Rozdział 1

10 2 0
                                    

   Plymouth  -    jeden z największych portów, położony nad rzeką Plym  i Tamar, na granicy między Kornwalią a Devonem. Miasto zbudowane zostało nad jednym z największych naturalnych portów na świecie. Plymouth jest jednym z największych miast na południowym wybrzeżu Wielkiej Brytanii.  W XVI wieku, ze względu na dobrze rozwijającą się w okolicy produkcję wełny, stała się ona głównym towarem eksportowym miasta. Podczas Wojny domowej (1642 – 1651) miasto było we władaniu parlamentarzystów. Przez prawie cztery lata oblegały je wojska rojalistów, jednak nie zdołały go zdobyć.W XVII wieku miasto utraciło swój prymat jako port, ze względu na duże koszty przwozu towarów do niego. Odgrywało jedynie mało chlubną rolę w transporcie niewolników. Plymouth zaczęło rosnąć w siłę, gdy utworzono tam i w pobliskim Devonport bazę Marynarki Królewskiej.


   W samym środku miasta znajdywały się parcele publiczne, domy takie jak: karczmy, zajazdy, bary, sklepy, zakłady, inne placówki itp. Ogólnie miasto przypominało jeden, wielki bród. Nie było tam żadnych kampanii na rzecz środowiska. Ludność, ogólnie miasto utrzymywało się głównie z połowów ryb. Dobrze rozwinięte szlaki wodne i nowoczesny port, przyczyniły się wielkich podróży i przyjmowania transportów, głownie nieznanych produktów z Ameryki, Afryki i Indii. Całe miasto otaczało wysokie wzgórze, okalające domy aż po port, tworzące pół księżyc. Do dworków na samej górze prowadziły dróżki. W pałacykach tych mieszkała szlachta, politycy, baronowie, markizowie, lordowie oraz książęta. M. in. Księżna Kate. Dwór ich znajdował się na zachód. Od stromych klifów dzielił go szeroki las. Posiadłość wraz z ziemią mieli dość dużą. Pod same drzwi prowadził chodnik zataczający półokrąg. W samym jego środku znajdował się malutki ogród z czynną fontanną. Z tyłu pałacyku był większy ogród z kwitnącymi kwiatami, niektóre sięgające głowy, drzewami, dróżkami, mniejszą fontanną i ogromnym stołem z krzesłami w którym odbywały się co miesięczne, sobotnie obiady w gronie znajomych, którzy coś znaczą. 

***

Wiosna, rok 1754. Plymouth, pałac Watsonów

   Minął tydzień od ostatniego spotkania Elizy z Baronem Russellem. Księżna spokojnie spacerowała sobie z tyłu w ogrodzie. Bacznie obserwowała falowanie niebiesko-pastelowej sukienki przy najmniejszym ruchu. W tym momencie nie myślała o niczym. O żadnym weselu, o którym tak huczało w mieście. Elizabeth była bardzo szanowaną osobą w Plymouth. Uwielbiana przez tłumy, znała się na modzie, potrafiła przemawiać, znała język francuski, łaciński i włoski. Mówiąc w skrócie ideał. Miała jednak takie momenty- chociaż bardziej zależało to od osoby- kiedy była dla człowieka bardzo nie miła. Nie miła to mało powiedziane. Słownie potrafiła bardzo dobitnie pokazać kogo nie lubi. Często komuś dogryzała, w niechciany sposób. Obrażała w taki sposób, że dana osoba nie wiedziała czy ją poniża. Większość osób przyjmowała to w pokorze, nie chcąc jej podpaść jeszcze bardziej. Nie była tak nastawiona do wszystkich. Bardzo kochała i szanowała swoją matkę. Odkąd zostały same, bardzo się wspierały. O wszystkim dyskutowały razem. I mimo wszytko, w pewnym sensie rozumiała postąpienie matki. Bolało ją tylko, że nikt nie zapytał jej o zdanie.  

   W oknie przez dłuższy czas stała Księżna Katy, bacznie obserwując postać znajdującą się  w ogrodzie. W głowie piętrzyły jej się myśli. W Elizie dalej widziała tą małą dziewczynkę, sprzed 13 lat, beztrosko bawiącą się w ogrodzie. Pamiętała czasy, w których ona i jej mała córeczka siedziały w ogrodzie, obserwując klucze ptaków, latające nad ich wzgórzem. Kiedy żył jeszcze Książę Philip. Kiedy wracając z pracy, jaką była polityka, mimo zmęczenia bawił się z Elizabeth. Z myśli oderwała ją służka wchodząca do salonu. Oderwała wzrok od okna i spojrzała w stronę dziewczyny.

- Lord Ambrose chce się z panią widzieć.- oznajmiła, schylając lekko głowę.

Księżna zmarszczyła lekko brwi i popatrzyła dokładniej na dziewczynę. O nic nie pytając ruszyła przed siebie, przyśpieszając. 

- Czego może  ode mnie chcieć ten człowiek?- powiedziała pod nosem, mijając dziewczynę. 

***

   Na dworze zaczęło się chmurzyć. Niebo zrobiło się szare, powietrze wilgotne. Na ziemię spadły pierwsze krople deszczu. Elizabeth odchyliła głowę do tyłu, puściła z obu rąk sukienkę i przymknęła oczy, oddając się obezwładniającemu, przyjemnemu deszczyku. Czuła jak woda przyjemnie ścieka jej po twarzy. Z chmur spadało coraz więcej kropli. Temperatura znacznie się obniżyła. Uniosła ręce na wysokość żeber, powierzchnią dłoni do góry. Stała tak przez 5 minut, a na jej twarzy malował się beztroski uśmiech. Przez chwilę zapomniała o wszystkim. Nim zaczęła myśleć o powrocie do domu, przeszła się w stronę polany. Szum deszczu zagłuszał kroki. Już nie był tak przyjemny jak przed chwilą. Krople zrobiły się grubsze, a chłód nie do zniesienia. Zdrętwiały jej palce. Przy wydechu towarzyszyła smuga pary. " W tym roku wiosna będzie znacznie chłodniejsza"- pomyślała kierując się w stronę ganka.

   Wbiegła do salonu z uśmiechem na twarzy. Zatrzymała się. Na zamszowych fotelach siedziała Księżna Katy i pewien gość. Radość zeszła, gdy domyśliła się kto to i z jaką sprawą. Była przemoknięta jak pies. Wymyślnej fryzury, nad którą z samego rana męczyła się służka, już nie było. Suknia znacznie się zwęziła. Już tylko rogówka utrzymywała ją przy odpowiednim kształcie. I jej miała już dość. 

- Witaj Elizabeth. - powiedział nagle lord wstając z fotela i kłaniając się, nie za nisko.

Już czuła, że go nie lubi. Odpowiedziała, równie małym ukłonem. Wpatrywała się w niego bezlitośnie.

- Wiesz zapewne z jaką sprawą przybywam?- dodał po krótkim czasie.







Elizabeth [Wstrzymane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz