Rozdział 1

327 38 14
                                    

Słyszę szum drzew, moje ciało gładzi delikatny wietrzyk, nagle słyszę krzyk dziecka i wielki huk. Chodź chcę to nie mogę otworzyć oczu, ale czy się boję. Chyba nie mogę nazwać tego strachem, to prędzej moja ciekawość prowadzi mnie tam gdzie przed chwila był ten hałas. Jedyne co mnie dziwi to to, że idę tak jakbym znała tą drogę na pamięć. Biegnę coraz szybciej, pod nogami czuje kamienie, które ranią moje stopy. Kiedy docieram na miejsce, wszystko cichnie, wietrzyk przestał wiać, drzewa już nie szumią tak jak wcześniej. I nagle on...mój budzik dzwoni. Budzę się zmęczona chociaż, że spałam 8 godzin. Pościel jest cała zmierzwiona, a poduszka leży na podłodze. O nie, to na pewno nie ja. Kiedy już pościeliłam łóżko i wyszłam z pokoju , żeby się napić mleka. Kiedy szklanka była już pusta poszłam do łazienki się ogarnąć, bo dzisiaj sobota a ja mam na 9 do pracy. Chociaż, że mam 17 lat i chodzę do szkoły w tygodniu to mam jeszcze obowiązek utrzymać mnie i tatę. Na szczęście z ubezpieczenia mojej mamy mam pieniądze, żeby utrzymać mieszkanie. Może i jest niewielkie ale trzeba za nie płacić. Kiedy już byłam wykąpana i ubrana spięłam swoje długie brąz włosy w koka i zajrzałam do pokoju taty. Jak zwykle waliło tam wódką i papierosami. Odkąd mama nie żyje, dostał szajby, pije, pali. No ale cóż, nie zmienię tego co się wydarzyło. Zamykając drzwi na klucz, zeszłam ze schodów. Wychodząc na dwór poczułam świeży zapach bułeczek, mmmm i jakby sobie tu odmówić. Mam jeszcze pół godziny więc dlaczego nie. Podeszłam szybkim krokiem do piekarni i kupiłam dwie kajzerki. I kiedy tylko wyszłam zobaczyłam, ze mój autobus odjechał, no ale trudno jest tak piękna pogoda, ze mogę się przejść. Idąc i jedząc, patrzyłam na tych wszystkich ludzi co z rana biegają, wychodzą z psami na spacer, a pro po zawsze chciałam mieć psa, a mamy są z dziećmi na placu zabaw. Zawsze zastanawiałam się jak to jest prowadzić normalne życie, spokojne, z kochającą rodziną. Chciałabym tez poczuć jak to jest mieć mamę, przytulić się do niej kiedy jest nam źle, powiedzieć jej, ze kocha się ją nad życie i że jest najwspanialsza kobietą na świecie. Kiedy tak rozmyślałam nie zauważyłam, że już jestem w pracy. W kuchni już buszował Billi, wspaniały człowiek, potrafi gotować i doradzić. Już nie wspomnę, ze jest dla mnie jak ojciec.

-Hej Oliwia- pomachał mi drewnianą łyżką

-Hej Billi.- odmachałam mu z uśmiechem, i poszłam szybko do szatni założyć swój fartuszek, bo znając życie zaraz będzie masa klientów. Pracowałam w Barze "U Charliego", był to taki mały lokal, ale zawsze pełny. Czasami nie ma się jak poruszać. Kiedy byłam już gotowa dołączyła do nas Margaret, druga kelnerka. Już po chwili przyszli pierwsi klienci. Zawszę w sobotę to ja stoję przy kasie.

-Dzień dobry chciałbym zamówić, jajko z bekonem na wynos.

-Dobrze, oczekiwanie to od 5 do -10 min.-powiedziałam uśmiechnięta, w pracy nigdy mi on nie schodził. Nawet ją kochałam, było to coś innego niż moja szara rzeczywistość. I leciała godzina za godziną, aż do 15 mojej przerwy. Wtedy zawsze wychodziłam na zaplecze baru, robiłam sobie kawę do tego Bili zrobił mi naleśniki z czekoladą i siadałam przy stoliku na dworze. Nowo Jorskie słońce grzało przyjemnie. Ptaszki ćwierkały, a ja delektowałam się spokojem i pyszną kawą. Kiedy tak siedziałam poczułam coś mokrego na mojej nodze, spojrzałam w dół  siedział tam psiak, który wyglądał na głodnego. Pokroiłam mu grubego naleśnika i dałam w ręce.

-Masz malutki, pewnie jesteś głodny. Czekaj przyniosę Ci wody.- kiedy zjadł wytarłam rękę w ręczniczek i poszłam po pudełko do którego będę mogła wlać zimnej wody. Wróciłam do niego i postawiłam mu w cieniu, zaczął się cieszyć, a już po chwili zatopił swój język w krystalicznej wodzie. Chciałam jeszcze chwilę z nim zostać no ale cóż koniec przerwy. Po pracy, wszyscy sprzątali swoje stanowiska, kiedy skończyliśmy zamknęłam bar i ruszyłam powolnym krokiem do mieszkania, nie chciałam wracać. Po chwili doszedł do mnie Billi

-Idziesz na autobus-kiwnęłam głową- Wyobraź sobie, ze ja też, bo moje super hiper szybkie auto się popsuło- zaczęliśmy się śmiać bo oby dwoje wiedzieliśmy jaki to grat.- Jak ta u ciebie opowiadaj.

-Blli ty dobrze wiesz,że u mnie nic się nie zmienia.

-Dalej pije i Cię bije.- pokiwałam głową Billi tylko pokręcił głową.- Przecież to tak nie może być. Choć do mnie ja Cię przyjmę mam dodatkowy pokój.

-Nie mogę go zostawić jeszcze, że zabiłam matkę to jeszcze go zostawię bez niczego. Tak nie można.

-Co?! Oliwia! Ile razy mam Ci powtarzać, ze to nie ty zabiłaś ona sama wybrała.......-nie dokończył bo mu przerwałam

-Muszę lecieć mój autobus- pomachałam mu i wsiadłam do autobusu. Podczas jazdy zaczął padać deszcz. Wysiadłam i szybkim krokiem podleciałam do klatki, będąc w domu ściągnęłam torebkę i krzyknęłam

-Już jestem- ale to jak grochem o ścianę, nigdy się nie odezwał i nigdy się nie odezwie. Wchodząc głębiej zauważyłam, że znów siedzi przy telewizorze i pije wódkę. Nie no tak się nie da żyć. stanęłam na środku zakrywając telewizor.

-Tato, ogarnij się. Tak nie można. Zrób coś ze sobą. Idź do pracy, zarób. Przecież ja wiecznie nie będę na ciebie pracować, a pieniądze mamy niedługo się skończą.

-Zejdź z ekranu bo oglądam.

-Nie!- powiedziałam stanowczo, a on wstał z kanapy podszedł do mnie, i tak po prostu popchnął mnie  na ścianę, upadając obiłam się plecami o kant szafki co spowodowało cholerny ból. Leżąc na podłodze zaczęłam po cichu szlochać.

-Gdybyś się mnie posłuchała i nie stawiała, nic by się nie stało. Jesteś sama sobie winna.- powiedział to patrząc się na mnie po czym powrócił do oglądania telewizji. Wstałam z wielkim bólem i poszłam do pokoju. Zamknęłam się i zaczęłam słuchać muzyki, po chwili zasnęłam. Ja, most i droga tylko w jedną stronę. Most jest tak stary, że gdzie nie staniesz lecą wióry, nie rozważam gdzie staję, nie boje się śmierci. Nagle na przeciwko mnie po drugiej stronie mostu, pojawia się postać, jej świtało mnie oślepia, przymrużam oczy i próbuje zobaczyć twarz cały czas idąc. Nagle staje z przerażenia, to jest...to.. moja mama. Zaczynam do niej biec, nagle most za mną zaczyna się walić, biegnę najszybciej jak tylko mogę, mój oddech przyśpiesza, a powietrze łapie z trudnością,. Słysze głosy w mojej głowie " Dasz radę jeszcze trochę, córeczko chodź do mnie". Mama wyciąga do mnie rękę, łapię ją i nagle tracę grunt pod nogami. Trzyma mnie mocno, próbuje się wspiąć ale skały się sypią. " Nie bój się córeczko trzymam Cię" widzę jak mojej mamie jest ciężko. Po chwili łza która, spływała jej po policzku spadła na moją rękę i kolejna i jeszcze jedna, nagle poczułam jak powoli wysuwam się z mamy uścisku. " Ja przepraszam...ja.. nie dam rady" i puszczam rękę. Czuję jak łzy spływają po moim policzku i nagle.....Budzą mnie hałasy z dołu. Patrzę na zegarek i widzę jest godzina 4:45

-Co mój ojciec znów wymyślił.- mówię do siebie i wychodzę z pokoju doznając szoku.....

Nasza droga DONIKĄDWhere stories live. Discover now