Rozdział IV

453 30 0
                                    


Chłopak ciężko oddychał. Po twarzy spływały mu stróżki potu. Przed oczami nieustannie pojawiały się pojedyncze obrazy. To było niemożliwe, po prostu niemożliwe. Nie mógł w to uwierzyć. Nie chciał w to uwierzyć. Dumbledore, Syriusz, Remus, ktoś musiał wiedzieć. Ale gdyby wiedzieli, powiedzieliby mu. Nie, to musi być jakaś pomyłka. Chora zagrywka. Wszystko, tylko nie prawda. Jednak, na jego nieszczęście, to była najprawdziwsza prawda. Krew zaczęła w nim wrzeć. Przecież chcieli go zamordować! Kiedy się dowiedzą znów będą chcieć. Przyjaciele, rodzina... nie istnieją. Zostali tylko wrogowie. Zawsze chcieli jedynie go wykorzystać. Jak kukiełkę.
Gromadzona od dawna złość dała o sobie znać. Dopiero teraz stała się niebezpieczna. Dopiero ukierunkowana mogła okazać się straszna.

Poderwał się z siedzenia. Z wrzaskiem uderzył w taflę najbliższego lustra. Chwilę obserwował popękane zwierciadło po czym przeniósł swoją uwagę na krwawiącą rękę. Kiedy podniósł wzrok, nie otaczały go już lustra. Otaczały go meble, pod nogami miał dywan. Stał w salonie Dursley'ów. I wiedział jaki pomysł podsuwała mu podświadomość. Zaczął przewracać meble, tłuc wazony, zastawę z szafek, rzucał lampami, rozrywał poduszki. Kiedy skończył pokój wyglądał jak po przejściu wojsk, ale czuł się o wiele lepiej. Z jedynej zamkniętej szuflady wyjął małą apteczkę. Postawił przewrócony przed chwilą fotel, rozłożył środki opatrunkowe i starannie oczyścił i zabandażował dłoń. Mógł poradzić sobie magią, ale nie chciał. Miał dziwną potrzebę pozostawienia tej rany. Obserwowania jak się goi. Może zostanie blizna, fizyczny znak cierpienia. Widok zdemolowanego salonu wujostwa sprawiał mu chorą satysfakcję. W tamtym momencie nawet przez myśl mu nie przeszło, że jeszcze kiedyś zobaczy ten pokój w podobnym stanie. I, że wzbudzi to w nim skrajnie inne emocje.

~~***~~

Zabranie drugiego pudełka było dziecinnie proste. Wiedział, że musi je dobrze ukryć, że nie może trafić w ręce właściciela. Wystarczy, że on przechodzi przez ten koszmar, więcej osób nie musi. Naprawdę wierzył, że schowanie pierścienia wystarczy, by zapieczętować prawdę. Zamyślony wpadł na kogoś. Czy ci ludzie nie mogą uważać? Ciągle ktoś na niego wpada!

- Och, przepraszam ja... Harry?

Neville nie był całkiem pewny czy wpadł na kumpla.

- Nic nie szkodzi Neville.

Naprawdę próbował być miły. Jego ton był tylko trochę sarkastyczny.

- Wszystko w porządku?

- Ja... Źle spałem, wiesz, to wszystko.

Neville nie wyglądał na przekonanego, ale też nie zamierzał drążyć dalej tematu. Nie Potter jest teraz najważniejszy.

- Szukałem cię. Hermiona leży w Skrzydle Szpitalnym.

Niepokój poraził Harry'ego niczym prąd.

- Co się stało?

- W sumie nie wiadomo. Ginny znalazła ją nieprzytomną w jej dormitorium. Nikt nie ma pojęcia co mogło się stać, ani jak ją obudzić. Po prostu śpi.


W Skrzydle zastał czuwających Rona i Ginny. Miał ochotę na nich krzyczeć, ale zamiast tego usiadł koło Hermiony. Jej twarz pozostawała nieruchoma, jednak pierś wciąż rytmicznie się unosiła. Jeśli ma ją obudzić to o czym myśli, to może lepiej żeby spała tak do końca życia. Bez potrzeby dźwigania ciężaru prawdy. Weźmie to na siebie. Ona może dalej spać. Spokojna, niewinna.

- Gdzie byłeś? - Ginny chciała spojrzeć mu w oczy, ale on zręcznie unikał jej wzroku.

- Musiałem pobyć sam, poukładać kilka spraw.

Dług SumieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz