Zakluczyłam drzwi frontowe. Szłam szybkim krokiem w stronę supermarketu. Od mojego domu do niego było około 5 minut drogi. Chłopak szedł za mną nieodrywając oczu od telefonu. Zawzięcie z kimś pisał.
W pewnym momencie wyrwałam mu telefon i zaczęłam biec. Zajęło mu chwilę zanim dotarło do niego co się dzieje. Zdezorientowany spojrzał przed siebie.
-Grabisz sobie! -krzyknął i zaczął biec w moją stronę. Kiedy dobiegłam do sklepu,odwróciłam się, żeby sprawdzić odległość między nami. Był o wiele szybszy. Wpadłam w coś,albo raczej kogoś. Justin wyrwał mi telefon z rąk. Jakim cudem mnie niezauważenie wyprzedził? Podniósł mnie i włożył do wózka zakupowego. Szybko wjechał do środka,abym z niego nie wyszła. Zaczął jeździć między półkami i z gracją wymijał ludzi.
- Gdzie panienka sobie życzy?-powiedział zniżonym głosem. Zaczęłam się śmiać.
- Na dział ze słodyczami poproszę.- skinął głową i skierował się w to miejsce. Wyszłam z wózka,a on udał zranionego.
-Źle prowadzę?
-Kto Ci dał w ogóle prawo jazdy?
-Jakoś Ci to nie przeszkadzało dzisiaj rano.- jego prawy kącik ust się uniósł.
- Wtedy to co innego,były inne,gorsze sprawy.-przewróciłam oczami.
- to,że rodzice Cię przyłapią,czy fakt,że widziałaś jak zabijam człowieka?- momentalnie rzuciłam się w stronę Justina i zasłoniłam dłonią jego usta.
-Ciszej,chcesz,żeby wszyscy o tym wiedzieli?-powiedziałam półszeptem. Chłopak się tylko zaśmiał. Zmarszczyłam brwi w zdziwieniu na jego reakcje.
-Nikt kto wie kim jestem nie zamierza podsłuchiwać,bo wie czym to się skończy.-puścił mi oczko i wrzucił do koszyka popcorn. Ja wzięłam oreo,masło orzechowe i żelki. Skierowałam się do kasy. Justin wyszedł już ze sklepu,tłumacząc,że ktoś do niego dzwoni. Czekałam w kolejce,aż kasjerka mnie skasuje. Kiedy miałam płacić,zobaczyłam wyciągniętą dłoń z pieniędzmi w stronę kobiety. Podniosłam wzrok i zobaczyłam szeroko uśmiechniętego Luke'a.Zmarszczyłam brwi i odepchnęłam jego rękę.
-Przestań-wyciągnęłam szybko kartę i zapłaciłam zbliżeniowo.
-Skąd wiedziałeś,że tu jestem?-spytałam.- Przypadek.- puścił mi oczko.
Wyszłam z nim na zewnątrz i obejrzałam się w poszukiwaniu znajomej twarzy.
-Gdzie Justin?
- Musiał coś załatwić.
-Oh,okej. Masz jakieś plany?- pokręcił przecząco głową.-to teraz już masz-uśmiechnęłam się.
Polubiłam Luke'a. Nie wierze,że chodzę z nim do jednej klasy i nigdy nie zamieniłam z nim żadnego słowa. Sądzę, że mogę mu powiedzieć wszystko i zaufać.
Poczułam jak ktoś nas obserwuje. Odwróciłam się w bok i zobaczyłam zmierzającego ku nam Brandona. Zrobiło mi się słabo.
Brandon to moja dawna,niespełniona miłość. W tym momencie dziwie się sobie,jak ktoś taki mógł mi się podobać. Jest kapitanem szkolnej drużyny piłki nożnej. Dobrze zbudowany,niebieskooki narcyz. Pod koniec ostatniej klasy zaczął mi dokuczać. To przez niego byłam wyśmiewana w szkole na każdym kroku. Modliłam się,aby nie zachciało mu się chodzić do następnej szkoły tam gdzie ja. Moje modlitwy zostały wysłuchane.
Szedł z tym ohydnym uśmieszkiem przyklejonym do twarzy. Złapałam Luke'a za ramię.
-Możemy trochę szybciej?-zwróciłam się do niego. Zauważył,że coś jest nie tak.
-Nat co jest?- stanął i spojrzał się na mnie. Jakbym strach miała wymalowany na twarzy,zaczął się rozglądać do okoła szukając czegoś podejrzanego.
- Nie nic,tylko proszę. Cho..-nie zdążyłam dokończyć,ponieważ chcąc pociągnąć go w stronę mojego domu wpadłam w czyjś tors.
- Kogo ja widzę. Tęskniłem za Tobą,Natalie! Niby taka szara myszka,a tu proszę. Jakiego sobie chłopaka znalazłaś. Ile mu płacisz,żeby się z Tobą pokazywał?- dumny ze swojej wypowiedzi,czekał na moją reakcje. Na te słowa Luke się cały spiął. Zapomniałam,że ciągle trzymałam rękę na jego ramieniu. Zdjęłam ją i stanęłam twarzą w twarz z Brandonem.
- Zostaw mnie w spokoju.
- Nie uciekniesz od rzeczywistości. Prawda jest taka,że gdziekolwiek byś nie poszła i tak będziesz tą samą brzydką i bez odwagi Natalie.
Poczułam jak łzy napływają do moich oczu. Nie mogłam mu pokazać, że jestem słaba. Zmieniłam się.
- Ciekaw jestem czy Twój chuj jest tak samo wielki do rozmowy z kimś silniejszym- odezwał się Luke. Brandon się zaśmiał. Wyminęłam go ignorując kolejne jego bolesne słowa. Odwróciłam się,aby sprawdzić czy Luke za mną idzie. Zobaczyłam jak uderza Brandona w brzuch i mówi coś w jego kierunku. Chłopak zwijał się z bólu. Kiedy skończył, z uśmiechem na twarzy do mnie podbiegł.
-Przepraszam,że musiałaś czekać.-schował ręce do kieszeni spodni. -Kto to w ogóle był?
-Mogę Ci wszystko opowiedzieć,ale w domu.
Nie szkoda mi Brandona. Liczę na to,że zapamięta tą sytuacje. Czy to,że mu nie współczuję jest chore ? Bo wręcz przeciwnie, do domu szłam z uśmiechem. To i tak mała nauczka,jak na to co zrobił mi przez te kilka ostatnich miesięcy szkoły.
**
Kiedy znaleźliśmy się już w moim domu,Luke usiadł na sofie i czekał,aż wszystko mu opowiem.
Słuchał uważnie do końca. Nieświadomie uroniłam łzę na przykre wspomnienia. Chłopak widząc to przytulił mnie.-Jeśli jest Ci ciężko o tym mówić,to przestań. Odrazu mogłaś mówić,to bym się z nim policzył inaczej.
Zaśmiałam się smutno.
-Dziękuję.
- Zjadłbym pizze.-przewróciłam oczami. Wstałam i pociągnęłam go do kuchni.
Wyciągnęłam potrzebne składniki na wyspę kuchenną.
-Nie potrafię gotować.
-Poprostu wrzuć to wszystko do miski. Z tym chyba nie będziesz miał problemu.-spojrzałam na niego.-A ja zaraz wracam.- pobiegłam na górę,aby podłączyć telefon. Zeszłam na dół i usłyszałam jak Luke kaszle. Weszłam do kuchni. Wokół niego unosiła się biała chmura. Zaczęłam się głośno śmiać.-Spokojnie,wszystko mam pod kontrolą!-powiedział,próbując posprzątać cały bałagan,jaki zrobił.
-Właśnie widzę.-chłopak gwałtownie się obrócił.
-Nie wierzysz w moje możliwości?-zaczął się powoli zbliżać.
-Nie podchodź,jesteś cały od mąki.-robiłam krok w tył z każdym jego krokiem w moją stronę.
-Nie bądź taka,tylko jeden przytulas.-zrobił minę zbitego psa. Rozłożył ręce i kiedy za mną była już tylko ściana i zero szans na ucieczkę przykleił się do mnie.-Nie wierze w Ciebie Luke!-chłopak się odsunął.
-Dobra to robimy tą pizze czy nie.- skierował się do kuchni,pocierając jedną dłonią o drugą.**
Kiedy ciasto było gotowe,wystarczyło rozłożyć składniki. Właśnie kładłam plastry salami,kiedy chłopak mnie zatrzymał.
-co jeśli nie chcę salami?
-jak Ty to sobie wyobrażasz bez salami?
Ściągnął z połowy pizzy salami i wyciągnął masło orzechowe. Posmarował swoją część.-I Ty to zjesz? -spojrzałam się na niego marszcząc nos.
-Kochana to Ty chyba nie wiesz co to porządna pizza.- powiedział bardziej piszcząc.

CZYTASZ
Life Is Worth Living
FanfictionNajlepszą rzeczą jest znaleźć osobę,która Cię kocha takim jakim jesteś. W dobrym czy złym nastroju,czy jesteś ładny czy brzydki,bez względu na przeszłość,której już nie może cofnąć.