*Rok później*
Isabelle pchnęła cięzkie,drewniane drzwi co było dla niej nie lada wyzwaniem,ponieważ przez miniony rok strasznie schudła. Stres jaki wywierała na kobiecie jej córka był tak duży,że Bella nie była w stanie spać a tym bardziej jeść. Była chodzącym kłebkiem nerwów, ale tydzień temu powiedział DOŚĆ. przez kolejne siedem dni biła się z myślami,lecz w końcu zdecydowała.
Weszła do pomieszczenia. Szła długim,wąskim korytarzem, po drodze przyglądając się obrazom wiszącym na ścianach.Budynek urządzony był w wiktoriańskim stylu, co bardzo przypadło jej do gustu.
W oddali spostrzegła swój cel; odetchnęła głęboko. Kiedy była tuż pod drzwiami zatrzymała się by jeszcze raz przemyśleć swoją decyzję.
"Dobrze robisz. To dla jej dobra, dla twojego dobra"
Głos w jej głowie tylko utwierdził ją w przekonaniu iż postępuje słusznie,jednakże miała maleńkie wątpliwości kiedy drżącą dłonią zapukała do drzwi. Usłyszała ciche "proszę" i chwiejnym krokiem weszła do środka.
- Dzień dobry. - przywitała ją drobna,siwowłosa kobieta po siedemdziesiatce. Siedziała w komicznie wielkim fotelu,co wyglądało bynajmniej śmiesznie- Proszę,niech pani usiądzie- wskazała na krzesło stojące przed jej biurkiem i ciepło się uśmiechnęła. Isabelle odwzajemniła gest i niepewnie spełniła prośbe kobiety, która bacznie sie jej przyglądała.
Bella przymknęła powieki i na jednym wdechu powiedziała:
- Przyszłam w sprawie oddania dziecka do adopcji.
Nie było odwrotu.
******
Minęło sporo czasu odkąd Anais przekroczyła próg swojego nowego "domu". Dziewczynka, przez swoją przypadłość, zachowywała się nad zwyczaj agresywnie i nerwowo. Swoją złość na matkę przenosiła na innych wychowanków placówki. Tym oto sposobem, w czasie obiadu, trzech zostało poturbowanych a dwoje trafiło do szpitala z cięzkimi obrażeniami ciała.
Od tamtego incydentu dziewczynkę odwiedzali najlepsi psychiatrzy i lekarze wszelkiego pokroju, lecz wszystkie próby pomocy kończyły się fiaskiem. Jej organizm nie przyswajał też żadnych lekarstw i nie wykazywał najmniejszej poprawy. Tak jakby zamiast silnych leków łykała cukierki. Niesamowite. Lekarze rozkładali ręce nie wiedząc co jeszcze mogą zrobić.
Nie mogąc poradzić sobie z żywym wulkanem,Anais została zapisana na zajęcia radzenia sobie z gniewem, które nie przebiegły po myśli opiekunów.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić pojebie!- wrzasnęła Ana i w ramach protestu usiadła na ziemi zakładając rece na piersiach.
- Po pierwsze język młoda damo. P drugie od tego tu jestem. - podniósł wzrok i powiódł nim po całym pomieszczeniu. Po każdym obecnym w nim dziecku - Jeśli jeszce nie wiecie dlaczego tu jesteści to was w tym uświadomię. Musicie nauczyć się panować nad emocjami...
- A ty musisz nauczyć się panować nad swoją żoną, która puszcza się na lewo i prawo - kiedy te słowa padły z ust Anais cała "klasa" ryknęła śmiechem. Twarz mężczyzny mometalnie poczerwieniała i kiedy rozwścieczony pochylił sie na dziewczynką, ta z całej siły zamachnęła się i udekorowałą ciemnofioletowym siniakiem jedno z dwojga oczu.
Ze wszystkich, którzy przewinęli sie przez placówkę opiekuńczo-wychowawczą, zdecydowanie to Anais biła na głowę wszystkie osoby, na których widok sra się w gacie.Gdy dziewczyna szła korytarzem,osoby ja mijające niemal zespalały się ze ścianą, bojąc sie jej wybuchowego temperamentu.