Za oknem dalej padał deszcz. Było około godziny 12:00, więc nie użyto żadnych świec, by oświetlić pomieszczenie w jakim się znajdowali. Elizabeth już prawie wyschła. Siedziała na przeciwko Lorda Ambrosa, na wygodnym, haftowanym fotelu. Obok nich, pod etażerką rozłoży się wygodnie- acz dystyngowanie- na kanapie Księżna Kate. Przypatrywała się z zaciekawieniem rozmowie.
- Jak zapewne wiesz, z samego Londynu wysłał mnie Książę Edward. Zarówno jako zaufanego doradcę jak i najlepszego przyjaciela.- oznajmił Lord, przypatrując się uważnie twarzy Elizy.- Mam za zadanie dopilnować wszelkich dogodności, przygotować weselę, wysłuchiwać twoich uwag i kaprysów. Nie porównuj mnie jednak do służby.- popatrzył uważniej, po czym powoli dodał.- Znam swoje prawa.
Zapadła cisza. Lord wstał, wyjął ze swojej torby jakieś papiery i zaczął przewracać. Elizabeth przyglądała mu się z zaciekawieniem. Zatrzymał się na pewnej stronie, przestąpił z nogi na nogę i spojrzał na dziewczynę.
-Chcę omówić teraz ważniejsze sprawy związane z uroczystością.- wracając wzrokiem na kartkę, zaczął.- Po pierwsze, data ślubu przewidywana jest na kwiecień 1755r. Wszelkie zmiany i niedogodności, będą jeszcze dyskutowane, co znaczy że data może się zmienić. Po drugie, miejsce ślubu i wesela zostanie przedyskutowane przez narzeczonych. Jednakże Książę proponuję by uroczystość odbyła się w mieście rodzinnym ukochanej. Po trzecie, budżet wynosić będzie około 5000 funtów szterlingowych. W to wliczona jest suknia ślubna, strój pana młodego, kwiaty, dekoracje i rzeźby. Po czwarte, lista gości od pana młodego została już wcześniej spisana. Wystarczy, że wraz z Księżną Katy uzgodnicie i zatwierdzicie ilość osób z rodziny Watsonów.- spojrzał znów na dziewczynę. Siedziała niewzruszona.- Po piąte, Sir Edward wybrał już muzyków i muzykę. Kwestię tą zostawił nie do podważenia. Książę jest bardzo ekstrawagancki, jeśli chodzi o tego typu sprawy. Po szóste ...
W tym momencie dziewczyna nie wytrzymała i gwałtownie wstała. Lord uniósł oczy sponad arkuszu.
- Fajnie, że wszyscy zaczekali na moją odpowiedź. - dodała w końcu, rozejrzała się po salonie.- Miło, że wszystko jest przewidywane, bez uzgodnienia z panną młodą. A kto w ogóle powiedział, że zgadzam się na małżeństwo?! Halo, obudźmy się. Przecież ja nawet tego człowieka nie znam. W życiu na oczy go nie widziałam.
Przewidując ciszę, Eliza szybko wyszła z sali, zatrzaskując za sobą drzwi.
***
Siedziała samotnie w pokoju, na skraju łóżka, ubrana w białą, długą koszule, z szerokimi rękawami. Wpatrywała się w okno. Oto za około rok miał stanąć na ślubnym kobiercu. Co miała o tym wszystkim myśleć? Nie mogła poukładać myśli. Prawdą jest, że to nie koniec świata. Że nie idzie na pewną śmierć. Ale mimo swojego wyrachowania miała mały lęk. Lęk przed wspólnym życiem z drugą osobą. Może uspokoiła by się bardziej, gdyby tą drugą osobę zobaczyła. Po tych myślach położyła się w końcu spać.
Nad ranem, po zjedzeniu śniadania poszła na - jakże często opuszczane - lekcje włoskiego. Po zajęciach, weszła do pokoju Księżnej Kate, by omówić gryzące ja przez cały dzień sprawy związane ze ślubem.
-Czy jest tu jeszcze? - zapytała, uchylając lekko drzwi sypialniane.
-Kto taki? - zdziwiła się matka, siedzące w fotelu z książką w ręku.
-Lord Ambross. Pytam czy jest jeszcze.
-W naszym domu-już nie.
-A w mieście? - spytała, siadając na fotelu po przeciwległej stronie.
-Zatrzymał się u Markiza Warda. - odpowiedziała wracając wzrokiem do książki.
-Nie ma zamiaru wracać?
-Nie, dopóki nie zrobi tego co nakazał mu twój przyszły mąż.
Wzięła głęboki, długi oddech po czym rzekła.
-Jestem gotowa zgodzić się na ten ślub...
-To wspaniale. - przerwała Elizabeth, podnosząc się gwałtownie z haftowanego fotela.
-Ale mam pewne warunki. - Księżnej Kate zeszedł lekki uśmiech twarzy a Isabel kontynuowała.
-Po pierwsze: chcę by sam Edward Matthews przyjechał do Plymouth i oświadczył mi się osobiście. Po drugie...
CZYTASZ
Elizabeth [Wstrzymane]
AdventureXVIII wiek, Anglia. 18-letnia Elizabeth Watson ma wyjść za mąż za Edwarda Matthewsa. Zniesmaczona tym faktem stara się udowodnić, że do siebie nie pasują...