12

261 30 8
                                    

Szczerze uśmiechnęłam się do lekarki. Jakby na to nie spojrzeć, wybawiła mnie z opresji. Rozglądając się po pokoju mój wzrok padł na różne certyfikaty i podziękowania pacjentów, wiszące na ścianie. Nie zauważyłam ich podczas poprzedniej wizyty. Mniejsza o to. Sylvia musi być dobra w tym co robi.

-Przepraszam, że musiałaś czekać- zaczęła, siadając- Ważny telefon.

-Nic się nie stało- odpowiedziałam jej, również siadając.

-No dobrze Olivio... Jak się dziś czujesz?- zapytała się mnie, szukając mojej karty w stosie papierów. Gdy już ją znalazła, otworzyła ją, zapisała coś i spojrzała na mnie. Czekała na odpowiedź.

-W sumie to nie najgorzej, jakoś leci- oby to kłamstwo przeszło. Patrzyłam jej się prosto w oczy. Sylvia westchnęła i znowu coś dopisała do papierów.

-Kiedy zrozumiesz, że na kłamstwie daleko tu nie zajedziesz?- zapytała się mnie. Poczułam się jak małe dziecko, przyłapane na złej rzeczy. Z nerwów zaczęłam bawić się palcami u rąk- Musisz mi mówić o wszystkim- dodała lekarka, kładąc nacisk na ostatnie słowo. Przytaknęłam lekko- No dobrze, powiedz lepiej jak leki.

-W sumie nie czuję się otumaniona po nich, ale chyba nie działają. Nie czuję się lepiej.

-To normalne. Musisz dać im trochę czasu zanim zaczną działać- uśmiechnęła się do mnie ciepło- A teraz Olivio troszkę porozmawiamy, dobrze?

Przytaknęłam po chwili wahania. Coś czuję, że to będzie długa i męcząca wizyta.

***

Po godzinie Sylvia dała mi spokój. Z ulgą opuściłam jej gabinet. Na korytarzu dokładnie się rozejrzałam. Dylana nie było. Choć z drugiej strony gdyby ciągle tu stał, to by było lekko chore. Ale jakby na to nie spojrzeć jesteśmy w szpitalu psychiatrycznym. Tutaj wszystko jest możliwe. Błyskawicznie znalazłam się pod swoim pokojem i weszłam do środka. Rzuciłam się na łóżko. Niewygodne to niewygodne, ale jednak łóżko.

-Widzę, że wymęczyli cię równie mocno jak mnie- powiedziała roześmiana Sam.

-A żebyś wiedziała- westchnęłam i wróciłam pamięcią do rozmowy. Pytania Sylvii na temat mojej rodziny nie były dla mnie łatwe. Tym bardziej przypominanie sobie wszystkich sytuacji z dzieciństwa. Jak rodzice wyjeżdżali zostawiając mnie z nianią, jak zmuszali mnie do związku z synem ich bogatych przyjaciół, jak się za mnie wstydzili, gdy moje problemy stawały się widoczne oraz jak w końcu postanowiłam się zabić. Nieudolnie, jak zresztą widać. Ogarnęła mnie senność, więc postanowiłam się zdrzemnąć.

***

No cóż, moja drzemka nie trwała długo, ponieważ dostałam poduszką w twarz. Wiedziałam, że to moja współlokatorka. Samantha Calvano, skuteczniejsza od budzika.

-Co tym razem?- jęknęłam niezadowolona.

-Kolacja moja droga, kolacja...

-Nie jestem głodna, idę spać- powiedziałam stanowczo i przekręciłam się na drugi bok. Już myślałam, że mam dziewczynę z głowy. Niestety, w tym samym momencie co pomyślałam, poczułam mocne szarpnięcie kołdry. Zanim zdążyłam zareagować już leżałam na podłodze.

-Wybacz, ale wiesz, że posiłki są obowiązkowe, a my jesteśmy spóźnione!- mówiła gestykulując. Parsknęłam śmiechem. Sam jest niesamowita. Wstałam z podłogi, otrzepując się. Poprawiłam włosy i już byłam gotowa do wyjścia. Po wejściu na stołówkę i otrzymaniu przydzielonego posiłku zajęłyśmy ten sam stolik co zawsze. Siedziałyśmy przy nim same, co nam odpowiadało. Kolacja składała się z dwóch kromek chleba i z plasterka szynki i sera. Jak zwykle się postarali. Do picia była herbata, chyba owocowa. Zajęłyśmy się posiłkiem, nie zauważając dwóch osób podchodzących do nas.

-Możemy się dosiąść?- zapytała się nas brązowowłosa dziewczyna o zielonych oczach. Była średniego wzrostu, a jej oczy miały intensywny odcień zielonego. Obok niej stał chłopak o równie zielonych oczach. Był troszkę wyższy od niej.

-Jasne- powiedziałam od razu.

-Jestem Mike, a to moja siostra Mara- odezwał się chłopak, gdy już zaleli miejsca na wprost nas.

-A ja jestem Olivia, a to moja współlokatorka Sam- odpowiedziałam im z uśmiechem. Wydają się całkiem mili.

-Jesteście bliźniakami?- zapytała się Sam.

-Tak- powiedziała Mara, pijąc herbatę- Ten cały psychiatryk mnie przeraża, dopiero co tu trafiliśmy.

-Nie martw się, przyzwyczaisz się. A dlaczego tu jesteście?- kontynuowała rozmowę moja współlokatorka.

-W naszej rodzinie nerwica jest dziedziczna. Leki zazwyczaj działają, ale w naszym przypadku coś przestały, więc wzięli nas na obserwację, przy okazji przepisując mocniejsze prochy- mówiła Mara. Ja się tylko temu przysłuchiwałam. Gdyby tego było mało, czułam na sobie wzrok Mike'a. Uśmiechał się do mnie. Żeby nie wyjść na wredną osobę odwzajemniałam jego gest. Skończyłam już jeść.

-Przepraszam was, ale jestem śpiąca, pójdę się położyć- wymigałam się od dalszych rozmów. Wstałam od stołu i podeszłam do okienka, gdzie wydawane są leki. Otrzymałam swoją dawkę, którą zażyłam. Kiedy wyszłam na korytarz, był on pusty. No tak, wszyscy są jeszcze na stołówce. Kiedy usłyszałam kroki za plecami szybko się obróciłam. No i zgadnijcie kogo ujrzałam? Dylana we własnej osobie.

-Widzę Moore, że szybko zdobywasz nowych przyjaciół- zaczął. Już miałam mu coś odpowiedzieć, lecz zbył mnie machnięciem dłoni- Nie o to mi chodzi. Po prostu uważaj na Collinsa.

-Na kogo?

-Mike'a- odpowiedział- Troszkę go znam i nie powiem, żebyśmy byli przyjaciółmi- dodał.

-Raczej ty ze względu na swój charakter nie masz przyjaciół- powiedziałam, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

-Żeby nie było, że nie ostrzegałem, skarbie- mruknął z uśmiechem, zakładając mi kosmyk włosa za ucho. Odskoczyłam od niego jak najszybciej. Dylan jedynie pokręcił głową i minął mnie. Najprawdopodobniej wrócił do swojego pokoju. Ja też powinnam. Po chwili byłam na miejscu. Nie wiedziałam za bardzo co zrobić z resztą wieczoru, więc wzięłam do ręki książkę, którą pożyczył mi Carter i zaczęłam czytać.

To już 12 rozdział :D Co o nim sądzicie?
Do następnego

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 27, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

On the other sideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz