Christmas With(out) You

114 8 11
                                    

24 grudnia 2011

Pierwsze wspólne święta. Chciałoby się. Po raz kolejny wyglądam przez okno, ale robię to zupełnie niepotrzebnie. Rose Henning, jeśli myślałaś, że wiążąc się z Ryanem Tedder, będziesz miała go na wyłączność, to... Cóż, myliłam się. I to bardzo.

Ryan miał wrócić już dzisiaj, ale powiedział, że sprawy w Nowym Jorku się przeciągnęły i musiał anulować lot. Oczywiście. Bo po co lecieć do swojej dziewczyny na święta. Zawsze tak było. Walentynki - przepraszam, nie mam czasu. Moje urodziny - przepraszam, zapomniałem. Święto dziękczynienia - przepraszam, nie będzie mnie w domu. Dla niego zawsze znajdzie się jakaś wymówka ze słowem "przepraszam".

Poznaliśmy się dwa lata temu. Śmieszna sprawa - miałam praktyki w szpitalu w związku ze studiami medycznymi. No to może nie jest śmieszne. Był już wieczór i miałam iść do domu. Lekarz dyżurujący zatrzymał mnie jeszcze na chwilę, mówiąc, że poćwiczę robienie wywiadu i prawdopodobnie szycie. Chcąc, nie chcąc, udałam się na izbę przyjęć. I wtedy go zobaczyłam. Ryan leżał na łóżku z zakrwawioną połową twarzy. Cóż, miał lekki wypadek i rozbił sobie głowę. Nie wiedzieć czemu, mówił mi bardzo miłe rzeczy, podczas gdy ja starałam się zebrać informacje o jego stanie. Jakoś mi się to udało, ignorując jego flirt. Zrobiliśmy prześwietlenie, zszyłam go i mógł iść do domu. Mój oddziałowy opiekun, doktor Hides, kazał mi wręczyć Ryanowi wypis. Tak też zrobiłam. Ten natomiast zaproponował mi wspólne wyjście. Odmówiłam, chcąc być profesjonalistką, choć Ryan mi się spodobał. Nie dał za wygraną. Kiedy się odwróciłam, żeby odejść, wrzucił mi do kieszeni kitla karteczkę ze swym numerem. Nie sposób było odmówić spotkania.

Pomijając całą naszą historię z rodzicami i tak dalej, dwa miesiące temu wprowadziłam się do Ryana. Planujemy wspólne życie, ślub, dzieci... Tylko, że pomimo, że dzieci robi się bardzo łatwo, to to nie będzie takie łatwe. Ryan obiecał mi się oświadczyć pół roku temu. A pierścionka jak nie było, tak nie ma. Co tam pierścionek! Chłopa w domu nie ma! A miało być tak pięknie. Wyobrażałam sobie nasze mieszkanie razem, jako poranne parzenie kawy, wspólne śniadanie, które on przygotuje, potem praca, bo kasa sama się nie zarobi, kolacja w drogiej restauracji, po powrocie do domu granie na pianinie przy świecach, a na zakończenie tego wszystkiego przyjemna rozrywka w sypialni. W praktyce to wygląda tak, że śniadań nie jemy wcale, kawę kupujemy w Starbucksie, praca do późna, kolacją jest zamówiona pizza, następnie jego samotne brzdąkanie na gitarze, a jeśli chodzi o ostatni punkt, to rozrywka jest. Bardziej przyjemna dla niego niż dla mnie, ale jest. Jak to się mówi, na bezrybiu i rak ryba. 

Idę do kuchni, napić się herbaty. Herbata jest najlepszym lekarstwem na samotność. Gdy nalewam wodę z czajnika, słyszę warkot silnika samochodu. W kilka sekund z powrotem znajduję się przy oknie. Och, czyli jednak będą wspólne święta!

Ledwo Ryan wchodzi do domu, ja już zawisam mu na szyi. 

- Wróciłeś. - wplatam dłoń w jego blond włosy.

- Przecież ci obiecałem, gwiazdeczko.

- Ale dzwoniłeś, że musiałeś przełożyć lot.

- Okazało się, że tamta sprawa nie wymagała już mojej obecności. W ostatniej chwili udało mi się kupić bilet na wcześniejszy samolot. - głaszcze mnie po plecach. 

- Kocham cię. - wtulam się w jego tors.

- Ja ciebie też. - muska wargami moje czoło. 

- Nie dałam rady ugotować super wypaśnego obiadu, ale mam nadzieję, że duszone kotlety z indyka ci wystarczą.

- Rose, wszystko co przygotujesz będzie dla mnie super wypaśne. Ale kotlety z indyka będą musiały trochę poczekać, bo... - uśmiecha się tajemniczo.

Christmas Without You (Ryan Tedder Oneshot)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz