Rozdział VII

253 18 2
                                    



Wyjrzała za okno. Okolica powoli pokrywała się białym puchem. Wszystkie problemy wydawały jej się takie odległe. Spojrzała na zegarek. Wskazywał czwartą. Ruszyła w stronę garderoby aby się przebrać. Mówimy tu oczywiście o wielkim pomieszczeniu po brzegi wypełnionym różnorakimi ubraniami i dodatkami. Można było tam spędzić naprawdę dużo czasu. Przerzucała sukienki z jednej strony na drugą, ale kompletnie nie mogła się zdecydować na jakąkolwiek. Jej uwagę przykuła prosta, ale w całej swej prostocie bardzo szykowna sukienka w delikatnym odcieniu pudrowego różu. Pamiętała tę sukienkę, a dokładniej pamiętała od kogo ją pożyczyła. To w tej sukience Ellizabeth wystąpiła na swojej ostatnim przyjęciu świątecznym. Zdjęła sukienkę z wieszaka, przysiadła na szezlongu, przytuliła się do materiału i łzy zaczęły spływać jej po policzkach. Rozmyślała o Ellie, o Nicolasie, o Draconie, a nawet o Ginny Weasley - zastanawiała się czy dziewczyna wciąż żyje. Kate poczuła się tak żałośnie mała i samotna. Na jej kolana z delikatnym dzwonieniem wślizgnęła się Snowflake - jej śnieżnobiała kotka. Dobrze pamiętała dzień w którym Draco jej ją podarował. Żartował, że nie udało mu się znaleźć białej fretki, więc ma ze sobą białego kotka. Stwierdził też, że nigdzie nie znajdzie lepszej fretki niż ta, którą był przez chwilę on sam. Uśmiechnęła się delikatnie, ale po chwili powróciła jednak do rzeczywistości. Otarła łzy, wzięła głęboki wdech i pogłaskała kota. Wzięła ze sobą małą czarną i czerwone szpilki, uśmiechnęła się i poszła szukać perfum, które dostała od Draco na urodziny.

~~***~~

Draco musiał iść, aby nie spóźnić się na spotkanie z Kate, a Blaise miał swoje obowiązki w koszarach. Nick postanowił, że w takim razie pójdzie na piwo kremowe do Madame Rosmerty. Zawsze dziwiło go, że pomimo wojny to miejsce w ogóle się nie zmienia, zawsze panowała tam przyjemna atmosfera. Szedł spokojnie opustoszałymi ulicami - nie musiał się przecież nigdzie spieszyć. Prześladowało go tylko poczucie, że jest śledzony. Wiedział, że to idiotyczne. Dla pewności chwycił jednak różdżkę i gwałtownie się obrócił wołając:

- Kto tu jest?! - Zero reakcji. Dla pewności zawołał jeszcze raz. Tym razem zza budynku wychynęła drobna główka. - Pokaż się! - Stanęła przed nim drobna dziewczynka. Spod czapki wystawały jej dwa rude warkocze. Na chudziutkim ciele zwisał czerwony, poprzecierany płaszczyk. Jedyną czystą rzeczą jaką miała na sobie był szalik w barwach Hufflepuff'u. Spoglądała na niego nieufnie szmaragdowymi oczami. Nos miała pełen bladych piegów. Nicolasowi zrobiło się żal zabiedzonego dziecka. Przykucnął, aby spojrzeć jej w twarz.

- Zgubiłaś się? - Dziecko jedynie pokręciło przecząco głową. - Są tu gdzieś twoi rodzice? - Wzruszyła niepewnie ramionami wciąż patrząc to na mężczyznę, to na drzwi gospody.

- Jesteś głodna? - zapytał łagodnie. Dziewczynka przytaknęła. - Poczekaj tu, zaraz wrócę - wszedł do Trzech mioteł w celu zakupienia jakiegoś jedzenia. Zimą zawsze można było tam zjeść jakiś ciepły posiłek. Wziął dwie miski gorącego rosołu i wyszedł. Dziewczynka stała dokładnie w tym samym miejscu w którym ją zostawił. Usiadł na ośnieżonych schodach i podał jej miskę z zupą. Ona ostrożnie chwyciła ją w przemarznięte rączki. Próbowała jeść powoli, ale głód z nią wygrał i po chwili siorbała zupę już bez użycia łyżki. Nick odstąpił jej jeszcze swoją własną porcję.

- To co, powiesz mi teraz jak masz na imię?

- Hope - szepnęła.

- Bardzo ładne imię. Ja jestem Nick. Mieszkasz gdzieś w pobliżu?

- Tak, niedaleko.

- To zmykaj do domu. Jest strasznie zimno.

Dziewczynka odeszła powoli ze spuszczoną głową. Nicolas patrzył jeszcze chwilę za oddalającą się sylwetką Hope. Po chwili zastanowienia gwizdnął krótko. Nagle koło jego nogi zmaterializował się potężny pies.

Dług SumieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz