Epilog

54 6 2
                                    

Duszno. Zimno. Przyjemnie. Nigdy nie było tak wspaniale, jak teraz. Czuję lodowate krople spadające na moje nagie ciało. Odchylam głowę do tyłu i wzdycham z ulgą, gdy woda spływa po rozgrzanej twarzy, łapczywie łapię ją do ust. Powoli otwieram oczy i sięgam na półkę, by wyczuć gładką powierzchnię metalu.
Chwytam nożyczki w prawą rękę i szybkim ruchem obcinam długie, kruczoczarne loki, sięgające teraz zaledwie za uszy. Uśmiecham się z ulgą i pochylam się, by woda zmyła resztki włosów z szyi. Czuję się teraz tak lekko, jakbym właśnie się narodziła.
Otwieram kabinę prysznica i pod stopami czuję szorstkie kafelki. Szybko otulam się śnieżnobiałym ręcznikiem i zaczynam się ubierać.
Biały materiał sukienki przyjemnie muska moje ramiona, a z mokrych resztek włosów skapuje woda - prosto na odsłonięte plecy. Idealnie, jak na mój ostatni strój.
Ostatni raz czeszę moją nową fryzurę i nakładam delikatny makijaż w odcieniach czerni. Z uśmiechem spoglądam w lustro i przymykam oczy.
Wychodząc na balkon myślę o mamie i tacie. Nie tak łatwo było odczuć ich brak... Ale oni już ci nie pomogą, Rose. Umarli, po prostu zniknęli. Nic ich teraz nie boli - a mnie serce również przestaje boleć. Biorę głęboki wdech. Kocham zapach wiosny. Czuję deszcz, kwiaty, powietrze, las, słyszę śpiew ptaków i szum liści. Wdech. Wiatr, śmiech, słońce. Wydech. Już czas.
Zamykam oczy...
...I skaczę.

Misja: ŻycieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz