7.40 plac Starynkiewicza. Korek. Stoimy. Autobus pełen ludzi, okna zamknięte, bo deszcz. Stoimy jak te śledzie w beczce. Smarkacze się cieszą, że na pierwszą lekcję się spóźnią, ale cała reszta kurwi. W tym ja. Premię mi obetną jak spóźnię się drugi raz w tym miesiącu. Żesz fak! Postoimy jeszcze z 5 minut i mogę zapomnieć o kasie.
Gapimy się niecierpliwie w okna. Policja. Jadą z kogutami. Pewnie wypadek. No suuuper. Jeden radiowóz, drugi, trzeci... i suki policyjne. W autobusie szmery i nagle jakiś dzieciak w bluzie z napisem „I fuck on a first date" ściąga słuchawki i krzyczy: Ludzie! W Zetce powiedzieli, że na Rondzie Dmowskiego siedzi smok!
Patrzymy po sobie, patrzymy na chłopaka... jaja sobie robi? Pewnie wypadek jakiś, a może obława na mafię. Jakiś starszy gość krzyczy na dzieciaka, że mu się głupich żartów zachciewa i nagle słyszymy głos kierowcy: Proszę państwa, właśnie dostałem informację od dyspozytora, że dalej nie pojedziemy. Policja zamknęła wjazd do centrum ze względu na skażenie biologiczne. Zaraz będzie komunikat rzecznika MSW, to dam go na głośnik.
Szmery... pani kochana, ja wiedziałam, że to przez tę Unię, przyjeżdżąją, zwożą tu te swoje śmieci, eksperymenty i bóg wie co jeszcze. A ojciec Tadeusz ostrzegał, że oni chcą zniszczyć Polskę, to go nikt nie słuchał. Ktoś po cichu odmawia różaniec, grupa łysoli w dresach rechocze, a ja wgapiam się w okno. Przez ten deszcz prawie nic nie widać.
Suchy trzask głośnika i słyszymy babeczkę zapowiadającą konferencję prasową rzecznika MSW.
Szanowni państwo, dziś rano w centrum Warszawy doszło do skażenia biologicznego. W związku z tym siły porządkowe ewakuowały mieszkańców ze strefy zagrożenia oraz odcięły dostęp do skażonego kwartału. Szczegółowe mapy objazdów w ciągu najbliższych kilku minut zostaną opublikowane na stronie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych oraz przekazane do wszystkich podmiotów organizujących transport miejski. Odpowiednie służby pracują w tej chwili nad likwidacją skażenia. Pragnę wszystkich Państwa zapewnić, że w tej chwili nie ma bezpośredniego zagrożenia życia ani zdrowia mieszkańców Warszawy. Sytuacja jest opanowana i mamy nadzieję na przywrócenie ruchu w ciągu najbliższych kilku godzin. Ze względu na powagę sytuacji prosimy o bezwzględne przestrzeganie zakazu wstępu do strefy skażenia.
Łysole w dechach wyją z uciechy, bo im przepadną lekcje dzisiaj.
Znów babeczka: Jaka substancja spowodowała skażenie?
Rzecznik, który do tej pory mówił pięknie i bez zająknięcia, zaczyna stękać. E...ehm... no... Smok.
Patrzymy po sobie. Patrzymy na deszcz za oknem. Zwykły wtorek. Jaki kurwa, smok? Wawelski z Krakowa przyleciał? Koniec transmisji, babeczka mówi, że rzecznik uciekł, że koniec konferencji, a na TVN 24 już pokazują objazdy i dokładną mapę strefy zamkniętej. Ludzie wyciągają smartfony i oglądają. Moja firma jest w strefie zamkniętej, więc spokojnie mogę wracać do domu. Mam tylko nadzieję, że nie każą nam odpracowywać tego dnia w sobotę. Kto jechał do pracy i do szkoły, odczuwa swoistą ulgę. Dzień wolny. Temat smoka schodzi na dalszy plan. Chuj ze smokiem, jak ludzie mają remanenty, zebrania, konferencje i klasówki. Każda godzina zamkniętej firmy to straty w setkach albo tysiącach złotych. Nie ma obrotu. Przelewy nie wykonane. Paczki nie wysłane, przychodów nikt nie księguje, raportów nikt nie pisze. Serki topione tracą przydatność do spożycia i trzeba będzie wyrzucić.
Autobus wraca do zajezdni. Część ludzi wysiadła i w strugach deszczu maszeruje gęsiego wzdłuż buspasa. Kilka osób zostało w środku. Mogę usiąść. Wyciągam smartfona i przeglądam portale informacyjne. TVN 24 pokazuje zdjęcie jakiegoś jaszczura obok rotundy. Że niby telewidz nadesłał, bo telefonem zrobił. Rzecznik jednej partii mówi, że to wina premiera. Rzecznik rządu milczy. Na fejsie ludzie piszą, że to przez GMO. Janusz P. robi konferencję z plastikowym dinozaurem przewracającym domki z klocków lego. Ktoś z antyestablishmentowego ruchu powiedział, że to wybieg elit politycznych, żeby odwrócić uwagę od JOWów. Lewica zwala na prezesa K., a Gazeta dla Prawdziwych Polaków na odejście od tradycyjnych wartości.
Jakiś mały szary człowieczek w okularkach powiedział do telewizji regionalnej, że smok nazywa się Petronela i jest w okresie godowym, dlatego czasem im ucieka. Bo Ośrodek Badań Genetycznych ma w Mysiadle farmę hodowlaną gatunków wymarłych odtwarzanych za pomocą klonowania z resztek DNA w jakiś skamielinach. I że smoki to nie to samo co dinozaury, bo pochodzą od innego przodka i że ludziom się to często myli, a Petronela jest bardzo przyjazna, lubi wołowinę i łaskotanie po brzuchu.
Wróciłam do domu, zrobiłam pranie. Kiedy obierałam ziemniaki w radiu podali, że smok usunięty, ruch przywrócony, ewakuowani wracają do domów. Od jutra szkoły i firmy będą pracować normalnie.
Tylko wieczorem ten facecik w okularkach napisał na fejsie, że im rząd obciął dotację na dalsze badania i wszystkie smoki trzeba będzie zutylizować i prosi o zbieranie podpisów pod petycją o ich ratowanie. Pod spodem jakaś setka komentarzy, że smoki trzeba sfajczyć, że trzeba jak święty Jerzy, że w katolickim kraju nie ma miejsca na smoki, a w ogóle to ten cały ośrodek ma zapłacić za straty w handlu spowodowane łapaniem gada w chcicy. Wszystkiemu winien jest rząd pana T., a Unia znów się miesza w nasze sprawy wewnętrzne i sobie nie życzymy, żeby dotowała jakieś antypolskie eksperymenty. Bo czy smok jest prawdziwym Polakiem?