*przepraszam za taki poslizg w czasie ale juz mamy 2 rozdzial ;) *
Zanim jeszcze zrobiło się biało ja juz nie spalem. Lezalem w łóżku i patrzyłem na okno. Co chwile było slychac jakiś hałas za oknem. Polozylam się na plecy i spojrzałem w sufit. Westchnalem cicho. Spojrzałem na zegarek wiszący nad drzwiami.
Juz 3:45, pomyślałem. Czemu juz nie spie. Zastanawialem się. Ziewnalem pod nosem i usuadlem na brzegu łóżka i nachylilem się w przód. Nagle cos mocno uderzyło w okno. Z poczatku myślałem ze to jakiś bachir rzucił kamieniem ale po kilku sekundach cos stuknelo kilka krotnie w szybę. Wstałam i otworzyem okno na osciez.
Na parapecie leżał mały, puszysty, pomaranczowy ptaszek. Wystawiłem do niego rękę a on wstał i otrzepal się po czym wszedł na moja rękę. Zaczął podskakiwac i wesoło cwierkac. Kilka razy się wywrócił i wstał i znów zaczął cwierkac. Poglaskalem jego pomarańczowe piórka a ten sie jeszcze wtolal w mój palec.
-Przypominasz mi tego debila Parka. - ukleknalem przed parapetem aby lepiej się przyjzec małemu stworzonku. Ten zaczął kręcić głową jakby mnie słuchał. -a propo tego głąba.... - jak na zawołanie mój telefon zadzwonił. Ptaszek wystraszył sie nagłego dzwonka i wyfrunal szybko przez okno i znikną za rogiem.
Westchnalem z irytacji. Kto do mnie dzwoni o tej porze, pomyślałem rozgoryczony. Spojrzałem na zegar. Nawet nie wiedziałem ze samo przyglądanie i bawienie się z ptaszkiem zajęło mi aż tyle czasu - było aż kilka minut po 4 rano. Co nie zmieniało faktu, że byla wczesna pora.
Chwycilem mocno telefon i malo co nie warknalem:
-Halo!?
-Dzieńdobry. Czy dodzwonilem sie do osoby o imieniu Byun BaekHyun? - usłyszałem taki jakby szary glos. Nie wyróżniający się niczym. Może był lekko zachrypniety.
Juz słyszałem ten glos wiec zpowaznialem i spytalam ostrożnie:
-Tak, ale kto pyta?
- Dr Lee Heyon. - oswiecilo mnie. To mój dortor. Zajmował się mną juz od kilku lat. Hm, może nie tyle mną co moja choroba.
- Słucham. - powiedziałem niepewnie.- Cos się stało?- ciagnalem juz powoli wystraszony.
Oni (doktorzy) rzadko kiedy dzsonili w jakiś blachych sprawach a zwłaszcza ten stary dziad. Nie za bardzo go lubilem. Znajomy mi go polecił. Może i był dobry ale bardziej fascynował się choroba człowieka niż samą istotą ludzką.
-Mógłby Pan dzisiaj przyjsc? To nie jest rozmowa na telefon.
Bingo!
O to mu cały czas chodziło! Stary dziad. Chciał mi powiedzieć cos ale jak zwykle bal się gadac przez telefon. Normalne w jego glupim zachowaniu.
Pewnie znowu cos zgubił w moich kartach i boi się mi przyznać. Irytujace ze po tylku latach nadal ten gość potrafił zgubić jakąś kartę, która była mu potrzebna.
Juz kilka razy mnie tak wzywał. Pewnie dzwoni tak wcześnie rano bo jest to jakaś ważną karta.
- Dobrze doktorze Lee. Będę za godzinę.- powiedziałem lekko zaspany. Meczyly mnie rozmowy z tym gościem. - Może być za godzinę?- dopytalem z grzeczności która powoli mi się kończyła dla tego gościa.
- Ależ oczywiście. - powiedział a jego ton podraznil moje uszy. - Jakby Pan mógł to może Pan stawić się wczesniej.- dodał a ja od powiedziałem mu sucho:
-Dobrze. Cos jeszcze chciał mi Pan przekazać?
-Nie. Ty tyle co chciałem powiedzie.....
-W takim razie - przerwalam mu- Dowodzenia.
Rozlaczylem się mimo ze słyszałem jakby cos jeszcze gadal. Ziewnalem głośno i wszedelm w kontakty na moim telefonie. Szukam i szukam. "SeHun" jest w końcu. Wybralem numer i liczylem ile razu sygnał włączył się w telefonie. W końcu odebrał:
- H.h.halo?- wybelkotal zasypany chłopak.
-Spales?- powiedziałem zadowolony,ze nie dałem mu spać i chociaż raz to ja go obudzilem a nie on mnie.
-Jest środek nocy po co do mnie dzwonisz?- powiedział nie wyrazie a w tle było słychać jak ktoś w pokoju zaczął narzekać. - Luhan, no przepraszam ze cie budze ale mam ważny telefon- powiedział Sehun.
-Sehun wracaj tu do rozmowy bo to ważne.- westchnalem i tupalem nogą
-Sehun zasnął z telefonem przy uchu, co tam się dzieje Baekii?- Luhan zawsze mnie tak nazywał. On był taka małą wróżką która zawsze chciała i mogła wysłuchać każdego. Ale ja prawie nigdy z tego nie korzystalem.
-O której jest próba? Mam cos jeszcze ważnego do załatwienia. - powiedziałem ogólnie żeby nic nie mówić.
-Baekii, co się dzieje?- spytał ciszej Luhan i słyszałem jak zamyka za sobą drzwi.
-Luhan, proszę ciebie. - zmierzwilem sobie włosy.- Muszę po prostu cos załatwić i tyle. Zastanwiam się kiedy jest próba abym zdążył.- wymamrotalem.
Traktowalem każdego z dystansem ale czasem było mi glupio, ze tak traktowalem nawet biednego, uroczego Luhana, który dla wszystkich chciał najlepiej.
-Próba jest o 9, czyli za jakieś 3 godziny i 42 minuty. Wyrobisz się w tym czasie?- dopytal.
-Nie wiem. Postaram sie. Muszę się wyrobić. Nie ma innego wyjścia.- powiedziałem lekko przybity.
-Chcesz, zeby ktoś załatwił to z tobą?- spytal Luhan.
Nic nie odpowiedzialem i dałem chłopakowi chwile aby się zastonowil sam na odpowiedział. W końcu po chwili odpowiedział:
- no tak. Zapomnialem ze ty nie potrzebujesz nikogo do niczego, nigdy.- wyrecytował to prawie takim samym tonem jakim ja do niego mowielm o takich sprawach.
-Dokładnie.- rzucilem krótko.
-Ale sam kiedyś zobaczysz ze pojawi się taka osoba w twoim życiu która bez wzgledu na twój dystans do świata będzie chciała zawsze i wszędzie się o ciebie troszy....
-Pa Luhan.- powiedziałem i rozlaczylem sie.
Rzucilem telefon na łóżko. A moje celne oko tak trafiło ze telefon odbił się od poduszki i spadł z drugiej strony łóżka. Juz nawet nie chciało mi się go podnosić. Niech tam leży, pomyślałem. Zdjalem koszulkę i zawiesilem ją na krześle. Znalazłem jakąś dużą bluzę z kapturem bez suwaka. Zalozylem ją na nagie ramiona. Zaciagnalem dżinsy na nogi i szybko zawiazalem trampki. Podszedlem do lustra. "Forever Young" taki napis widniał na mojej szarej bluzie. Zacisnalem mocniej pięści i wtedy poczulem lekki bol. Spojrzałem w dol. Miałem zabandazowana rękę. No tak, zapomnialam ze wczoraj .....
Przypomnialem sobie jak Park mnie opatrzył i jak stalismy w kuchni oraz jak byliśmy blisko siebie. Potrzasnalem głową.
-Nie, uspokuj się. - nakazalem sobie.
Chwycilem eyeliner i zacząłem powoli malować sobie oczy. Dzisiaj postanowiłem ze to będzie cały mój makijarz. I tak miałem trening i nie chciałem się rozmazac.
-Dzisiaj będę zmęczony czy zaspany? - spytalam samego siebie. Poczochralem sobie włosy stawiając kilka pasemek w różną stronę. - Dzisiaj zaspalem.- zdecydowałem.
Chwycilem wszystkie leki do reki i znów robiłem listę tych tabletek, które muszę zażyć. Gdy juz zazylem większość siegnalem po ostatnią partie tabletek które musialem zażyć. Potrzasnalem pudełko żeby usłyszeć jak tabletki odbijają się od ściany opakowania ale nic takiego nie nastąpiło. Zajrzalem zszokowany do środka.
-Pusto?!- wykrzyknalem zdziwiony. - ale jak to?!
Zajrzalem na listę. Świetnie! W takim dniu. Tableteki których mi zabrakło byly najważniejsze. One dodawały mi jako takiej siły. Dobrze ze dziś jest trening i muszę udawać ze jestem w formie.
Zacząłem się zastanawiać i poważnie martwić. A co jeśli znów zemdleje podczas treningu, zastanawialem się co mam zrobić w takiej sytuacji tych tabletek nie dostanie się od tak.
-Chwileczke.- powiedziałem do siebie.- Dzisiaj spotykamy się z lekarzem to przypisze mi nowe albo da nową receptę. - westchnalem.- tak, da nową receptę i będzie w początku. - starlem pot z czoła. Przestraszylem się nie na żarty.
Spakowalem wszystkie dokumenty o badaniach oraz wszystkie tabletki jak i recepty. Było tego sporo i zawsze musiałem mieć to przy sobie jak szedlem do tego doktora. On miał cala moja kartę od urodzin ale sam musiałem rowniesz zadbać o to aby niczego w kartach nie brakowało. Najwięcej jednak to miałem recept. Każda była coraz dłuższa i dłuższa. Westchnalem glosno.
Nie dam rady dosc do doktora- zmartwilem Sie. - jedyne wyjscie jakie przychodzi mi do glowy to... - wzialem gleboki oddech.- Park!