-Szybko, bo jeszcze się spóźnimy!
-Już biegnę Kristie.
Jak to możliwe, że zawsze się spieszę na pociąg lub samolot? Dzisiaj nie mogłam znaleźć mojego szkicownika, a bez niego nigdzie bym nie poleciała. John pożegnał mnie na parkingu i życzył powodzenia. Teraz biegłam z Kristie do odprawy. W końcu bezpiecznie usiadłyśmy w samolocie. Odetchnęłyśmy z ulgą i zaczęłyśmy rozmowę. Dzięki temu, że uczestniczyłyśmy w znanym konkursie, to leciałyśmy pierwszą klasą. Wszystko było eleganckie i nowoczesne. Po starcie przystojny stewardes podał nam szampana. Piłyśmy go z pięknych, wysokich kieliszków i podziwiałyśmy widoki za oknem. Myślałam, że będę się bała, bo zwykle podróżuję pociągami, ale się zdziwiłam. Ten start bardzo mi się spodobał. Zadziwiająca szybkość, przycisk do siedzenia i uczucie nieważkości. Nawet się nie czuło, że lecisz z prędkością ok. 1500 km na godzinę. Czas jakby stanął w miejscu. Pod nami migały pola, lasy i miasta.
-Przepraszam, czy pani mnie słyszy?
- Tak, co się stało?-zapytałam stewardesa, tego samego co podał nam szampana.
-Kapitan mówił, że za chwilę mogą być turbulencje, więc proszę zapiąć pasy.
-Oczywiście.
Zapięłam pasy bezpieczeństwa i spojrzałam na Kristie z niepewnością.
-Spokojnie, takie rzeczy się zdarzają.
-Ok.
Nagle całkiem mocno zatrzęsło samolotem. Po chwili znowu. I znowu, i znowu. W końcu samolotem tak wstrząsnęło, że przewrócił się wózek z napojami. Usłyszałam jak coś obok mnie trzasnęło . Zaczęliśmy szybko spadać. Panika rozpowszechniła się natychmiastowo. Z góry wysunęły się maski tlenowe. Założyłam jedną i popatrzyłam na Kristie. Miała przerażony wzrok i krzyczała na cały głos( czemu ludzie przed śmiercią zawsze wrzeszczą?) . Zamknęłam oczy i zaczęłam się modlić. Nagle poczułam, jak wszystko wypełnia się wodą. Nie! Nie mogę czekać na śmierć! Wzięłam głęboki oddech i odpięłam pasy. Zanurzyłam się cała i wypłynęłam przez dziurę w samolocie na powierzchnię morza. Wykrztusiłam słoną wodę i próbowałam się czegoś złapać. Wokół mnie płonęły części skrzydeł maszyny. Co z Kristie? To była walka o przeżycie, trzeba było myśleć o sobie. Wiem, jestem zdzirą. Ale chciałam żyć i nie mogłam tego zmarnować. W końcu wczołgałam się na oderwane drzwi samolotu. Spojrzałam na morze. Było pełne zwłok biednych ludzi. Szukałam jakiejkolwiek żywej istoty. Niestety wszyscy umarli. Nie mogłam panikować. Powinnam myśleć racjonalnie. Znalazłam jakąś rurę i płetwę. Zdjęłam gumkę z włosów i ją przerwałam. Związałam te dwie części i już miałam wiosło. Nagle usłyszałam męski głos wołający pomoc. Podpłynęłam do tego miejsca i się okazało, że to był ten sam stewardes.
-Hej, złap się tego-podałam mu wiosło.
Szybko chwycił się go i wgramolił ostatkami sił na drzwi.
-Dzięki, kim ty konkretnie jesteś?
-Nazywam się Katy Torner, a ty?
-Ross Jackson-podał mi poranioną dłoń.
Delikatnie ją uścisnęłam. Moja ręka także była trochę pocięta, ale trudno. Zagoi się. Mam nadzieję, że przeżyjemy.