Szmaragd Twoich oczu

137 11 6
                                    

{miniaturka}

z serii "Listy do Ciebie"


Spoglądałem na czerwone słońce, które właśnie ukazało się nad dachami okolicznych domów. Pomarańczowa poświata objęła całe niebo, zabarwiając podłogę pod moimi stopami, jak gdyby ktoś wylał na nią całą paletę ciepłych barw. Powoli objąłem spierzchniętymi ustami filtr papierosa i zaciągnąłem się, a dym wypełnił moje płuca. Nie lubiłaś, kiedy paliłem. Zawsze kiedy to robiłem zabawnie marszczyłaś nos, zakładając ręce na piersi, a na Twoje usta wypływał delikatny grymas.

– Paliłeś – mówiłaś, a ja nie mogłem powstrzymać uśmiechu. – To okropny nałóg. A ty umrzesz na raka płuc, jak tak dalej pójdzie.

– Oby – odpowiadałem, przyciągając Twoje chude ciało do siebie, a potem składając na Twoim policzku pocałunek. Zawsze wtedy oburzona odsuwałaś się, kręcąc głową, a ja chichotałem. Nie lubiłaś, kiedy się nie goliłem. Chyba jeszcze bardziej, niż kiedy paliłem.

Miałaś za złe Syriuszowi wciągnięcie mnie w ten nałóg. Kiedy podrzucał mi kolejną paczkę spoglądałaś na niego z zaciśniętymi ustami, a on salutował Ci z uśmiechem. "Wyluzuj, Ruda!" krzyczał, posyłając Ci buziaka w powietrzu, a Ty wznosiłaś oburzony wzrok ku niebu, odwracałaś się i wychodziłaś.

Powoli wypuściłem powietrze, przechylając głowę tak, by dym, który wydostał się z moich płuc wyleciał przez uchylone okno. Na zewnątrz pierwsze promienie słońca roztapiały właśnie szron, który pokrył starą metalową balustradę. W całym domu dźwięczała cisza, przerywana jedynie cichym pogwizdywaniem wiatru i stukaniem o siebie metalowych dzwonków, które Dorcas zawiesiła na naszym ganku. Uśmiechnąłem się na wspomnienie miny Syriusza, kiedy czarnowłosa skakała uradowana wokół ozdoby, poprawiając sznurek, na którym była przywiązana.

– Stary, pożycz niewidkę, a to zniknie stąd jeszcze tej nocy – mruknął konspiracyjnie, a ja parsknąłem śmiechem.

– Lily się to podoba – szepnąłem. Patrzyłaś wtedy z radością na swoją przyjaciółkę, trzymając w rękach kubek gorącej czekolady. Twoje rozwiane włosy okalały zarumienioną twarz, pełną mieniących się w słońcu piegów. Po chwili westchnęłaś i spojrzałaś na mnie, a na Twoje usta wypłynął uśmiech.

– Co znowu knujecie? – spytałaś, podchodząc do nas, a ja wzniosłem oczy ku niebu.

– Proszę cię, czemu uważasz, że od razu musimy coś knuć – zachichotałem, przeczesując włosy prawą ręką, na co pokręciłaś głową z uśmiechem.

– Bo dobrze was znam – wyszeptałaś, stając na palcach i składając na moich ustach delikatny pocałunek.

Spojrzałem na szary kubek w swoich dłoniach. Kupiłaś go na jednej z ogrodowych wyprzedaży. Zawsze upierałaś się, że jego magia opiera się na uszczerbanym uchu i to wcale nie czyni z niego gorszego. Cała Ty. Nawet w zwykłym, szarym kubku potrafiłaś doszukać się czegoś specjalnego.

Podniosłem naczynie do ust i pociągnąłem ostatni łyk mocnej, czarnej kawy. Poczułem jak kofeina rozchodzi się po moich żyłach niczym narkotyk, kiedy jeszcze chwilę po tym stałem w bezruchu, wpatrując się w budzące się miasto. Dopiero, kiedy przez uchylone okno wdarł się mocniejszy podmuch wiatru, a włosy na moich ramionach stanęły dęba, stwierdziłem, że to już koniec porannej melancholii. Wrzuciłem niedopałek papierosa do kubka i wstawiłem do zlewu, zalewając go wodą. Powoli ruszyłem w kierunku sypialni, uprzednio zaglądając do kominka, w którym dogasały resztki żaru. W domu wciąż było ciepło, więc nie kłopotałem się zamknięciem okna. Zrobię to później, w drodze do wyjścia, przemknęło mi przez głowę.

Cicho ruszyłem korytarzem i stanąłem w progu jednego z pokoi. Spojrzałem na ciuchy przerzucone przez drewnianą ramę łóżka, a później na Twoje nagie stopy. Wciąż spałaś, z czerwonymi lokami rozsypanymi na białej poduszce wokół Twojej twarzy, tworzącymi wielki wachlarz ognia. Starając się Cię nie obudzić podszedłem do okna i uchyliłem je delikatnie, a do pokoju wypełnionego parnym powietrzem wdarł się chłodny podmuch. Westchnęłaś cicho, marszcząc delikatnie nos, po czym odgarnęłaś z twarzy zgubione pasmo włosów. Zacisnąłem usta, czując jak moje serce delikatnie przyspiesza i nie mogąc się powstrzymać powoli podszedłem do łóżka i opadłem na białą pościel. Leżałaś tyłem do mnie, tonąc w bieli i czerwieni, a Twoje blade, smukłe ramiona pokryły się gęsią skórką. Oparłem się na lewej ręce, wypuszczając z płuc powietrze, które nie wiedzieć czemu wstrzymywałem od dłuższej chwili, po czym palcem wskazującym prawej ręki przejechałem po linii Twoich pleców. Po prostu nie mogłem się powstrzymać. Jęknęłaś cicho, obracając się w moją stronę a Twoje rzęsy zadrgały delikatnie kiedy cicho nabrałaś powietrza. Spojrzałem na Twoje rozchylone usta i zarumienione z gorąca policzki, do których przykleiło się kilka pojedynczych loków, a potem mój wzrok zjechał niżej, na szyję, gdzie spod cieniutkiej skóry prześwitywały niebieskie żyły. Powiodłem spojrzeniem po Twoich uwypuklonych obojczykach i złotym medaliku z Twoim imieniem, a potem niżej, na dwie pełne piersi odsłonięte w całej ich krasie, z dwoma różowymi brodawkami na środku, które w przypływie zimna stwardniały i nastroszyły się, zupełnie jak wcześniejszej nocy pod wpływem mojego dotyku. Poczułem jak moje usta drgają, a pożądanie powoli wypełnia całe moje ciało. Serce zaczęło pompować adrenalinę, a oddech przyspieszył. Zacząłem zastanawiać się, czy to się dzieję naprawdę, a jeśli tak, to czym zasłużyłem na to, byś w końcu pozwoliła mi być u Twojego boku? I właśnie wtedy Twój wzrok w końcu spoczął na mojej twarzy.

– Paliłeś – szepnęłaś, kiedy spojrzałem w Twoje roziskrzone, zielone oczy, bardziej żywe i błyszczące niż klejnoty i bardziej szmaragdowe niż każda polana, łąka i las na całym świecie. A ja po prostu nie mogłem oderwać od nich wzroku, tonąc w ich otchłani jak kamień rzucony w ocean.

{Witajcie, oto pierwsza miniaturka z serii "Listy do Ciebie" :) Mam nadzieję, że przypadła Wam do gustu! Z góry dziękuję za każdy komentarz i do napisania!}



Listy do Ciebie (Jily oneshot)Where stories live. Discover now