Piraci 1

614 48 10
                                    

Lekki wiatr rozwiewał moje włosy a słońce muskało je promieniami. O tak to było życie. Niczym nie musiałem się martwić czy przejmować. Byłem po prostu panem sytuacji. Uśmiechnąłem się asymetrycznie czując jak lekka bryza owiewa moją twarz. Za nic nie oddałbym tego uczucia kiedy stałem na dziobie mojego statku, trzymając się jednej z lin. Zapach przygody mieszał się tu z tym oceanu. Błękit wody, niebieskie niebo oraz słońce, powoli zachodzące za horyzontem. Spoglądałem w dal tak jakbym na coś czekał... Jakby moje ciało czekało. Jednak nie wiedziałem co to ma być.

Pływałem odkąd skończyłem piętnaście lat. Pamiętam jak pierwszy raz stanąłem na pokładzie Zmierzchu Anny. Był to statek mojego ojca, który rok później odziedziczyłem. Z racji wieku ojca. Pierwsze kilka miesięcy były piekłem. Brakowało mi wprawy w byciu kapitanem więc statek był wiele razy atakowany przez piratów. Rok później oddałem go Ludwigowi a sam kupiłem sobie inny. Cień Śmierci. Tak nazywał się okręt, na którym pływałem. Na nim mogłem pływać i do końca życia. Zebrałem swoją załogę i przygoda zaczęła się na nowo. Uśmiechnąłem się na wspomnienia naszych przygód. Teraz jednak rozpoczynała się ta największa. Nie tak dawno temu przeglądałem stare książki mego ojca. Z jednej z nich wyleciała mapa do wielkiego skarbu. Nie zastanawiałem się ani chwili.

Na pokładzie jak zwykle słychać było śmiechy oraz śpiewy. Można powiedzieć, że moja załoga miała wolne. O ile można to tak nazwać. Zerknąłem na pokład za sobą. Mogłem się tego spodziewać. Francis jak zwykle próbował poderwać kogokolwiek byle by zaciągnąć do łóżka. Uśmiechnięty Tosiek grał na swojej gitarze jakieś szanty. West był na sterze razem z Felicjano. Więc nie musiałem sie martwić czy dobrze płyniemy. Miałem nadzieję że dotrzemy jak najszybciej do celu i będę mógł pójść do tawerny upić się. Tak to był jedyny minus żeglowania. Brak możliwości upicia się. Jako kapitan musiałem być trzeźwy cały czas. Chociaż nie raz miałem ochotę tak się narąbać, że nic bym nie pamiętał. I ta samotność. Inni nie narzekali, gdyż mieli pod reką kogoś. Młody miał swojego Włocha, Tosiek miał Lovino-brata Felicjano, Francis.... miał każdego, jednak on wolał swojego Anglika, pływającego we flocie Brytyjskiej. Taka trochu zakazana miłość. Starałem się jednak nie pokazywać że czegoś mi brakuje. Dla załogi byłem tym niezniszczalnym, który poślubił może. Kłamstwo.

Pokręciłem głową, chcąc odpędzić dołujące myśli. Kiedy ponownie zerknąłem na wodę, dostrzegłem w oddali jakiś statek. Wytężyłem wzrok by zobaczyć flagę. Na maszczie widniała jakaś dziwna bandera. Pierwszy raz ją widziałem.

-Francis, Tosiek. Do mnie.- krzyknąłem przez ramię. Chciałem ich zapytać czy znają owa flagę. Ja tymczasem zeskoczyłem na deski pokładu.

Moi zastępcy szybko stawili się u mojego boku.

-Tak?- zapytał Franics.

-Statek na horyzoncie.- wskazałem palcem w danym kierunku.- Znacie może ich flegę?

Zaczęli się wpatrywać w kawałek materiału. Jednak żaden z nich nie wiedział z jakiego kraju pochodził owy statek.

-To co robimy, kapitanie?- Tosiek wpatrywał się w przybliżający się do nas okręt.

-Wywieszać bandere?- Francis popatrzył na mnie z błyskiem w oczach, który tak dobrze znałem.

-Jak będą bliżej.-uśmiechnąłem się diabolicznie, układając w głowie plan ataku na statek.


Piraci z HetaliiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz