*Okiem Michaela*
I tak powoli zapadła noc... kolejna bezsenna noc. Ten moment kiedy niebo dzieliło się na jasną i ciemną część, to był na prawdę niesamowity widok. Kolejne myśli, które przenikają mój umysł. Nie jestem zbyt wymagający, no dobrze to zależy w jakiej kwestii. Jeśli chodzi o to co robię o śpiew, taniec, dawanie z siebie tego co podarował mi Bóg było by to kłamstwem. Od jakiegoś czasu mam tylko jedno marzenie. Może niezbyt ambitne. Pragnąłem obudzić się u boku ukochanej osoby. Móc tą osobę objąć mocno i przyciągnąć do siebie. Czuć delikatny zapach i ciepłą skórę. Pragnę kogoś kto był by
równie do końca nie doskonały jak ja. Kogoś o tak dziecięcej duszy, że tylko ja bym mógł z tą osobą wytrzymać. Tak pragnącego miłości, że tylko ja potrafiłbym ją dać i pielęgnować. Po prostu pragnę kogoś na własność. Na wieczność. Lub przynajmniej do śmierci. W końcu za niedługo stuknie mi trzydziestka. Może jednak jestem zbyt wymagający. Musze skończyć z rozmyślaniem w końcu noc jest od spania. Sięgnąłem po fiolkę, wybierając białą pigułę. Bez wahania popiłem ją wodą i czekałem aż pogrążę się we śnie.~Rankiem~
Obudziłem się. Na razie nie miałem siły by otworzyć oczy. Nie znoszę tego momentu kiedy dociera do nich jasne, rażące światło poranka. Skupiłem się na odczuwaniu. Lekki chłód powiewał ze strony tarasu na tyle by poczuć jak moje loki tańczą na twarzy, łaskocząc mnie delikatnie. Nie chciało mi się tak naprawdę nigdzie ruszyć, zawinąłem się w kokon, który tworzyła kołdra.
- Mike, ruszaj ten swój chudy tyłeczek!- Usłyszałem głos Franka, mojego menagera. Ten to zawsze miał poczucie humoru.
Wiedziałem, że teraz nie ma szans. Muszę wstać. Nie zdążyłem jednak uwolnić się z objęcia pościeli, która krępowała mnie niczym łańcuchy bo poczułem uderzenie wprost w tył głowy a woda rozprysła dosłownie wszędzie zalewając mnie.
- EJ! TO BYŁO NIE FAIR FRANK!!!- Krzyknąłem, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu. Zupełnie nie spodziewałem się takiej zagrywki.
- O to chodziło. Król powinien być przygotowany na wszystko. Poza tym musiałem ci się odwdzięczyć po ostatnim jak omal nie dostałem zawału, gdy podrzuciłeś mi węża pod poduszkę. Przecież doskonale wiedziałeś, że panicznie się ich boje. A teraz naprawdę wstawaj Piotrusiu, jesteśmy umówieni na spotkanie w sprawie nadchodzącego koncertu w Japonii, trzeba jeszcze wszystko ostatecznie omówić przed wyjazdem.
- Okay, zaraz będę gotowy.- Odparłem powoli zwlekając się z łóżka.
Wziąłem szybki prysznic. Zdecydowałem, że ubiorę się jak zwykle czyli flanelowa koszula w kolorze czerwonym, klasyczne czarne i w dodatku przykrótkie spodnie i białe skarpetki, do których miałem spory sentyment od małego. Bracia zawsze się ze mnie naśmiewali krzycząc coś typu :
,,Mamo Michael to idiota, znowu założył te białe skarpety, one są już dawno nie modne!"
I tak nigdy nie zwracałem zbytnio na to uwagi, mam prawo kreować własny styl, taki w jakim będę czuł się wygodnie i przede wszystkim, który będzie odzwierciedlał mnie. W końcu to były tylko dziecinne żarty, nie mam do nich żalu. Spojrzałem jeszcze niechętnie przed wyjściem w lustro by przeczesać włosy i finalnie spiąć je w ukochany, luźny kok. Ale zaraz pewnie wielu zastanawia dlaczego niechętnie? Jestem perfekcjonistą co wiąże się również z tym jak wyglądam. Nigdy właściwie nie byłem zadowolony z mojego wyglądu a to wszystko przez dziecięce i młodzieńcze lata.... Bracia i ojciec dokuczali mi i drwili, szczególnie z nosa. Kocham ich całym sercem, ale to nie było miłe... Słyszeć takie rzeczy od własnej rodziny.
- Grzebiesz się gorzej niż baba! Nie chce cie pośpieszać, ale naprawdę czas już na nas mały.- Znowu słyszałem narzekania managera, który czekał niecierpliwie na dole w salonie.
YOU ARE READING
Such is life
FanfictionZnany i uwielbiany geniusz, którego duszę pełną miłości i ciepła w dużej części przyćmił blask sławy i jupiterów z dnia na dzień odczuwa coraz bardziej samotność. Wciąż poszukuje siódmego koloru tęczy, który oznacza szczęśliwe życie u boku charyzmat...