Colin wstał z łóżka i przetarł oczy. Nadal dziwił go fakt, że znajdował się w cudzym pokoju. Lindsey i Hollis nazywały to pomieszczenie jego pokojem, ale jemu trudno było się do tego przyzwyczaić. Nie wiedział w czym rzecz. Może przeszkadzała mu wszechobecna różowa farba? Albo przyjeżdżanie do Gutshot pięć lat z rzędu i spanie w tym samym pokoju, nie czyniły go jeszcze właścicielem. W każdym razie nie umiał się odnaleźć w tym otoczeniu.
Podszedł do biurka i sięgnął po notes. Stwierdził jednak, że jest zupełnie pusty, a on nie ma ochoty go zapełniać. Zaczął obracać go w dłoniach. Był to jeden z jego nowo nabytych odruchów. Taka pobudkowa ceremonia. Albo ceremonia pobudki. W zależności od dnia wybierał sobie bardziej pasujące określenie. Dziś zdecydowanie była to opcja numer jeden. Codziennie wstawał, brał zeszyt w dłonie i odkładał z powrotem, gdyż wiedział, że nie ma nic do napisania. Dał sobie z tym spokój i był szczęśliwszy, a to jest jedynie pozostałością z dawnych czasów cudownego dziecka.
Colin wreszcie zakończył ceremoniał i pofatygował się do łazienki. Zastał tam Hassana myjącego zęby.
-Cześć- zagaił Colin.
-Ej. Ak tm?
-E... Nie wyspałem się. Ca...
-Nie- przerwał mu wypluwając pianę.- Jak tam z twoimi „wielkimi planami"?
Colin przewrócił oczami. Hassan ostatnio zajmował się wymyślaniem kryptonimów. Wizyta u fryzjera była „ciętą sprawą", a śniadanie „startem24". Najczęściej nazwy nie były precyzyjne i miały niewiele wspólnego ze swoim odnośnikiem. Jednak kryptonim „wielkie plany" idealnie pasował do tego, co zamierzał Colin.
-Dobrze. Chyba. Wybierzesz się dziś ze mną po pierścionek?
-Ciii...- zganił go przyjaciel.- Ściany mają uszy!
I tak po porannej toalecie i „starcie24" Colin i Hassan wybyli po pierścionek dla Lindsey Lee Wells. A pierścionek dla dziewczyny kupuje się tylko w jednym celu.
Lindsey usiadła na kanapie nadąsana. Nie chcieli jej wziąć. Oczywiście, nie liczyła, że jako dziewczyna Colina będzie mogła chodzić z nim wszędzie. Ale przez ostatnie pięć lat tak właśnie było. Nigdy jej tak kategorycznie nie odmówił. Może chodziło o tę nową dziewczynę w Gutshot. Katherine Rae Johnson. Nie mogła dopuścić, aby się poznali. Musiała iść sprawdzić, co słychać u nowej sąsiadki.
Colin wszedł za Hassanem do Golden Art- nowego i jedynego jubilera w miasteczku. Sklep był raczej małą klitką, niżeli supermarketem, ale było to zrozumiałe zważywszy na rodzaj oferowany przez właścicieli usług. Ściany wyglądały na świeżo pomalowane, a ich kolor przywodził na myśl piasek pustyni, choć barwa była bardziej stonowana. Sufit oraz podłoga nieco się z nimi gryzły. Dopełnieniem chaotycznego wystroju była lada, w której (jakżeby inaczej!) spoczywały dziesiątki wzorów biżuterii. Piękne, świecące kolczyki, zawieszki, klamerki, klipsy, brożki gładko przechodziły w naszyjniki i inne cięższe zdobienia, na które na pewno Colina nie byłoby stać nawet gdyby zainwestował wszystkie pieniądze z Dzieciaków Bystrzaków. Całość miała swój urok i jak na Gutshot była stosunkowo ciekawym, innym i nowym miejscem. Nowym, ponieważ otworzonym dopiero trzy tygodnie temu.
-Spójrz na ten, kafir, co ty na to?
Colin przyjrzał się propozycji Hassana. Był to niebrzydki pierścionek. Mały, lekki, delikatny. Miał wygrawerowane po bokach dłonie, które tworzyły iluzję, że trzymają brylant. Ładny, ale miał wadę. Był złoty, a Lindsey wolała srebro. Było według niej szlachetniejsze i ładniejsze.
CZYTASZ
20 razy Katherine
FanfictionLindsey usiadła na kanapie nadąsana. Nie chcieli jej wziąć. Oczywiście, nie liczyła, że jako dziewczyna Colina będzie mogła chodzić z nim wszędzie. Ale przez ostatnie pięć lat tak właśnie było. Nigdy jej tak kategorycznie nie odmówił. Może chodziło...