Prolog

159 16 2
                                    



Zwyczajny dzień.

Obudziłam się w swoim pokoju w pełni wyspana. Westchnęłam z rozmarzeniem i przeciągnęłam się na łóżku. Rozejrzałam się po pokoju i z niepokojem stwierdziłam że w klatce nie ma mojej czarnej jak noc sowy Angel. Pewnie mama kazała jej wysłać list. W naszym świecie czarodziei z listami wysyłaliśmy sowy a nie listonoszy.

Wstałam z łóżka i poszłam się umyć.

Po chwili ubrana w jasnoniebieską bluzkę na ramiączkach i białe spodenki zeszłam na śniadanie.

Tata siedział przy stole czytając ''Proroka Codziennego '' a mama krzątała się po kuchni.

Po zapachu poczułam że robiła moje ulubione bouillabaisse...

Przywitałam się z nimi i usiadłam obok ojca.

-Co piszą ? - zapytałam unosząc lekko brew ku górze .

-Błahostki , to co zwykle ... - powiedział i podał mi gazetę .

Miał racje . Rita Skeeter znów opisywała jakieś zamieszki wMinisterstwie... Odłożyłam gazetę i nalałam sobie ciepłego soku dyniowego .

Jedząc śniadanie przyglądałam się rodzicom. Czułam że coś kombinują. Powstrzymałam się od komentarza i wykrzywiłam usta w uśmiechu,który sygnalizował że wiem co knują.

-Jak wiesz ,Emmo w tym roku idziesz do Hogwartu ... - powiedziała mama.

Na mojej twarzy pojawił się uśmiech tak wielki że rozbolała mnie szczęka.

-W końcu...- zaśmiałam się cicho.

-Jutro jedziemy na Pokątną po wszystkie potrzebne rzeczy .

Ruchome obrazy naszych przodków zaklaskały i zagwizdały na słowo Hogwart. Zarumieniłam się i zniknęłam idąc do swojego pokoju.

W końcu miałam jechać do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.

Rodzice chcieli mnie wysłać do Beauxbatons ale stanowczo zaprzeczyłam.

Nie wytrzymałabym w szkole tylko dla dziewczyn.

Bez chłopaków.

Usiadłam na łóżku i uśmiechnęłam się myśląc.


*


Następnego ranka gdy tylko wstałam posprzątałam w swoim pokoju.

Poszłam do łazienki i spędziłam tam ponad godzinę myjąc i prostując swoje długie brązowe włosy.

Ubrana przede wszystkim gotowa zarzucając sobie torbę przez ramię pobiegłam do kuchni.

Migiem zjadałam śniadanie bo nie mogłam się już doczekać aż w końcu pojedziemy na Pokątną.

-Nie szalej tak , Emmo. - powiedział roześmiany ojciec .

Po kilku minutach również rodzice byli gotowy.

Byłam tak podekscytowana że pierwsza weszłam do kominka. Mama podała mi mały kociołek z proszkiem Fiu...

Wzięłam garstkę pyłu i wyprostowałam się.

-Na Pokątną ! - powiedziałam spokojnie i po chwili pociemniało mi przed oczami .

Znalazłam się na Ulicy Pokątnej .

Tu były tłumy ludzi . Jeszcze nigdy nie widziałam tylu w jednym miejscu .

Jedni wchodzili a drudzy wychodzili ze starych kamieniczek. Rozejrzałam się w poszukiwaniu rodziców. Znalazłam ich i ruszyłam pewnym krokiem w ich kierunku.

-Idziemy do Olivandera po różdżkę - powiedział tata.

-Okej . - mruknęłam i posłusznie weszłam za nimi do sklepu.

Nagle mama przypomniała sobie o jakichś książkach i wyszli zapewniając że zaraz wrócą.

Kiedy po ich wyjściu rozejrzałam się po sklepie stwierdziłam iż nikogo tu nie ma. Przełknęłam nerwowo ślinę.

-Jest tu ktoś?

-No tak ... - usłyszałam chropowaty głos wnioskując że należy on do starszego mężczyzny .

Nie myliłam się bo po chwili ujrzałam faceta w podeszłym wieku z ciepłym uśmiechem , który stał na drabinie.

-Jak sie panienka zwie?

-Emma Brown.

-Brown.Brown ... Ah Brown ! - wykrzyknął entuzjastycznie . - Pamiętam jakby zaledwie wczoraj twoi rodzice przyszli kupić sobie u mnie swoje pierwsze różdżki.

Nie odpowiedziałam.

-A więc tak ...

Zniknął na tej swojej drabinie i po chwili pojawił się trzymając dwa czarne , długie pudełeczka.

Podał mi jedno z nich.

-Na początek spróbuj tę .. Proszę.

Wyjęłam delikatnie pierwszą różdżkę.

Wielokrotnie obserwowałam rodziców więc wiedziałam co powinnam teraz zrobić.

Po prostu machnęłam.

Usłyszałam straszliwy odgłos tłuczonego szkła i natychmiast odłożyłam magiczny „ patyk ''.

- O nie nie.Stanowczo nie ta...

Spakował różdżkę do pudełeczka i ją odłożył .

Otworzyła mi wzięłam następną.

Nawet nie zdążyłam machnąć bo kiedy ją ujęłam fala gorącego ciepła przeszła przez moje ciało a delikatny powiew wiatru zmierzchwił mi włosy i nie mogłam się powstrzymać od promiennego uśmiechu .

Czułam się w jakiś sposób z nią połączona.

-Ooo.. - mruknął Olivander - Bardzo dobra różdżka ...

Spojrzał na mnie .

-Wiesz, Emmo . One same wybierają sobie czarodziei . Ta różdżka jest 10-calowa w całości wykonana z głogu , a jej rdzeń to włos z ogona jednorożca . Ooo... tak ... Odpowiednio giętka .

Odłożyłam różdżkę do pudełeczka.

-Ma ona siostrę bliźniaczkę ... W Hogwarcie...

Powiedział to dokładnie w tej chwili kiedy rodzice weszli do sklepu.

Zapłacili za różdżkę i zamienili ze starcem parę zdań na jej temat.

Wyszliśmy.

Zobaczyłam że rodzice wszystko kupili kiedy byłam u Olivandera.

Wróciliśmy do domu a ja przez cały dzień myślałam o co mogło chodzić siwobrodemu kiedy mówił o bliźniaczej różdżce którą już niedługo miałam spotkać w Hogwarcie.




Welcome to my worldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz