~~3~~

158 14 0
                                    

Jak tylko się obudziłem nie byłem pewien skąd się tu wziąłem. Ktoś mnie tu przyniósł? Najwyraźniej tak, ale nie byłem pewien kto. A tym bardziej nie wierzyłem, że nadal żyję. Ruszyłem ręką. Poczułem ból, ale nie zniechęcając się wyciągnąłem ją wyżej i spojrzałem w sufit. Jednak żyłem.

Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Wszystkie ściany były białe. Poza łóżkiem szpitalnym na którym leżałem nie było tu tak pusto. Szafki nocne przy łóżku. Wielka szafa w której pewnie były moje rzeczy. Lustro wiszące na jednej ze ścian. I drzwi od łazienki.

Zacząłem się zastanawiać kto mi pomógł. Przypominałem sobie tylko urywki. I ta ciemność. Od tego wszystkiego zaczęła mnie niesamowicie boleć głowa. Wstałem, by rozprostować kości. Byłem cały obolały.

Zachwiałem się i upadłem na podłogę. Moje nogi... nie miałem w nich czucia. A co jeśli skończę na wózku? Drzwi powoli się otwierały. Wsunąłem się bardziej pod łóżko. A po chwili usłyszałem znajome głosy.

- Oi! Kagura... może nie doszedł jeszcze do siebie? Daj spokój! – powiedział Gintoki.

- Gin-chan... ja chcę mu podziękować. – powiedziała, a w jej głosie słychać było tonę smutku.

- Przecież widzisz, że go tu nie ma. Może ma jakąś rehabilitację, jogging albo coś w tym stylu? Albo... nie wrócił z operacji. Krótko mówiąc nie żyje. – powiedział całkiem poważnie Gin. Chciałbym, żeby tak było.

- Co?! – wrzasnęła. – On mnie uratował, przecież nie mógł się dla mnie poświęcić. Kazał mi uciekać. On nie mógł... odejść! – powiedziała, a łzy uderzały o podłogę. Myślałem, że się utopię.

Było mi nawet trochę jej żal. Ona tak na serio o mnie myśli? To śmieszne. Nigdy nie zrozumiem kobiet. Przecież to logiczne, że musiałem ją uratować. A ta teraz sobie coś ubzdurała. Idiotka.

Jedyne co teraz widziałem... to jej jasno różowe majtki pod czerwoną chińską sukienką. Nie, żebym był jakimś zboczeńcem, ale ona chyba specjalnie tak stanęła. Powinna uważać. Byłoby głupio gdybym teraz wyszedł z ukrycia i ją przytulił pocieszając, że nie zrobiłem tego dla niej.

- Kagura-chan... nie słuchaj tego idioty! Okita-san żyje! Tylko pewnie gdzieś wyszedł się przewietrzyć. – powiedział pocieszająco okularnik.

W pewnej chwili drzwi ponownie się otworzyły. Moje obawy się potwierdziły. Przyszło to co najgorsze. Było coraz goręcej. Jak tylko wszyscy się dowiedzą, że leżę pod łóżkiem i gapię się na majtki rudej... to będzie po mnie!

- Sougo! Wyłaź, idioto! – Hijikata i jego ton głosu – E? Yorozuya? – powiedział ze zdumieniem, a jego papieros wylądował na ziemi. Jeszcze ten smród. Jak on je tu przemycił?

- Znowu ty? Gdzie pójdę tam i ty. – odezwał się Gintoki, po czym wybuchnął. – Człowieku, jesteś moim cieniem, czy jak?!

- Chyba ty moim... zawsze pojawiasz się tam gdzie ja mam być! A gdy chcę gdzieś iść... to myślę, że ty się tam zaraz pojawisz! – wrzasnął Hijikata.

- Toshi, daj spokój. Dlaczego ta dziewczynka płaczę? Zrobiliśmy coś nie tak? – zapytał zdezorientowany Kondo. Tak. Przyszliście tu.

- Kagura-chan, czeka na Sougo. Chciała mu podziękować za ratunek. – wytłumaczył okularnik.

- To gdzie on jest? Może umarł? Takie rzeczy też się zdarzają... - powiedział czarnowłosy, po czym zaczął deptać papierosa leżącego na ziemi. – Może też być z jakąś pielęgniarką. Idiota!

Nagle poczułem jak coś miażdży mi rękę. Zorientowałem się, że to Hijikata. Musiał pomylić moją dłoń z papierosem leżącym kawałek dalej. Powstrzymywałem się od jakichkolwiek słów. Inaczej by się dowiedzieli, że jednak tu jestem. Zasłoniłem usta wolną ręką. Na złość zaswędziało mnie w nosie i kichnąłem.

Fanfick [Gintama]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz