Istnieją różne relacje rodzeństw. Niektóre są wzorowe, nierozłączne.
Inne skłócone, nie utrzymujące ze sobą żadnych kontaktów. W całym moim życiu poznałem każde z nich. Były wyraźnie scharakteryzowane, wyróżniające się. Sam mam młodszego brata, ale nasze korelacje nie pasują do żadnego z tych przypisów.
Nigdy nie życzyłbym mu złego. Jest moją rodziną i koniecznie muszę się o niego troszczyć. Wypełnić to, czego nie potrafi. Niestety on nie zauważa, że każda z czynności jaką wykonuję by go chronić, jest tylko i wyłącznie dla jego dobra. Zawsze był wrażliwym chłopakiem, dobrze rozróżniającym dobro od zła. Otwarty na ludzkie cierpienia, bóle i inne nie sprzyjające losowi humanitarne uczucia. Męska wersja Matki Teresy z Kalkuty. Gdyby nie jego romantyczne podejście do życia i niezwykły urok Winchestera, zapewne byłby księdzem.
Starałem się by wszystkie decyzje jakie podejmuję, nigdy nie zagrażały jego osobie. Pragnąłem, aby był bezpieczny. Robiłem to, gdyż wiedziałem, że tak trzeba. On nie potrafił zakończyć pewnych spraw i ich zrozumieć. Pieprzony altruista.
Obraził się jak mała dziewczynka, wziął swoje rzeczy i adiós. Poszedł grać umęczonego, samotnego wojownika.Nie wiem ile to potrwa, ale mam trochę czasu na jedzenie placka, upijanie się w tanich barach oraz oglądanie japońskiego porno.
Oczywiście w całej historii musiał pojawić się nie kto inny, jak Bobby Singer. Człowiek, który swą gadaniną potrafi zmęczyć ludzi. Nie był by sobą bez wciskania mi na chama roboty oraz mówienia swojego ulubionego powiedzonka "Odpoczniesz jak umrzesz".
Wszystko stałoby się perfekcyjne, jakbym wiedział czy po drugiej stronie też będę miał whisky, klasycznego rocka i kogoś do towarzystwa? Bez obrazy, ale nawet jeżeli trafię do raju, to nie przypominam sobie, żeby Bóg był typem imprezowicza. Jedyny odpoczynek uważany przeze mnie za relaksujący to ujebanie się i lekki kac na drugi dzień oraz rak wątroby za kilka lat.
Ale nie. Trzeba zająć się robotą, bo to mój cholerny obowiązek. Ratowanie ludzi tego świata. Przyznaję. Mam gorsze godziny pracy niż chirurdzy. Chociaż zostanie lekarzem to nie najgorsza perspektywa na przyszłość dr. Habilitowany ginekolog Dean Winchester. Mógłbym zrealizować ten plan, gdy tylko przestaną szukać nas w połowie stanów Ameryki.W dodatku, ten pijak twierdzi, że potrzebuje partnera! Oczywiście nie ma racji. Jestem osobą umiejącą poradzić sobie we wszystkim. W praktyce rzecz biorąc, bo z teorią raczej kiepsko.
Wchodzę do baru. W okół unosi się zapach taniego piwa, papierosów i przygodnego seksu. Paskudna nora w moim klimacie.
Rozglądam się dookoła w poszukiwaniu mojego nowego partnera. Wiadome jest mi tyle, co nic. Bobby powiedział, że będę zadowolony i lepiej żeby miał rację.
Za szklaną ścianką, mieszczącą się na prawo od wejścia, rzucają mi się turkusowe włosy. Idę dalej, aż stoję przy krawędzi elewacji.
Zgrabny nosek, zadbana twarz, delikatny makijaż. Czapka, którą w latach dzieciństwa Sam nazywał przestępką, usilnie krytykując mój ubiór i dżinsowa, jasna kurtka. Gdybym nie był umówiony na "biznesowe spotkanie", może...-- Długo będziesz podziwiał?-- Przerwała moje, jakże rzadkie, przemyślenia. Następnie wstała, odkładając uprzednio gazetę, którą czytała, obeszła swój stolik i przeskanowała mnie wzrokiem. Uniosła głowę dość wysoko, gdyż nie grzeszyła wzrostem.
-- Myślałam, że będziesz wyższy, ale pewnie każdy ci to mówi, więc się powstrzymam.-- Oznajmiła mierząc mnie wzrokiem.
Zastanowiłem się przez dłuższą chwilę. Ona chyba nie jest osobą, z którą mam pracować?
-- Przysłał cię Bobby?-- Zapytałem w szoku.
Pokiwała głową, a wyjątkowego koloru kosmyk włosów wysunął się spod z czapki.
-- Cynthia Blackwell.-- Przedstawiła się, wyciągając dłoń, ozdobioną dużym sygnetem, którą uścisnąłem z nadal szeroko otwartymi oczyma.-- Wiem, że mamy do obgadania trochę spraw, ale nie wytrzymam ani sekundy dłużej w tym miejscu. Śmierdzi tu, a ten stek w moim burgerze smakuje, jakby był zrobiony z błota.
Dobra. Kobieta jest nawet ładna. Okay, bardzo ładna. Lubi hamburgery, więc pewnie ma dobry gust kulinarny no i fajną czapkę.
-- Tylko, że... ty nie możesz być łowcą! Wyglądasz tak... Niełowczynio!-- Zamyśliłem się na chwilę. Nie, nadal nie żałuje tego, że opuszczałem lekcje języka angielskiego.
-- Ej, hola!--Za gestykulowała gwałtownie.-- Nie wymawiaj tego słowa. Nie wszyscy wiedzą o tej złej stronie świata, więc łaskawie, nie mów tego głośnio, ptysiu.
Ptysiu? Czy ja wam wyglądam jak ciastko? Marzenie każdego mężczyzny by otrzymać taki tytuł.
Następnie mnie zignorowała i ruszyła do wyjścia.
-- Hej! A ty dokąd?-- zawołałem.
-- Idę do jakiegoś motelu-- odpowiedziała, otwierając drzwi. Potem skierowała się w stronę ogrodzenia z siatki, która zabraniała kroczenia dalej tymi slamsami.
-- Zaparkowałem tam.-- Wskazałem kciukiem w przeciwną stronę
Roześmiała się, łamiąc się w pół.
-- Chyba nie myślisz, że będę jechała tym gruchotem.-- Powiedziała, gdy się już uspokoiła, w dalszym ciągu, lekceważąc moje gniewne spojrzenie, zaczęła wchodzić po ogrodzenie by następnie je przeskoczyć.
Ta współpraca będzie naprawdę ciężka.
CZYTASZ
Did You Hear the Rain? // spn
Fantasy❝Czy słyszałeś piorun? Lub Deszcz? To oznacza, że znów wracam do domu To oznacza, że wracam do domu przyjacielu❝ Copyright © mishasbigos and cupcakebucky