My Hero 2

273 25 8
                                    

- Idziemy na lody?

Kibum tylko drgnął, gdy usłyszał to pytanie, zadane znanym sobie głosem. Gdy uniósł wzrok, rzeczywiście ujrzał nad sobą uśmiechniętego Jonghyuna. Stał odwrócony plecami do słońca, które teraz na kształt aureoli rozpraszało swój blask, błądzący po włosach i ciele chłopaka. Był trochę jak bóg, trochę jak anioł, ale nadal był Jonghyunem - odrobinę przyjacielem, i odrobinę bohaterem.

- Co ty tutaj znowu robisz?

- Przyszedłem po ciebie. Wydawało mi się, że już się do tego przyzwyczaiłeś.

Po twarzy młodszego przebiegł nieprzyjemny grymas, raczej odmawiający przyznaniu racji chłopakowi, niż godzący. Poruszył się na swoim miejscu, niezbyt przyjaznym do pogawędek. W pełnym słońcu, nieprzyjemnie parne, na brudnym chodniku koło szkoły. Zdumiony Jonghyun przyklęknął obok gimnazjalisty i łapiąc za drżący podbródek, spojrzał prosto w oczy, teraz mocno zaczerwienione. Zobaczył tam więcej strachu i obaw, niż sam poczuł przez całe życie. Kibum dorastał, ale to nie oznaczało, że powinno przybywać mu trosk, to nie był odpowiedni czas. Nigdy nie będzie odpowiedni czas.

- Płakałeś?

- No co ty, wydaje ci się - parsknął nieszczerym śmiechem, tak bardzo wypełnionym fałszem, że to było niemożliwe, by tego nie poczuć, i spróbował podnieść na nogi, jednak te, zbyt osłabione, nie utrzymały ciężaru. Upadłby, gdyby Kim nie złapał go w porę, oplatając ramionami w pasie. Bohater, zawsze na czas, zawsze w odpowiednim miejscu.

Kibum wydawał mu się zadziwiająco lekki jak na szesnastolatka. To nie było ani bezpieczne, ani odpowiednie.

- Bummie, co się dzieje?

- Nic, przecież. To od gorąca, zakręciło mi się w głowie.

Jonghyun wiedział, że jemu jest tu źle, przecież głupi nie był. Dostrzegał strach w jasno brązowych oczach. Miał tylko nadzieję, że to nie zaszło za daleko, że jeszcze jest co ratować w poranionej duszy niewinnego chłopca. Czuł jak delikatne ramionka kurczowo zaciskają się na jego koszuli, w próbie złapania chociaż odrobiny bezpieczeństwa, odgonienia dręczących koszmarów.

- Ty, Kim, teraz bawisz się w dziwkę?! A jak chciałem żebyś mi obciągnął, to się opierałeś!

Spojrzeli w bok, na nastolatka, który stojąc na czele dość dużej grupki, krzyczał te wstrętne słowa. Nie było wątpliwości, że skierowane były w stronę Kibuma, który w tym momencie próbował wyrwać się z uścisku znajomego. Twarz mu płonęła i już na pewno nie wmówiłby Jonghyunowi, że chodzi tu o zmęczenie gorącem. Tak się teraz bawiły dzieciaki w szkołach?

- Cii, Bummie, spokojnie. Nic się nie dzieje.

- Masz rację, chodźmy stąd - wyszeptał łamiącym głosem. Chował twarz w czarnych włosach, ale Jonghyun wiedział, że po jego policzkach toczą się teraz gorzkie łzy. Skapywały mu na białą koszulę, zostawiając szare ślady żałości i zwątpienia. - Proszę, hyung...

-Zaraz pójdziemy, tylko pogadam sobie z tym dzieciakiem.

- Ale ich jest więcej... - jęknął.

- Przecież nie będę się z nim bić - odparł lekko, a potem usadził zmęczonego chłopaka na ławce. Ten obserwował jak zbliża się do grupki gimnazjalistów, jak wyjątkowo silnie teraz wygląda. Na twarzy miał wypisaną pewność siebie, wyćwiczona sylwetka odstraszała. To nieważne, że był tylko jednym z wielu, że wcale nie był jakąś niesamowicie znaną personą. Kibumowi wydawał się być teraz naprawdę ważną osobą, może nawet taką, która przemieni jego życie na lepsze. Widział w jego postawie swojego super bohatera, idealnego, takiego, który potrafił wszystko.

My HeroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz