słowa.

Stoję na granicy drzew. Czuję, że nie powinienem podchodzić bliżej, stawać obok jej bliskich. Nic z tego nie powinno się zdarzyć.

Ale skąd miałem wiedzieć, że to, co dla mnie było najlepszym okresem w moim życiu, dla niej było jedynie udręką?

Jednak nie mogę powstrzymać myśli krążących mi po głowie. 
Nic, co zrobiła, nie było przypadkiem. Nic nie wydarzyło się bez uprzedniego zaplanowania i napisania scenariusza. Oprócz jednego. Czegoś, czego zupełnie się nie spodziewała.

Widzę ludzi żegnających się, nienawidzę tego widoku. Zbyt wiele złych wspomnień. Ja tego nie robię. Nie chciałaby tego.

Zamykam oczy, pozwalając sobie odpuścić.

I wtedy ktoś przytyka mi do buzi szmatkę śmierdzącą czymś chemicznym, a ostatnie co słyszę nim odpływam to jego słowa:

- Chyba mamy trochę do pogadania.



Zaplanowane niespodziewaneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz