Epilog

115 11 2
                                    


Stałam przed nową szkołą, Brad ściskał moją dłoń.

- Dasz radę.

- Wiem, że dam, to tylko nowa szkoła.

- Wiesz, za moich czasów nowych wrzucało się do śmietnika albo...

- Dzięki - powiedziałam z ironicznym uśmiechem patrząc na niego z ukosa.

- Przyjadę po ciebie o piątej - uśmiechnął się - Okay?

- Mhm...

- Stresujesz się?

- Występem czy wizytą w śmietniku?

Przewrócił oczami i pocałował mnie w czoło.

- Cześć.

- Cześć... - odpowiedziałam i odprowadziłam go wzrokiem do samochodu.

Kiedy wsiadł, odwróciłam się i zmierzyłam budynek szkoły wzrokiem. Wzięłam głęboki oddech. Nie ma Jeniss, nie ma Shane'a, nie ma nikogo. Czysta kartka życia, którą dziś zacznę zapisywać. Mogę w końcu zrobić to jak należy i być sobą.

Było w porządku, jak to w szkole - oby do końca. Poznałam parę osób, ale większość przerw spędziłam słuchając muzyki i przygotowując się duchowo. Czas mijał nieubłaganie, zanim się obejrzałam byłam już w domu, malując się i ubierając. W końcu usiadłam przed lustrem. Uśmiechnęłam się, żeby dodać sobie otuchy. Będzie dobrze.

Zeszłam po schodach.

- Brad już czeka - rzuciła mama wychylając się z kuchni - Powodzenia - uśmiechnęła się.

- Widzę, że nasza młoda gwiazda rocka idzie po swoje 5 minut - tata uśmiechnął się wychodząc z salonu z gazetą w ręce i okularach na nosie.

- Biegnę - uśmiechnęłam się. Ojciec podniósł dłoń i przybiliśmy piątkę.

- A kiedy ten apel w szkole? Muszę wziąć wolne.

- Za tydzień w piątek, lecę, pa - powiedziałam i już mnie nie było. Podbiegłam do samochodu Brada i wsiadłam.

- Gotowa?

- Zdecydowanie. Jedź.

Zatrzymaliśmy się przed największym klubem muzycznym w mieście.

- Brzuch mnie boli. Boże, Boże, Boże...

- Spokojnie...

- Spokojnie?! - przerwałam mu - Tu będzie tylko mnóstwo znawców muzycznych i znajomych ze starej i nowej szkoły...

- Wyluzuj, przecież kochasz śpiewać, nie jesteś tu dla nich, tylko dla siebie.

- Dla siebie, nie dla nich... - powtórzyłam cicho, pocałowałam Brada i wysiadłam.

W środku wiało pustką, było tam tylko kilka osób. Na scenie przygotowywali się już chłopcy z zespołu. Wszędzie były ogłoszenia, że dzisiaj grają Flicking Light. Kelnerzy krzątali się i myli stoliki. Nagle usłyszałam jakiś łomot. Oczy wszystkich zwróciły się w stronę sceny... albo raczej pod scenę. Leżał tam Jack.

- Wszystko w porządku! - zawołał, po czym trzymając się za plecy wstał. Kayle chichotał na scenie.

- Stary, jak wywiniesz taki numer podczas występu... - zgiął się wpół i zaczął śmiać jeszcze bardziej - Kiedyś oglądałem program przyrodniczy o morsach. Jeden z nich spadł ze skały na plaży, wyglą... wygląda... - zanosił się śmiechem.

- Dzięki stary... - skomentował Jack i wszedł za kulisy, żeby dostać się na scenę.

Pobiegłam za nim z uśmiechem. Kiedy wchodziłam po schodkach prowadzących na scenę potknęłam się i straciłam na chwilę równowagę uderzając w głośnik. Poczułam jak Brad łapie mnie za łokieć.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 18, 2015 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

AliceWhere stories live. Discover now