Rozdział 2

25 4 2
                                    

*Rok później*

Isabelle pchnęła cięzkie,drewniane drzwi co było dla niej nie lada wyzwaniem,ponieważ przez miniony rok strasznie schudła. Stres jaki wywierała na kobiecie jej córka był tak duży,że Bella nie była w stanie spać a tym bardziej jeść. Była chodzącym kłebkiem nerwów, ale tydzień temu powiedział DOŚĆ. przez kolejne siedem dni biła się z myślami,lecz w końcu zdecydowała. 

Weszła do pomieszczenia. Szła długim,wąskim korytarzem, po drodze przyglądając się obrazom wiszącym na ścianach.Budynek urządzony był w wiktoriańskim stylu, co bardzo przypadło jej do gustu.

 W oddali spostrzegła swój cel; odetchnęła głęboko. Kiedy była tuż pod drzwiami zatrzymała się by jeszcze raz przemyśleć swoją decyzję.

"Dobrze robisz. To dla jej dobra, dla twojego dobra" 

Głos w jej głowie tylko utwierdził ją w przekonaniu iż postępuje słusznie,jednakże miała maleńkie wątpliwości kiedy drżącą dłonią zapukała do drzwi. Usłyszała ciche "proszę" i chwiejnym krokiem weszła do środka.

- Dzień dobry. - przywitała ją drobna,siwowłosa kobieta po siedemdziesiatce. Siedziała w komicznie wielkim fotelu,co wyglądało bynajmniej śmiesznie- Proszę,niech pani usiądzie- wskazała na krzesło stojące przed jej biurkiem i ciepło się uśmiechnęła. Isabelle odwzajemniła gest i niepewnie spełniła prośbe kobiety, która bacznie sie jej przyglądała.

Bella przymknęła powieki i na jednym wdechu powiedziała:

- Przyszłam w sprawie oddania dziecka do adopcji. 

Nie było odwrotu.

******

Minęło sporo czasu odkąd Anais przekroczyła próg swojego nowego "domu". Dziewczynka, przez swoją przypadłość, zachowywała się nad zwyczaj agresywnie i nerwowo. Swoją złość na matkę przenosiła na innych wychowanków placówki. Tym oto sposobem, w czasie obiadu, trzech zostało poturbowanych a dwoje trafiło do szpitala z cięzkimi obrażeniami ciała.

Od tamtego incydentu dziewczynkę odwiedzali najlepsi psychiatrzy i lekarze wszelkiego pokroju, lecz wszystkie próby pomocy kończyły się fiaskiem. Jej organizm nie przyswajał też żadnych lekarstw  i nie wykazywał najmniejszej  poprawy. Tak jakby zamiast silnych leków łykała cukierki. Niesamowite. Lekarze rozkładali ręce nie wiedząc co jeszcze mogą zrobić.

Nie mogąc poradzić sobie z żywym wulkanem,Anais została zapisana na zajęcia radzenia sobie z gniewem, które nie przebiegły po myśli opiekunów.


- Nie będziesz mi mówił co mam robić pojebie!- wrzasnęła Ana i w ramach  protestu usiadła na ziemi zakładając rece na piersiach. 

- Po pierwsze język młoda damo. P drugie od tego tu jestem. - podniósł wzrok i powiódł nim po całym pomieszczeniu. Po każdym obecnym w nim dziecku - Jeśli jeszce nie wiecie dlaczego tu jesteści to was w tym uświadomię. Musicie nauczyć się panować nad emocjami...

- A ty musisz nauczyć się panować nad swoją żoną, która puszcza się na lewo i prawo - kiedy te słowa padły z ust Anais cała "klasa" ryknęła śmiechem. Twarz mężczyzny mometalnie poczerwieniała i kiedy rozwścieczony pochylił sie na dziewczynką, ta z całej siły zamachnęła się i udekorowałą ciemnofioletowym siniakiem jedno z dwojga oczu.


Ze wszystkich, którzy przewinęli sie przez placówkę opiekuńczo-wychowawczą, zdecydowanie to Anais biła na głowę wszystkie osoby, na których widok sra się w gacie.Gdy dziewczyna szła korytarzem,osoby ja mijające niemal zespalały się ze ścianą, bojąc sie jej wybuchowego temperamentu.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jan 02, 2016 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

BezlitośniWhere stories live. Discover now