2

85 6 1
                                    

Zatrzymał się przed moim domem. Nie było radiowozów,ani panikujących rodziców. Widocznie jeszcze spali. Odetchnęłam z ulgą.

-Mike.. co on takiego zrobił,że wy go..?- dziwił mnie mój spokój. Nie panikowałam. Przyznam,że troche się bałam przebywać w jego pobliżu, wiedząc do czego jest zdolny. Ale nie tak jakbym się tego spodziewała. Spytałam go tak,jakby zabijanie ludzi było na porządku dziennym.

-Za dużo chciałabyś wiedzieć.- zgromił mnie wzrokiem. Pomyślałam,że na mnie już czas,zanim o coś jeszcze zapytam. Wysiadłam i czekałam aż odjedzie. Nie chciałam,żeby był świadkiem tego jak nieudolnie wspinam się do okna.

Jednak on się nigdzie nie ruszał. Ponownie otworzyłam drzwi.
-Czekasz na coś?-spytałam.
-Może na zwykłe dziękuję?- odpowiedział pytaniem. Przewróciłam oczami,co nie uszło jego uwadze.
-Oh tak,gdzie moje maniery. Dziękuję za darowanie mi życia i podwózkę do domu.-sztucznie się uśmiechnęłam i zamknęłam drzwi. Chłopak odjechał z piskiem opon. W tamtym momencie myślałam, że go zabije. W ogóle nie myślał, że w ten sposób może obudzić moich rodziców. Albo zrobił to specjalnie. Czyżbym go uraziła?

Wejście na górę zajęło mi nieco dłużej niż zejście. Zamknęłam okno i usłyszałam kroki. Ktoś szedł po schodach. Szybko ściągnęłam kurtkę. Powiesiłam ją na wieszaku i rzuciłam się na łóżko. Okryłam się kołdrą,a drzwi od mojego pokoju się otworzyły. Ziewnęłam,dając do zrozumienia mamie,że się obudziłam.
-Kochanie,w kuchni masz śniadanie,a na obiad coś sobie zamów.-powiedziała,zamykając okno- Zimno tutaj.
-Znowu was nie będzie? Jest weekend.- odpowiedziałam zrezygnowana. Zawsze mieli dużo czasu poza pracą,a teraz nie widzą poza nią świata. Moja rodzina ma własną firmę i rodzice pracują razem. Dlatego mogą sami sobie ustalać,kiedy idą do firmy i kiedy z niej wracają.
- Niestety, to bardzo ważna sprawa i nie może czekać. Długo zajmie,więc będziemy późno wieczorem.-uśmiechnęła się smutno i zniknęła za drzwiami.

Westchnęłam i wstałam kierując się do łazienki,która mieściła się w moim pokoju. Długi prysznic dobrze mi zrobi. Chciałam choć przez chwilę przestać myśleć o wydarzeniach z ostatniej nocy i się zrelaksować. Ściągnęłam z siebie wszystko i wrzuciłam do kosza na brudy. Włosy związałam w koka i weszłam pod prysznic. Pod gorącą wodą odrazu się rozluźniłam. Umyłam się ulubionym kokosowym żelem. Kochałam jego zapach. Nie wiem dlaczego,ale kojarzył mi się z ostatnimi wakacjami. Spędziłam je z całą rodziną. Nic więcej nie potrzebowałam. Mam nadzieje,że te zbliżające się również podobnie spędzę.

Zakręciłam wodę. Wysuszyłam włosy. Ubrałam się w szare dresy i luźny, biały crop top. Otworzyłam drzwi,już miałam wyjść,kiedy zobaczyłam Justina siedzącego wygodnie na moim łóżku. Podskoczyłam wystraszona i odruchowo zamknęłam drzwi spowrotem. Może mi się przywidziało. Zamknęłam oczy,wzięłam trzy głębokie wdechy i ponownie otworzyłam drzwi.

Nie myliłam się. Na jego twarzy widać było rozbawienie. Jak on tu w ogóle się dostał? Nie słyszałam żadnego dzwonka czy pukania do drzwi.

- Jak tu wszedłeś?-skrzyżowałam ręce na piersi.
-Tak jak Ty dzisiaj rano.- momentalnie poczułam rumieńce na twarzy. Przecież czekałam,aż odjedzie. To nie możliwe, żeby mnie widział.
-Oh,jak dużo widziałeś?
-Wystarczająco,żeby stwierdzić,że masz zajebisty tyłek.-przyglądał mi się. Otworzyłam szeroko oczy,kiedy dotarło do mnie co powiedział.

Nagle zaczęłam się śmiać. Łzy zaczęły lecieć mi z oczu. Justin podniósł się do pozycji siedzącej. Był zdezorientowany. Po krótkiej chwili zaczął się zwijać ze śmiechu ze mną. Zgaduje,że rozbawił go mój widok,ponieważ wątpię, że wie z czego się śmieje.

-Okej,a teraz na poważnie. Co Cię tak rozbawiło?
-Ty.-powiedziałam wycierając dłonią łzy z kącików oczu.
-Co takiego zrobiłem?-udał,że go to obraziło. Złapał się w miejsce gdzie ma serce i spojrzał na mnie z miną smutnego szczeniaczka. Jakie to było urocze!

-Wyobraziłam sobie jak wspinasz się po tej winorośli i dziwię się,że Ciebie utrzymała- ponownie dostałam napadu śmiechu. Chłopak przewrócił oczami i nic nie odpowiedział. Zaczął się śmiać razem ze mną.

Dlaczego się go nie bałam? Przecież widziałam jak zabija z zimną krwią człowieka. Nie zapomniałam o tym. Nie znałam go tak dobrze,a mimo tego, w tym momencie czułam się jakbyśmy byli przyjaciółmi od kilku lat.

Zeszłam na dół. Justin wolnym krokiem podążył za mną. Czułam jego wzrok na sobie. Sprawdziłam wszystkie szafki. Postanowiłam iść po ciastka.

-Idę do sklepu,a jeśli zamierzasz tu dalej siedzieć, to nie zostawię Cię samego,więc ubieraj się i wychodzimy.

Justin's POV

Kim ta laska myśli, że kurwa jest? Nie wiem za co Luke ją polubił,ale gdyby nie on,to zabił bym ją odrazu. Widziała coś,czego nie powinna. Mówiłem, żeby załatwić Mike'a gdzieś dalej,ale byli zbyt leniwi. Taka sytuacja nie może się powtórzyć. Jeśli się dowiem, że Natalie to komukolwiek powiedziała,to może się pożegnać z życiem.

Odwiozłem ją do domu,a ona nie mogła nawet normalnie podziękować. Chyba zapomina z kim ma do czynienia.

Odjeżdżając spojrzałem się w lusterka wsteczne. Zobaczyłem jak Natalie próbuje wspiąć się do okna. Zaśmiałem się, kiedy noga jej się poślizgnęła i prawie spadła na ziemię. Byłby bolesny upadek.

Od tyłu prezentowała się świetnie.

Poczułem wibracje w kieszeni. Odebrałem i włączyłem na głośno-mówiący ze względu na to,że prowadziłem.

-Cześć stary. Jak sprawa z Natalie?-po drugiej stronie odezwał się Luke.
-Nikomu nie powie.-westchnąłem.
-Masz 100% pewność? Musisz mieć ją teraz na oku. Może nawet teraz już to komuś mówić. Czy Ty w ogóle myślisz?
-Dlaczego Ty nie masz jej pilnować? Nie mam zamiaru przebywać z nią 24 na dobę. Odwiozłem ją do domu.- odpowiedziałem spokojnie.
-To się do kurwy zawracaj. Nie masz wyboru. W tym momencie nie mogę się tym zająć.- rozłączył się. Gwałtownie zahamowałem i skręciłem ponownie w strone jej domu.

Należy mi się coś za tyle poświęcenia.

Jej rodzice akurat wyjeżdżali,więc z wejściem nie było problemu.

Mogłem odrazu się jej pozbyć nie zważając na proźby Luke'a. Ale wybrałem tą gorszą opcje.

Life Is Worth LivingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz